Jerzy Połomski
Sami na co dzień tego nie doceniamy i dlatego warto posłuchać, co mają do powiedzenia nasi goście, którzy rzadko lub pierwszy raz odwiedzają Olsztyn - jak legendarny piosenkarz Jerzy Połomski.
- Podobno organizatorzy imprezy „Bezpieczny Olsztyn” obwieźli Pana po naszym mieście. I co, podobało się?- Jestem zachwycony! Z pozycji emeryta, którym jestem, a czego nie da się ukryć, mogę powiedzieć, że znakomicie mieszka się w takim mieście. Bo nie jest hałaśliwie, można wszędzie dojść, jest prześliczny deptak na starówce, zajrzeliśmy na wspaniały zamek, obok którego jest taki stary młyn z pruskiego muru... Strasznie dużo zachowało się u was gotyku. W Warszawie takie zabytki na palcach można wyliczyć i całe szczęście, że kiedyś zdecydowano się odtworzyć Stare Miasto, bo byśmy nie mieli absolutnie żadnego nastrojowego miejsca.
- A w Olsztynie pełno takich miejsc?
- Tutaj niebywałym smakiem wykazano się decydując, co wybudować, łącznie z pomnikiem Kopernika, ładnym amfiteatrem pod zamkiem, ślicznie odnowionymi kamienicami, przy czym zachwyciła mnie wyjątkowej urody architektura takiego centrum kultury (kamienicy Naujacka - przyp. red.). A jeżeli dodać do tego jezioro z każdej strony miasta, to powinny zalewać was tu tłumy turystów.
- Nie wszyscy mieszkańcy Olsztyna mają tak dobre zdanie o swoim mieście.- Wiem, że od czasu do czasu każde miasto ma takie czy inne kłopoty, tak jak władze Sopotu czy Olsztyna, bo coś o tym czytałem. Jeżeli w Sopocie zobaczyłem, jakich tam dokonano pięknych zmian, to bym dał nagrodę temu prezydentowi. Jeżeli głowa waszego miasta (piosenkarz miał na myśli Czesława Małkowskiego - przyp. red.) ma jakieś kłopoty, mnie to nie interesuje. Za to, co zrobiono w tym mieście, też bym mu dał nagrodę.
- Zobaczymy, czy i jak wyjdzie z tej prawnej opresji, bo teraz jest inny prezydent. Pański obraz Olsztyna jest jednak trochę spojrzeniem obcego człowieka. Nas na przykład denerwuje, że mamy tyle pięknych jezior, a nie są one zagospodarowane.- A, to wszystko przed państwem! Ja też nie mogę się doczekać niektórych rzeczy. Przed zejściem z tego świata chciałbym w Warszawie doczekać Pałacu Saskiego, Pałacu Brühla, jakichś nowych ładnych placów, bo są tylko przejazdy do skrzyżowania, jakieś ronda, choć już w tej sferze się poprawia, co widać po odnowionym Trakcie Królewskim. A to mnie szczególnie cieszy, jako że kiedyś chciałem zostać architektem, co jest powszechnie znane. Skończyłem technikum budowlane w Radomiu, z jakichś względów nie dostałem się na architekturę, a uciekając przed wojskiem poszedłem do szkoły aktorskiej, a potem zacząłem śpiewać.
- Widzę, że jest Pan w świetnej formie, a za dwa tygodnie kończy Pan 76 lat, a to już jest piękny wiek...- Nie da się ukryć, ale wcale z tego powodu nie cierpię.
- Ale 18 września tamtego roku, na 75 urodziny, przechodził Pan chyba depresję, o czym pisał jeden z tabloidów?- Proszę pana, społeczeństwo już wie, że oni robią z igły widły. Zadzwoniono do mnie, a ja powiedziałem, że nie chce mi się żyć, ponieważ idę na operacja, bo miałem zaćmę. A przecież to żaden zabieg! Ale oni muszą sprzedać gazetę, więc napisali: „Ciężka depresja!” Dzwonią do mnie Irka Santor, Zbyszek Wodecki i mnie pocieszają, a ja do nich: „Czy wyście zgłupieli?” Irka mówi: „Przecież wiem, że to wszystko blaga”, ale naród to odczytał jednoznacznie! Jak zadzwoniłem do nich z pretensjami, co wypisują, to na drugi dzień napisali, że wychodzę z depresji, a do szpitala przysłali olbrzymi, ośmiokilogramowy kosz owoców i kwiatów z przeprosinami.
- Napisali także, że obchodził Pan tamte urodziny w samotności. A jak będzie w tym roku? Przyjdą goście, bo chyba ma Pan przyjaciół, znajomych? - W tym zawodzie nie ma momentów samotności i proszę się nie odwoływać do tego, co ten brukowiec napisał. Nie siedzę sam w zamknięciu, bo się przyjaźnię nawet z tymi młodymi, z którymi w różnych składankach występuję na estradzie. Co prawda mój krąg przyjaciół ogranicza się raczej do mojego pokolenia, ale obejmuje także średnie pokolenie, na przykład Irenę Jarocką, Krysię Prońko, z którymi jeździłem po kraju, Andrzeja Dąbrowskiego czy Krzysia Krawczyka, z którym w stanie wojennym śpiewaliśmy w Chicago; on do tańca, ja do słuchania. A jak pięknie mnie zapowiadał... Bardzo mu współczułem, jak miał ten wypadek, cieszę się, że ma taki udany
come back i ludzie chcą go słuchać, bawić się przy jego piosenkach. Ja również absolutnie do Pana Boga nie mogę mieć pretensji, bo dał mi barwnie i wesoło przeżyć moje życie.
Rozmawiał Marek Książek