Tylko dzięki piosence Andrzeja Rosiewicza z refrenem „Wstań Zenek, wstań” wyemitowanej nieoczekiwanie w lokalnym radiu, choć ze mnie nie Zenek, wstałam z większą ochotą niż wcześniej. A „wcześniej” jest długie, trwało cały styczeń i przeciąga się do dziś, czyli przeszło na luty. To coś nazywa się zima, czyli jak śpiewa Rosiewicz - „świat na biało”, co nakazuje Zenkowi zostawić poranne amory i ruszać do odśnieżania.
Zasypany świat na biało jest piękny, ale niewygodny. Przedmiotem pierwszej potrzeby okazała się szufla. To szufla ratuje człowieka przed utratą pracy, bo pozwala wyrobić tunel do drogi, którą przejechał płóg, więc potem można dokolebać się jakoś do firmy.
Szufla musi mieć metalowy lub drewniany trzonek, bo plastikowy pęka - śnieg tylko pozornie jest puchem, bo przecież na szufli ciężki jak cholera. Dlatego każdy, gdy szuflą macha, to klnie. Za wyjątkiem mojego sąsiada, który wpadł w nawyk odśnieżania, a nawet żartowania z ćwiczebnych zmagań. Co jednak odśnieży stanowisko na swoje auto, to mu ktoś potem to oczyszczone poletko zajmie i sąsiad odśnieża drugie miejsce. Już możnaby się cieszyć, że dzięki temu kiedyś odśnieży wszystko, ale wzmocnione opady śniegu naruszyły cierpliwość sąsiada, więc postawił na żywiole grubą kreskę. Zasypał samochodód „obcego”, który nie docenił jego uporczywej walki z zimą (a może nie miał swojej szufli?) i zajął jego wcześniej oczyszczone do żywego gruntu miejsce. Świat mówi do nas na biało, ale czasem pokazuje zęby.
Ogólnie jednak zima brata nas ze sobą, brata! Człowiek człowiekowi pomoże i szuflę pożyczy - bo, jak wspomniałam, szufla jest najważniejsza, a jak najważniejsza, to w sklepach o nią trudno. Pług jest wielce przy tym pożądany, ale pług jak to pług, zrobi tunel na środku drogi i utworzy rosnący nasyp do postawionych na brzegu aut. Rano trzeba robić przekop. I tak każdego dnia. Przydałby się zatem megafon z muzyką poranną na ulicach, żeby szuflowało się rażniej, a klęło ciszej.
Świat na biało pewnie cieszy narciarzy, ale na pewno nie cieszy skrzydlatych braci. Ptaki pokurczone i ciche czekają na krzakach, coraz bliżej i bliżej balkonu. Raz posypane tam ziarno powoduje, że skrzydlate bractwo będzie jeść prawie z ręki. Takie wdzięczne. Bractwo czeka już od bladego świtu, gdy po porannej kawie wychodzimy z szuflami przed dom. Bractwo jest świadkiem naszej mordegi, a my ich.
Sinym wieczorem nad dachami pojawia się połówka księżyca. Sąsiad kupił cudem nową szuflę, bo tamta pękła. Jaroty - jedno z największych osiedli Olsztyna - zmęczone kładą się do snu.
Z D J Ę C I A