Bogdan Stefanów i jego żona Helena na wernisażu 25 maja (fot. Marek Książek)
Wojtka Niepokulczyckiego poznałem najpierw korespondencyjnie, przez Jarka Polakowskiego, z którym działali w Platformie Obywatelskiej. Jarek przesyłał mi teksty Wojtka, w których ten poddawał krytycznej ocenie olsztyńską PO.
Pod koniec kwietnia zeszłego roku z obydwoma jechałem autokarem do Aten na szczyt alterglobalistów, choć wszyscy trzej raczej jako turyści, a nie burzyciele globalnego porządku. Pamiętam, jak w drodze powrotnej Wojtek starł się w dyskusji z młodymi socjalistami, bo reprezentował poglądy liberalne w gospodarce, a młodzi parli wręcz do rewolucji.
Widać było, że Niepokulczycki jest zaprawiony w dyskusyjnych bojach, choć nie zdawałem sobie sprawy, że to legenda pierwszej Solidarności. Nie wiedziałem też, że zżera go paskudny rak i nie zdążę z nim się spotkać, choć się umawialiśmy pogadać o bieżącej polityce.
Zmarł 30 lipca bieżącego roku, mając zaledwie 54 lata. Przyjaciele wydali pośmiertnie Jego książkę „Ostatni epizod” o pierwszych dniach stanu wojennego w Olsztynie, kiedy Wojtek praktycznie był szefem regionu i jako jedyny z działaczy ukrywał się.
W maju w Galerii MOK na Starym Mieście jubileusz 40-lecia pracy twórczej świętował wernisażem wystawy Bogdan Stefanów. Kilka dni później spotkaliśmy się ponownie - w zajeździe Fredka Prusika w Ługwałdzie, gdzie malarz mieszkał (we wsi, nie w zajeździe). Dzieciaki bawiły się z okazji Dnia dziecka, a my siedzieliśmy przy stoliku razem z Jackiem Rojkiem i Adolfem Teresiakiem, który „robił” za Napoleona.
Bogdana znałem od lat, jeszcze z czasów DŚT, ale dopiero w ostatnim okresie widywaliśmy się częściej, również z Jego żoną Heleną. Zaskoczył mnie jednak wpisując wtedy zaległą dedykację na rocznicowym albumie z sympatycznym wstępem: „Przyjaciołom Danucie i Markowi Książkom...” - z datą wernisażu, czyli 25 maja.
Nie minęło wiele czasu, gdy od Freda usłyszałem, że Bogdan trafił do szpitala z pękniętym tętniakiem aorty. Choć wydawało się, że jednak z tego wyjdzie, zmarł 3 lipca w wieku 67 lat.
Odeszli też w tym roku trochę starsi seniorzy środowiska, ale z którymi też byłem na „ty” i łączą mnie z nimi jakieś przeżycia. Ze Stanisławem Morozem, fotoreporterem CAF chyba tylko raz robiliśmy wspólny materiał w terenie, bo jednak On był korespondentem centrali warszawskiej. Z kolei Jurek Lew-Lewandowski swego czasu redagował zakładową gazetę w Dobrym Mieście, ale bardziej znany był jako poeta i twórca krzyżówek.
Fajne chłopaki z nich byli. Może o nas też kiedyś tak powiedzą?