Prof. Tadeusz Iwiński
Siedmiomiliardowy świat pełen jest biedy i nieszczęść, często zawinionych przez nas samych. Niekiedy jednak zdarzają się tragedie wyjątkowe w skali globu, o charakterze losowym i do takich właśnie należą skutki katastrofalnego trzęsienia ziemi na Haiti 12 stycznia 2010 r. (o magnitudzie 7 w skali Richtera, nie licząc dziesiątków późniejszych wstrząsów).
Równo miesiąc po nim miałem okazję - dzięki pośrednictwu władz sąsiedniej Dominikany i wsparciu ONZ - przylecieć do Port-au-Prince, by zapoznać się w ciągu dwóch dni z ogromem zniszczeń, a także z akcją pomocy międzynarodowej. Prowadzą ją z jednej strony struktury Organizacji Narodów Zjednoczonych (od 6 lat w tym kraju działa też MINUSTAH, dziewięciotysięczna wojskowo-policyjna misja ONZ), z drugiej - poszczególne państwa, zwłaszcza USA i Kanada, a również Ameryki Łacińskiej, szczególnie Brazylia, Wenezuela, Kuba i Dominikana), a wreszcie kilkaset organizacji pozarządowych. Nie wydaje się jednak ona dostatecznie skoordynowana i mimo wszystko chyba nie odpowiada skali niezwykłych potrzeb.
Choć w przeszłości widziałem, m.in. w Afryce i Azji, tyle tragedii, to w tym przypadku po prostu brakuje słów. W 9-milionowym państwie zginęło ćwierć miliona osób, zaś 2 mln pozostaje bez dachu nad głową (w warunkach polskich - proporcjonalnie - oznaczałoby to milion zabitych i 10 mln bezdomnych). Zniszczona jest niemal kompletnie infrastruktura, brakuje prądu, wody i żywności. Zginęli m.in.: szef misji NZ, arcybiskup stolicy, lider opozycji, wielu intelektualistów i artystów. W gruzach legła katedra, parlament, pęknięty jest pałac prezydencki. Zbliża się ponadto pora deszczowa, która całą sytuację może jeszcze pogorszyć.
Należy przy tym pamiętać, iż chodzi o zdecydowanie najbiedniejszy kraj w Ameryce Łacińskiej i na całej półkuli zachodniej (zajmujący według wskaźnika HDI dopiero 149 miejsce na 182 klasyfikowanych państw całego świata). Tymczasem Port-au-Prince wygląda dziś niemal tak, jak Warszawa po powstaniu 1944 r.
Dla Polski Haiti ma szczególne, historyczne znaczenie. Uzyskało ono w 1804 r. niepodległość, jako pierwszy kraj latynoamerykański, w dużej mierze dzięki polskim żołnierzom, zesłanym przez Napoleona w ramach Legionów im. Dąbrowskiego, których znacząca część - zamiast tłumić powstanie przeciwko Francuzom - wsparła antykolonialne wystąpienie (spośród 5-tysięcznego kontyngentu zginęło lub zmarło z chorób tropikalnych ok. 4 tys., a pozostali wrócili do Europy lub osiedlili się na wyspie).
Gdy po raz pierwszy trafiłem na Haiti jeszcze za czasów dyktatury Jean-Claude Duvaliera, zwanego (w odróżnieniu od swego ojca Francois, rządzącego w latach 1957-71) „Baby Doc”, ponad ćwierć wieku temu, to w górach spotykałem osoby noszące bliskie nam nazwiska, o jaśniejszych włosach i niemal niebieskich oczach. W pierwszej konstytucji haitańskiej był zresztą zapis, iż każdy Polak trafiający na dawną Hispaniolę mógł ubiegać się niemal automatycznie o obywatelstwo tego państwa. Później zapis ten zniesiono i złośliwi wiązali to z przegraną 7:0 drużyny Haiti z naszą, na mistrzostwach świata piłki nożnej.
W sumie Polska ma dodatkowe - poza humanitarnymi, czy solidarnościowymi - powody, aby szczególnie w tym przypadku zaangażować się w akcję pomocy doraźnej oraz długofalowy proces odbudowy tego kraju.
Dlatego dobrze się stało, iż wkrótce po trzęsieniu ziemi pojechali na kilka dni na Haiti polscy ratownicy, gdyż ich ofiarna pomoc miała również walor symboliczny. Ale w sumie reakcja władz Polski nie może być uznana za wystarczającą. W pełni zgadzam się z Janiną Ochojską, szefową Polskiej Akcji Humanitarnej, że wysokość środków przekazanych przez nasz rząd „to wstyd”. Chodzi bowiem o to, iż nasz kraj - jako bodaj jedyny z grupy państw rozwiniętych - nie przekazał ani grosza na doraźny fundusz pomocowy dla Haiti, tworzony przez ONZ. Wyasygnowanie zaś kwoty zaledwie 250 tys. dol. na Światowy Program Żywnościowy (WFP) i na Międzynarodowy Czerwony Krzyż, musi po prostu (zwłaszcza na tle innych krajów Unii Europejskiej) zawstydzać.
Rzeczywiście dotąd swoisty honor uratowała jedynie ofiarność i hojność, niezbyt przecież zamożnego, polskiego społeczeństwa. Sam „Caritas Polska” zebrał ok. 9 mln zł, z przeznaczeniem na budowę nowej szkoły na Haiti. Generalnie zaś Kościół Katolicki odgrywa istotną, nader pozytywną rolę w organizowaniu pomocy. Będąc w Santo Domingo rozmawiałem o tym m.in. z arcb. Józefem Wesołowskim, nuncjuszem papieskim w Republice Dominikany (zarazem dziekanem tamtejszego korpusu dyplomatycznego), odgrywającym rolę swoistego koordynatora pomocy dla Haiti ze strony Watykanu oraz licznych katolickich organizacji charytatywnych z całego świata. Organizowane są od tygodni specjalne konwoje humanitarne, które drogą lądową trafiają na Haiti z Dominikany.
Polska powinna w omawianym kontekście, jak najszybciej, zrobić trzy rzeczy. Po pierwsze, działać intensywnie na rzecz zwiększenia pomocy Unii Europejskiej jako całości, akcentując przy tym konieczność długofalowego, wieloletniego zaangażowania. Jest sprawą niesłychaną, w negatywnym sensie, iż nowa szefowa dyplomacji UE baronessa Catherine Ashton dotychczas nie odwiedziła Haiti. A przecież Traktat Lizboński, który dopiero co wszedł w życie, otwiera zupełnie nowe możliwości operowania. Po drugie, polski rząd powinien wyraźnie zwiększyć doraźną pomoc dla Haiti. Pomijam już ten fakt, że nasze władze nie wywiązują się z zobowiązań wziętych na siebie, m.in. w ramach tzw. Celów Milenijnych ONZ. I wreszcie po trzecie, należy włączyć Haiti do grupy kilku państw, które jako priorytetowe, otrzymują gros naszej pomocy rozwojowej (niezależnie od tego, że poziom tej pomocy jest stanowczo za mały i utrzymuje się na poziomie ok. 900 mln zł. rocznie).
28 stycznia b.r., na forum Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w Strasburgu, odbyła się specjalna debata pod hasłem: „Co Europa może zrobić dla Haiti?”. Zabierałem w niej głos w imieniu Grupy Socjalistycznej. Wszyscy zgodzili się np. co do konieczności umorzenia temu krajowi długu zagranicznego, co praktycznie się już stało.
Ale to o wiele za mało! Dlatego tak ważne jest, aby polscy politycy i wszystkie osoby pełniące funkcje publiczne zechciały włączyć się w doraźne i długotrwałe działania na rzecz przywrócenia normalnego życia na Haiti.
Prof. Tadeusz Iwiński
Poseł Ziemi Warmińsko-Mazurskiej
wiceprzewodniczący sejmowej
Komisji ds. Unii Europejskiej