Trwa euforia z powodu awansu mazurskich jezior do finału plebiscytu „New7Wonders”. Euforia uzasadniona, bo to coś, jakby polski klub awansował do piłkarskiej Ligi Mistrzów. Cieszmy się więc, aczkolwiek niech ta radość nie przesłania nam trzeźwego spojrzenia na sytuację.
Na zwycięstwo ostateczne, czyli wejście do „złotej siódemki”, szanse są niewielkie. 27 konkurentów, wśród których m.in. puszcza amazońska czy Galapagos. Polskie kluby nie wygrywają z Barceloną czy Manchesterem, nie ma cudów. Chociaż, dopóki piłka w grze...
Myślę jednak o czymś innym. Teraz, gdy o „mazurskim cudzie natury” głośno, jak dawno nie było, jest idealny moment na akcję świadomościową skierowaną do tych, którzy z jezior korzystają (szczególnie do braci żeglarskiej). Kochani: nie załatwiajcie „tych rzeczy” do jeziora, nie spuszczajcie w toń syfu z pokładów, nie zanieczyszczajcie wody detergentami i innym paskudztwem. Jeśli nie zrozumiecie, że pewne barbarzyńskie praktyki są niedopuszczalne, przyszłe pokolenia (tak, jeziora to dobro narodowe) otrzymają po was w spadku nie cud, a ściek.
Inną kwestią jest paląca potrzeba dokończenia procesu skanalizowania wsi nad jeziorami. Niestety, wciąż w wielu miejscach szambo leci prosto do wody. Jeszcze inną sprawa jest rybostan mazurskich jezior - kiedyś ich znak rozpoznawczy, dziś nostalgiczne wspomnienie. Tu również trzeba rozwiązań systemowych, np. całkowitego zakazu odłowów rybackich przez okres pięciu lat, a dla wędkarzy wprowadzenia obligatoryjnego zakazu zabierania złowionych ryb.