Marian Rapacki (fot. archiwum rodzinne)
We wtorek (20.10) po południu, Marian Rapacki stanie się oficjalnie patronem olsztyńskiego Muzeum Sportu. Uroczystość nadania Muzeum Jego imienia rozpocznie się o godz. 16.30 na II piętrze Hali Widowiskowo-Sportowej Urania.
Marianowi Tadeuszowi Rapackiemu - trenerowi, wychowawcy, działaczowi sportowemu - od zawsze na sercu leżała aktywizacja sportowa młodzieży i propagowanie idei sportu. To On w 1989 roku zainicjował Muzeum Sportu. Gromadził eksponaty od zawsze, i katalogował, i pielęgnował, wciąż uzupełniając o nowe - by zachować dla potomnych. W muzeum medale, proporczyki i inne pamiątki sportowców świadczyły o powojennej historii regionu.Najpierw w życiu Szanownego Patrona był czas na własny rozwój intelektualny i sportowy: w Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim, następnie w podchorążówce. II wojna światowa i ruch oporu niewiele miały wspólnego ze sportem, ale już wstąpienie do wojska, z końcem wojny, złączyło Jego los z Mazurami i Warmią. Wytrenowany - jako gimnastyk, narciarz, pływak, kolarz, biegacz, strzelec, a do tego świetny organizator - miał wszelkie predyspozycje do rozwijania sportu.
W Giżycku i Węgorzewie organizował żeglarstwo i bojery, w Olsztynie kajakarstwo wyczynowe. Aktywny, wciąż z myślą o rozwoju młodzieży, przechodził kolejne kursy instruktorskie i sędziowskie; jego domeną były: wioślarstwo, żeglarstwo, bojery, boks, lekka atletyka, piłka siatkowa, koszykowa, nożna. Jednak najdłużej, bo 18 lat, w ramach Olsztyńskiego Klubu Sportowego, był trenerem kajakarzy. Kochany przez nich i szanowany, twierdził, że ważniejsza od surowej ręki jest przyjacielska ręka.
Znamienna była wielka kultura oraz opanowanie „Mańka”. Zaangażowany w zabezpieczanie sprzętu, prawidłowe, urozmaicone, bezkontuzyjne ćwiczenia, niestrudzony w poprawie wyników, Rapacki równolegle kształtował osobowość zawodników. Zauważono to podczas spartakiady młodzieży w Poznaniu: „Olsztyn nie tylko trenuje, Olsztyn wychowuje”.
Nie mówił do nich, że mają zdobyć medale. Mówił: „Musicie popłynąć jak najlepiej, musicie dać z siebie wszystko”. A gdy już dawali z siebie wszystko, poszerzali grono medalistów mistrzostw Europy, świata, Polski, wreszcie rzeszę olimpijczyków. Jeden z członków kadry narodowej kajakarzy Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio 1964, powiedział o Marianie Rapackim, jako głównym szkoleniowcu reprezentacji Polski: „Dla młodego zawodnika trener to była świętość. Jak on powiedział, tak miało być”.
Mówić o Marianie Tadeuszu Rapackim nie można inaczej, niż ciepło i ze wzruszeniem. Nie uprawiałam sportu, ale miałam szczęście Go poznać - podczas Długodystansowych Mistrzostw Polski w Kajakarstwie Olsztyn 2000. Było zimno, padał deszcz. Sportowcom w torach nie przeszkadzała woda z góry, ani tym bardziej z dołu, ale wszyscy inni kryli się pod parasolami. Prawie wszyscy - bo jeden człowiek, właśnie Marian Rapacki, nie zważając na aurę, stał wyprostowany, elegancki, dumny, że Jego Olsztyn gości najlepszych sportowców kraju.
Odwiedzałam go w domu wiele razy. Przy nalewce Dziuni, jego prawej ręki i muzy, prowadziłam rozmowy o sporcie i życiu. Dały mi one obraz Mariana Tadeusza Rapackiego jako człowieka.
Jaki może być ktoś, kto uwielbia kwiaty i przyjaźni się ze zwierzętami? Jaki może być ktoś, kto kocha Chopina i kocha młodzież?
To, czego się Rapacki dotknął, robił z pasją. Prowadził treningi i obozy sportowe, brał udział w spartakiadach i rozgrywkach różnych szczebli, angażował się w działalność: Ligi Morskiej, Ligi Przyjaciół Żołnierza, Polskiego Związku Kajakowego, Wojewódzkiej Federacji Sportu w Olsztynie i Białymstoku, Polskiego Komitetu Olimpijskiego i oddziału PKOl w Olsztynie, Wojewódzkiego Klubu Olimpijczyka i wielu, wielu innych. Nie liczył czasu, nie zważał na własny dyskomfort, jaki przynosił wiek i stres. Zawsze twierdził: „Świetnie się czuję”.
Per aspera ad astra.