VariArt 1/2010
Nakładem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie ukazał się kolejny numer czasopisma kulturalno-literackiego „VariArt”. W pierwszym w tym roku wydaniu periodyku, skierowanego głównie do „smakoszy”, znajdziemy informacje o lokalnej kulturze: rozmowy z artystami, noty historyczne, próbki twórczości literackiej i poetyckiej, relacje z wydarzeń kulturalnych, recenzje. Z kilkunastu materiałów z najnowszego VariArt dla naszych czytelników wybraliśmy przygotowaną przez Annę Rau recenzję książki „Zaplecze” Marty Syrwid, wydaną w ubiegłym roku przez W.A.B Warszawa.
Odejdź, ciało, zostaw mnieWielkie, opuchłe, ciastowate ciało - tak siebie widzi Klara Wiśniewska. Super-Baba. Wszechogarniająca Bogini-Matka. Wzrost: 172 cm, waga: 47 kg, obwód talii: 58 cm, obwód bioder: 83 cm, obwód klatki piersiowej: 80 cm. Klara mówi, że to za dużo, o wiele za dużo - bo chce być NAPRAWDĘ idealna. Jak „manekinka” z wystawy - piękna, strzelista, bez wypukłości, gładka. Klara więc świadomie i dobrowolnie zaczyna pracę nad zmanekinezowaniem swojego istnienia... - oto główny wątek powieści Marty Syrwid pt. „Zaplecze”.
Wbrew pozorom jednak nie jest to historia o anoreksji, czyli efekcie finalnym pewnych czynników egzystencjalnych, ale o wiecznym głodzie. Głodzie uosobionym, zimnym i mocnym. Klara odkąd pamięta, zna tylko głód, który jak choroba dziedziczna opanował wnętrza wszystkich członków rodziny Wiśniewskich. Dziewczynka dorastając więc dzień za dniem mogła obserwować, jak jej rodzice, dziadkowie i krewni wszelkimi sposobami próbują pochłaniać, zagarniać oraz pożerać rzeczywistość. I zaspokajają tę potrzebę wszystkimi znanymi sobie sposobami: od najbardziej prozaicznych przez pożywienie, po te bardziej wyrafinowane - przez zagarnianie cząstek wolnej przestrzeni innych, przez bezustanne absorbowanie uwagi, przez wrzask, nakazy i nagabywanie.
Klara również jest stale głodna - i od zawsze pożąda tylko miłości rodziców. W całym tym kontekście jej wstręt do jedzenia i późniejsza anoreksja to początkowo wyraz buntu przeciw rodzinnym oraz szkolnym upokorzeniom, a także nieuświadomiony akt autoagresji. Jednak stopniowo i przewrotnie ów głód staje się ratunkiem dziewczyny, która naprawdę odżywa wewnętrznie, gdy uświadamia sobie, iż w ten sposób może kontrolować swój mały świat! Tylko tak, przez odcięcie się od wszystkiego, co stare - w tym od jedzenia.
Chudość, czyli widzialny objaw podporządkowania głodowi, jest dla niej tożsama z czystością ciała i duszy, a uczucie „fizycznej pustki” - z doświadczaniem katharsis. Wreszcie - głodząc się i ćwicząc (żeby zająć czymś i ukształtować przy okazji protestujące ciało) - może ignorować psychopatycznego ojca, histerię i obojętność swojej matki, może porzucić swoją szkolną „przyjaciółkę” - cwaniarę, gdyż jest tak silna w swej słabości, że już nikogo nie potrzebuje. Paradoksalnie w ten sposób przedstawiony głód zaczyna być dobry, coraz lepszy: czyni wszystko czystszym, prostszym, lżejszym, klarownym. Klara staje się coraz bardziej jasna, czysta, lekka, klarowna. Po pewnym czasie ma kości jak ptak, włosy jak pajęczyna, oczy wielkie jak sarna i wykwintne kości policzkowe, i artystyczne nadgarstki, i budzące podziw żebra. Jest lepsza niż inni: nie je - nie musi jeść - już nic nie musi. Zamiast mózgu ma kłębek, zamiast żołądka ma kłębek, zamiast siebie ma wewnątrz kilka kobiet. Pierwsza jest bajecznie szczupła i wzbudza powszechną zazdrość swoją nieziemską pięknością. Druga siedząc w kucki bezustannie się kołysze, gdyż ciągle się boi i płacze, i łaknie, i pragnie akceptacji. Trzecia czuje nieskończony głód, straszny wilczy głód, który szarpie jej wnętrzności. Czwarta stoi nieruchomo z szeroko otwartymi ustami i tylko krzyczy. Piąta się miota od ściany do ściany, i obija się, i rani...
Klara-narratorka całą swą historię opowiada Klarze - której? Szóstej? - łagodnemu dziecku, któremu ojciec wsadzał twarz do talerza i kazał żreć? Siódmej? - takiej, jaką byłaby, gdyby ją kochano i przytulano? ósmej?... Syrwid ukazuje w ten sposób ciekawe połączenie dwóch stanów chorobowych - anoreksji i schizofrenii. Lekarze i psychologowie szukają przyczyn zaburzeń odżywiania w zaniżonym poczuciu własnej wartości, w uszkodzonym ośrodku głodu i sytości, w stresie, w odrzuceniu, w urazie z dzieciństwa. Klara tłumaczy to sobie inaczej - pragnieniem doskonałości. Widzi, że z każdym ubywającym kilogramem jest coraz piękniejsza, zdrowsza, osiąga coraz wyższy stopień perfekcji.
Powrót do normalnego jedzenia oznaczałby możliwość chaosu, za to anoreksja to kontrola doskonała, gdyż zbiera wszystkie zakładki życia i wszystko podporządkowuje jednemu. Głód jest doskonały. Jest ciszą, niepodległością, oderwaniem od wszelkich zależności, jest wspaniałą Innością. A na tym najbardziej Klarze zależało - aby (nie daj Boże) nie być podobną do ojca, matki, babek. Wielkich, wiecznie głodnych, hałaśliwych, szybkich, pazernych. Klara ucieka więc w końcu w głód totalny, gdyż chce, aby zdominował jej życie - i uczynił ją Inną.
Motyw procesu transformacji jest bardzo ważny w powieści Syrwid: Klara w końcu rodzi się na nowo, likwidując „brzuch, tłuszcz na udach i gruby tyłek” - choć nadal je widzi. Widzi siebie jako skażoną ciałem kaleką istotę, stopniowo coraz doskonalszą, motylą, tak lekką, iż unoszoną przez niewidzialne nitki w powietrzu - lecz jeszcze ciągle za mało nieważką. Straszny jest świat Klary, ale ona triumfuje. O dziwo w ten sposób okazuje sobie miłość i szacunek - innych metod nie zna, i - o dziwo - w jej oczach metoda kochania siebie głodem sprawdza się. Na końcu, gdy jej nowa powłoka jest niemal doskonale ukształtowana, „bierze poprzednią siebie za ramiona i rzuca o ścianę, i zamyka”. Dopóki widzi się w lustrze, ona - skórzany worek pełen kości - wie, że nie osiągnęła jeszcze pełnej doskonałości. Jest profesjonalistką - pedantyczną, zdolną, ciężko pracującą. Klara myśli, że dzięki fasoli, kalafiorowi i marchewce w ściśle określonych kilkudziesięciogramowych porcjach zbawi swój świat i wszystko zmieni... Owszem, na końcu mówi, że było warto, bo może latem pokazywać na plaży wklęsły brzuch, bo chłopaki z dzielnicy na wyścigi do niej wydzwaniają o randki, bo ma czas na naukę i najlepsze stopnie. Ale czy globalnie coś w jej życiu się zmieniło?
Olsztyn jako dość dokładnie opisane tło całej historii do końca pozostał mały i ohydny, zawężony do kilku brzydkich, szarych miejsc. Ojciec Wiśniewski nadal wyżywa się na swojej rodzinie - choć ostatecznie skupił się na młodszym bracie Klary, Olku - i jest autentyczną jednostką destrukcyjną (ale - co ciekawe - rejestruje to tylko jego córka). Relacje między mężczyzną a jego żoną są z ich punktu widzenia ogólnie poprawne. Kobieta jest całkowicie bierna, nie kłóci się z mężem, dla niego się stroi, codziennie podaje mu posiłki, rodzi mu dzieci. Tzw. momenty trudne, czyli chwile, kiedy mężczyzna zdenerwowany drobiazgami wyżywa się na dziewczynce, traktuje ze zwierzęcą pokorą. Wydaje się w ogóle nie dostrzegać problemu Klary ani chorobliwego charakteru swojego związku z mężem. Nadal w obliczu każdego problemu każe dzieciom milczeć lub sama bez słowa wychodzi. A w ogóle może Klara kłamie?!
Niektórzy krytycy nazywają powieść Marty Syrwid „poetycką”, jednak nie ma nic z poezji w bezlitosnych, surowych opisach walki młodego organizmu z samym sobą oraz zdeterminowanego umysłu - z instynktem przetrwania. Syrwid taką narracją szarpie czytelnika - szarpie jak głód - prostymi zdaniami lub wręcz równoważnikami. Czytelnik jednak nie czuje się głodny. Czasami wręcz odczuwa przesyt... A „sytość kończy się wieczorem. Zasypiając ssę róg poszewki. Chcę obudzić się następnego dnia popołudniu. Na czas obiadu”.
Czy anoreksja jest naprawdę dziś tak przerażająca? A może normalna, zwyczajna, oswojona? Nie ma nic ohydnego w opisach Klary, która z dumą na końcu oznajmia, iż przy 170 centymetrach waży 40 kilogramów. Przecież telewizja pokazuje prześliczne młodziutkie dziewczyny, które wychwalają „używane codzienne kremy wybitnie i dogłębnie przeciwzmarszczkowe”, modelki, które wystawiają wśród jedwabnych koszulek maksymalny rozmiar 32, a może nawet mniej, stojąc na niebotycznie długich, łapanych kamerą od dołu nogach. I taka jest w opisach Klara... Można więc w kółko czytać opisy Syrwid o krostach na głowie od nadmiaru papryki, o pomarańczowej skórze od półtora kilograma marchewki dziennie, o łuszczącej się skórze - a i tak bardziej przeraża obraz starzejącej się prababki Julii, która chomikuje po szafach stęchłe powłoczki, ścierki i czekolady.
Nic nie jest tak ohydne w „Zapleczu” jak ta obdarta z wszelkiej godności starość i w końcu śmierć „obłożona stosem śmieci”. Klara by umarła prosta i czysta jak kość. Pusta z pustką. Na własne życzenie, z wyboru, z uporu, z głodu. Więcej przejmującej bezlitości Syrwid zastosowała w opisie starej kobiety, która „głodowała w piątki i niedziele, żeby jak najmniej jeść, żeby oszczędzać i wydawać na pielgrzymki”. Z obsesją kradzieży, wiecznym niedomyciem i gromadzeniem wypadłych włosów w podartych reklamówkach. Żeby nic nie stracić. Bo Głód.
Anna Rau ******
VariArt jest dostępny w obiektach Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie, m.in. w Starym Ratuszu. Wersja elektroniczna jest dostępna na stronie internetowej WBP www.wbp.olsztyn.pl