Jako mieszkanki Olsztyna, częste uczestniczki imprez i spotkań w Olsztynie, chcemy zabrać głos w sprawie uroczystości, zorganizowanej 19 lutego z okazji 20-lecia Borussi. Spotkanie w zamku trwało trzy godziny, a więc według obecnych standardów o wiele za długo, ale było tak piękne i eleganckie, że z przyjemnością wytrwałyśmy do końca. Wielu innych organizatorów powinno wziąć przykład z tego, co się tam zdarzyło.
Pierwsza sprawa, to oprawa wizualno-dźwiękowa. Wchodzimy do sali i zamiast jak zwykle salonowego oświetlenia z góry, mamy półmrok i zieloną niszę z ekranem i białym podestem, na którym stały pokryte białymi pokrowcami krzesła. Na kryształowym suficie krążyły świetlne esy floresy. Co do dźwięku zaś - nie pamiętamy kiedy tak dobrze nad nim panowano! Żadnych przy tym zwoi kabli, panów w sweterkach, którzy przy nich krążą, wszystko ze smakiem ustawione, a panowie z obsługi niewidzialni, choć czujni. Sale zamkowe słyną z trudnego nagłośnienia, każdy to wie, bo słowa mówców często buczą, a muzyka dudni, a tu okazało się, że są profesjonaliści, którzy potrafili technicznie opanować te trudności. Pewnie zabrzmi to zabawnie, ale ten nagłośnieniowo-oświetleniowy sprzęt był po prostu ładny.
Drugi powód do zachwytów, to scenariusz. Imprezę bardzo ciepło prowadziły panie z Borussi, a każdy wątek ich prezentacji tematycznej czy zapowiedzi gościa, poprzedzał dobrze podany sygnał dźwiękowy (znamy imprezy, gdy sygnały podawano chaotycznie). Jedynym słabym punktem było wystąpienie pani wiceprezydent (chyba wiceprezydent, nie jesteśmy pewne). Składając gratulacje w imieniu prezydenta Olsztyna, o historyku Robercie Trabie powiedziała „Trauba” (!), natomiast wręczając kwiaty stwierdziła „od siebie dołanczam” (!).
Znakomicie prezentowało się przetykane żartem wystąpienie historyka Jerzego Sikorskiego oraz z żarem prowadzony dyskurs Roberta Traby z Kazimierzem Brakonieckim. Publicznie dawno tak intelektualnej imprezy, tak błyskotliwej, przemyślanie prowadzonej nie było w Olsztynie. Nawet koncert kończący wieczór dobrany był według najwyższych wymagań. Trzech skrzypków, wiolonczelista i saksofon, a muzyka jak najbardziej współczesna, znakomity warsztat, bogactwo kompozycji, to nie była kapela co gra naprzemiennie zwrotkę i refren z czterech słów. Nawet nie wiemy jak nazywają się muzycy, grający na borussiańskiej uroczystości, a nie możemy o nich zapomnieć. Bardzo chcemy podziękować Borussi, że zaoferowała nam - przypadkowym uczestnikom - tak wartościową muzykę.
I teraz po tych pochwałach kilka wniosków. Pierwszy to taki, dlaczego w Olsztynie jest tak mało ambitnych artystycznie przedsięwzięć? Dlaczego uważa się, że tylko masowe imprezy są ludziom potrzebne, gdy tymczasem człowiek - jak się okazuje - posłuchałby i poznał coś innego i nie tylko od święta? Następne pytania dotyczą tak zwanych decydentów, specjalistów od promocji itp. Dlaczego dyrektor promocji z ratusza, czyli sławny Pan Maciej Rytczak, nie chodzi na takie imprezy, a decyduje o tym, co w mieście ma być? Nie widziałyśmy Pana Rytczaka na uroczystości Borussi, nie widziałyśmy na wernisażach, nie widziałyśmy na wielu innych imprezach, ale widujemy go w telewizji jak się wypowiada niby guru. Skąd ma patent na wiedzę jedyną i niepodważalną? Może ma niedorzecznych doradców, że postępuje, jak postępuje? W takim razie szkoda.
Na zakończenie chcemy jeszcze zwrócić uwagę na jeden fakt, który uzmysłowiła nam także Borussia. Otóż w trendzie, by tylko młodym przyznawać racje i tylko ich marzenia spełniać, a ludzi powyżej 45 roku życia utylizować jak śmiecie (chyba, że są z partii rządzącej i mają kasę), to tu młoda Borussia akurat z szacunkiem i przyjaźnią odnosiła się do starej Borussi, pokazując, że wszyscy jesteśmy z takim samym prawem do miejsca na ziemi.
Chcemy także pokłonić się poecie Kazimierzowi Brakonieckiemu, który przypomniał, że gdy kiedyś próbowano Borussię wmontować w jakąś partię, on powiedział: „Ależ panowie, my jesteśmy inteligencją!”. List kończymy prośbą o więcej inteligencji w każdym elemencie życia miasta. Precz z kicz city i bufonadą specjalistów!
Borussi życzymy sto lat za klasę.
Olsztynianki Barbara i Beata