Intelektualista, to taki „lepszy” inteligent, z górnej półki. Inteligent, to człowiek zarabiający myśleniem (pracą umysłową), a więc wiedzą, inteligencją, twórczością. Kiedyś byli stosunkowo nieliczni w społeczeństwie i stanowiący swoistą elitę, nadającą ton całemu społeczeństwu. Inteligencja sprawowała „rząd dusz” i była tylko mgliście zdefiniowana, jako ludzie „pióra” i twórczości wszelakiej.
W XXI wieku, w gospodarce opartej na wiedzy, ludzi wykształconych jest bardzo dużo. To już nie tylko pisarze, poeci, kompozytorzy, malarze, rzeźbiarze, dziennikarze, nie tylko naukowcy i uniwersyteccy profesorowie, ale i tak zwana inteligencja techniczna, ekonomiczna, biznesowa, to także lekarze, prawnicy, architekci, bankowcy, informatycy itd. Jeśli już prawie co drugi Polak ma wyższe wykształcenie, to trudno ludzi żyjących z „myślenia i tworzenia”, z innowacji i kreatywności, nazwać elitą. Dlatego pojawił się kolejny termin - „intelektualiści”, czyli inteligenci z „górnej półki”, rzeczywiście wpływający na mody, poglądy i działania, a więc „bardziej wpływowi inteligenci”.
Ale jeśli nawet zawęzić inteligencję do intelektualistów, to i tak jest ich wielu wśród nas. Swoją wiedzą, mądrością, innowacyjnością, kreatywnością, siłą oddziaływania intelektualnego i duchowego, dorobili się majątku i pozycji w społeczeństwie. Są z pewnością beneficjentami współczesnego społeczeństwa informatycznego. Olsztyn jest bez wątpienia stolicą regionu z dużą liczbą intelektualistów. Ale czy coś z tego faktu wynika dla miasta i regionu?
W samym Olsztynie mieszka co najmniej 600 profesorów, około 2 tysięcy doktorów różnych dyscyplin. Nic dziwnego, przecież gród nad Łyna to miasto uniwersyteckie z kilkoma uczelniami i placówkami naukowymi. A czy tych naukowców widać „na mieście” - czy widać ich aktywność poza pracą zawodową i wąską specjalnością w „branży”?
Ale co z tego ma Warmia i Mazury, małe, senne miasteczka, liczne zapomniane wioski rozsiane pośród pól, jezior i bagnistych dróg? Czy silny intelektualistami Olsztyn tylko drenuje z młodych, zdolnych ludzi całe województwo? To tylko bilet w jedną stronę? W Olsztynie życie naukowe (chyba) kwitnie.
W Olsztynie odbywają się liczne odczyty, spotkania dyskusyjne, wykłady kilku uniwersytetów trzeciego wieku i różnych stowarzyszeń, w Olsztynie jest wiele galerii, wernisaży, koncertów. Szkoda tylko, że trudno odszukać informacji o tych spotkaniach.
A co się dzieje na prowincji? Wioski takie jak Włodowo znamy z linczu, Żywkowo z bocianów, inne miejscowości z wypadków drogowych, klęsk żywiołowych itd. W małych wsiach zamykane są szkoły, biblioteki, domy kultury. Zapomniane przez intelektualistów wsie popegerowskie umierają w marazmie, a jedyną rozrywką staje się ławeczka z mamrotem.
Drogi intelektualisto, czy nie czujesz się winny (grzechem zaniedbania) biedzie i marazmowi na głębokiej prowincji? Czy nie czujesz się winny pozostawienia tych społeczności swojemu losowi? To pytanie kieruję także i do siebie. I nie chodzi mi o wzbudzenie wyrzutów sumienia, ale o refleksję i pomysły do działania.
Jedno z ostatnich (w roku akademickim 2008/2009) spotkań kawiarni naukowej Klubu Profesorów Collegium Copernicanum zorganizowaliśmy w Górowie Iławeckim. Miałem okazję zobaczyć znakomite inicjatywy np. w formie Centrum Barka, jak i dostrzec ogromną potrzebę wychodzenia daleko poza mury uniwersyteckiego Kortowa (nie tylko na olsztyńską Starówkę). Ciekawsze spotkania od lat organizuje prof. L. Szarzyński z zespołem Pro Musica Antiqua, koncentrując w różnorodnych zabytkach Warmii i Mazur. Tam na nas czekają, ale nie tylko, żebyśmy się „powymądrzali”, ale czekają także, aby być wysłuchanym, dostrzeżonym.
Cechą charakterystyczną współczesności jest rosnącą decentralizacja, m.in. za sprawą internetu i nowoczesnych środków komunikacji. Bogaci ludzie sukcesu uciekają z przepełnionych miast w poszukiwaniu ciszy i wyższej jakości życia w podolsztyńskich wsiach. Z „warszawki” wyjeżdżają do prowincjonalnego Citaslow. Ale czy „profesorskie domy” rozsiane w krajobrazie kapliczek, jezior i bagien, są tylko sypialnią i miejscem odpoczynku? A co z tymi miejscowościami, położonymi dalej i nie przy wygodnych w dojeździe drogach? Czy potrafimy podzielić się wiedzą, entuzjazmem, zaradnością z zapomnianymi wioseczkami, gdzie nawet wrony zawracają? Czy intelektualiści nie powinni poczuć się współodpowiedzialni za losy tej zaniedbanej prowincji, tuż obok nas? A jeśli tak, to co z tym faktem zrobić? Tylko akademicko podywagować i napisać o tym publikacje w zagranicznym czasopiśmie (najlepiej tym z „listy filadelfijskiej”)?
Uniwersytet - ten „matecznik” intelektualistów - jest bez wątpienia warmiński i mazurski. Ale czy tylko to osadzenie w regionie sprowadzać się będzie do przyjazdu na studia do Kortowa? Czy mają szanse zaistnieć nasze „wschodnie Viadriny” w Braniewie, Ełku, Korszach, Pasłęku, Gołdapi? Czy mają szanse zaistnieć kawiarnie naukowe w pozaakademickich częściach Olsztyna oraz wiejskie ławeczki do „pofilozofowana” niekoniecznie z mamrotem? Czy mają szansę zaistnieć otwarte na drugiego człowieka spotkania „w drodze”?
Warmia to miejsce, gdzie cisza i spokój inspiruje. Citaslow wydają się znakomitym miejscem i scenerią do otwartych rozmów i dzielenia się nie tylko wiedzą ale i ciekawością świata.