Na wczorajsze (20.04) popołudnie, do Kamienicy Naujacka mieszkańców miasta wspólnie zapraszali Urząd Miasta oraz Miejski Ośrodek Kultury. Te dwie instytucje w jednej z sal budynku przy ul. Dąbrowszczaków zorganizowały bowiem forum dyskusyjne na temat planowanego zagospodarowania największego z olsztyńskich akwenów wodnych, jeziora Ukiel.
Na planach takiej formy spotkania, niestety, się skończyło. Rozmowy, jakie się tam toczyły nie przypominały w niczym dyskusji, na którą jeszcze pięć minut przed siedemnastą zapraszał prowadzący. Trafnie zauważył to jeden z obserwatorów, który próbę podsumowania trwającej ponad godzinę „dyskusji” przez jednego z formalnych jej uczestników, ocenił krótkim: „co tu podsumowywać, skoro żadnej dyskusji jeszcze nie było”.
Wchodząc na stronę MOK-u, tuż przed spotkaniem wyczytałem m.in., że będę miał okazję zapoznać się z „z różnymi planami zagospodarowania tego jednego z najpiękniejszych, olsztyńskich jezior”, a także dowiem się czy „rozwinięta zostanie baza turystyczna i sportowa, jak będzie można spędzać tam czas wolny i czy w planach zagospodarowania jeziora uwzględniono aspekt ekologiczny”. Przyciągnęła mnie też informacja, iż będę mógł „obejrzeć krótkie filmy ukazujące brzegi Jeziora Krzywego i prezentacje multimedialne związane z wyróżnionymi w konkursie koncepcjami zagospodarowania tego akwenu”.
Dziś, mniej więcej dobę po tej pseudodebacie, czytam na stronie te same informacje z tą różnicą, że wyrażenia „dowiemy się”, „zapoznamy się”, „będziemy mogli”, zostały zastąpione przez te same czasowniki tyle, że w czasie przeszłym...
Odbiegając od tego, jak musiała się wysilić osoba publikująca recenzję z tego niecodziennego wydarzenia, zastanawiam się, czy ja na pewno byłem akurat na tym spotkaniu.. Nie przypominam sobie, by ktokolwiek poruszał kwestię ekologii... Nie wiem, być może przysnąłem, choć tak naprawdę, ciężko było tam zmrużyć oko, bo ta „dyskusja” przebiegała niemal dramatycznie.
Tak naprawdę, to już na początku spotkania jeden z architektów celnie zauważył, że nie widzi sensu całej dyskusji, czym wprawił w zakłopotanie nawet samego prowadzącego. Racja pozostała jednak po stronie reprezentanta autorow projektów. Po co bowiem przedstawiać coś, czego i tak nie będzie. Bo przecież miasto rozpisało nowy przetarg na jednolitą koncepcję zagospodarowania brzegów jeziora, zatem tych torów saneczkarskich czy promenad prezentowanych w sześciu wyróżnionych wcześniej koncepcjach i tak nie zobaczymy.
Inne zdanie miał Mirosław Jabłoński, zastępca szefa OSIR-u, Jerzego Litwińskiego, który na spotkanie nie przybył (a podobno, zgodnie z zapowiedziami organizatorów, miał tam być). Próbując odpowiadać na pytania z widowni, informował, że zwycięzca przetargu będzie musiał wziąć pod uwagę wszystkie wcześniej przygotowane projekty. W to nie wierzyli jednak nawet sami ich autorzy. Po co bowiem brać pod uwagę coś, co przecież miastu nie pasuje do planu zagospodarowania przestrzennego. Bo jeśliby pasowało, to podobno nie byłoby żadnego nowego przetargu...
Przedstawiciel OSiR-u na pytania odpowiadać próbował, trzeba mu to przyznać. Z tym jednak nieco większy problem miał już Jerzy Piekarski, szef olsztyńskiego Biura Planowania Przestrzennego. Mimo tego, iż obecny na spotkaniu, jak sam się przedstawił, mieszkaniec Dajtek dwukrotnie zadawał mu proste pytania, nie wymagające półgodzinnego wystąpienia, pan Piekarski nie był w stanie udzielić odpowiedzi choćby w połowie zadawalającej autora pytania. Ba, wówczas gdy odnosił się do poruszanych przez przedstawiciela jednego z olsztyńskich osiedli kwestii, mówił o czymś zupełnie innym.
A o czym konkretnie? A choćby o tym, że dotychczas olsztyńskie jeziora nie były zagospodarowywane w profesjonalny sposób. Trzeba było pomostu, wołano stolarza... A teraz? Teraz miejscy architekci pokazali, że naprawdę da się to zrobić inaczej. I co z tego? Wiemy, że się da! Sukces!
Pytania nie padały jednak tylko pod adresem panów Jabłońskiego i Piekarskiego. O kilka spraw pytano się także władz miasta, w osobie samego prezydenta Piotra Grzymowicza, który do Kamienicy Naujacka przybył, lecz po kilkunastu minutach od rozpoczęcia „dyskusji” zniknął. Na sali pozostał jedynie jego doradca, Tadeusz Prusiński, który jednak nie odważył się zabrać głosu...
Podsumowując te moje skromne przemyślenia, odniosę się jeszcze do słów Wojciecha Smieszka, przedstawiciela branży turystycznej. Uznał on, że w przedstawionych sześciu projektach dominują obiekty rekreacyjne, które nie zarobią na utrzymanie całego interesu. Nie znajdzie się zatem żaden inwestor, który będzie chciał wejść w biznes bez większych perspektyw. Dlatego miasto musi postawić na turystykę, nie rekreację (czyli nieważne jest dobro wszystkich mieszkańców, a jedynie tych przedsiębiorczych, którzy tkwią w branży hotelarsko-gastronomicznej?). Dlatego też, idąc dalej tym tropem, to miasto musi dopasować się do inwestorów. A czy to przypadkiem nie Olsztyn powinien stawiać warunki?! Przecież to my olsztynianie możemy się pochwalić kilkunastoma jeziorami... to nasz skarb, nie inwestora! Może się mylę, ale zdania zmienić nie zamierzam!