Jako namiętny czytelnik praktycznie wszystkiego (słowo honoru, jestem czystą odmianą mola książkowo-prasowego), nie tak dawno śledziłam medialny przebieg debaty nad jakością i duchem polskiego szkolnictwa wyższego. Podsumować można by tak: wykładowcy są wredni, studenci - leniwi, system - kiepski i stoimy nad świeżo rozkopaną mogiłą polskich uniwersytetów...
W tym miejscu wypadałoby westchnąć z nostalgią i przywołać w pamięci czasy świetności chociażby bliskiej nam geograficznie Albertyny. Wykładowcy byli genialni, studenci skrupulatni i bardzo pracowici, a system nauczania tak wspaniały, że nade wszystko warto było sprzedać ze 300 włók rodzimego ugoru razem z osiadłym na nim chłopstwem aby dziedzica do Prus wyprawić i w bibliotece tej wspaniałej uczelni kark uginać zmusić.
Piękne to były czasy, tyle że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Równie dobrze można by i dziś znaleźć zarówno sporą rzeszę genialnych naukowców-dydaktyków jak i błyskotliwych studentów, a w owych odległych dziejach, w „duchu uczelni” doszukać się nepotyzmu, głupoty jak i nadzwyczajnej obłudy.
Wierzę jednak, że dopóki sedno idei uniwersyteckiej, (czyt. studenci) będą chcieli się uczyć, zdobywać, odkrywać, dzielić się, spierać, dywagować na miarę warunków i okoliczności epoki - uniwersytet nie zginie. A że chcą i próbują - to rzecz pewna.
W tym miejscu chciałabym zaprezentować Państwa uwadze i zachęcić do dyskusji nad pewną inicjatywą studencką, która w moim przekonaniu, zawarła ciekawy „smaczek” studiowania, umiejscowiony w realiach współczesnej epoki. Studenci organizują się, żeby się dzielić... wiedzą!
Polecam lekturę strony http://ututi.pl/about a 17 grudnia zapraszam do Kawiarni „Moja” na dyskusję o dzielących się notatkami studentach i wykładowcach.