Skończyło się na wsi wesele (nie obrażając wsi), zaczęły się koncerty w Olsztynie - tak usłyszałam od znajomych, którzy przyjechali na urlop w nasze strony. Miejski Ośrodek Kultury z dyrektorem Markiem Marcinkowskim na czele nie potrzebuje moich opinii, a rad tym bardziej, ale mimo to oświadczam: nie mam dziś powodów do krytyki. Na razie ich nie mam również wobec innych organizatorów. Tak się porobiło!
Spodobało mi się tego lata, że koncerty Śpiewanej Poezji szukają nowej formuły, że „wypływają” poetyckimi pejzażami na miasto. Wiem, było sporo zastrzeżeń do prowadzących, nagrodzonych i nagradzających, ale klimat organizatorom udało się stworzyć taki, że zdjęcia z wydarzenia można podziwiać jeszcze długo. Okazało się przy tym, że bez szacownej lipy zamek jest magiczny, a uzyskana przestrzeń pozwala szerzej ją aranżować do zamierzeń scenicznych. Dyskusje o Śpiewanej Poezji dają mi nadzieję na to, że w przyszłym roku organizatorzy, a szczególnie CEiIK, zdecydują się na odważniejsze formy wypowiedzi, bardziej zawojują miastem, a nawet ruszą w trasę z widowiskiem po zamkach regionu.
Podoba mi się także, że bukinista jest nadal na posterunku w centrum Starego Miasta i przyjmuje na swoje stoisko wszystkie materiały promocyjne. Na wietrze powiewają koszulki z Kopernikiem, którego pop-artowy wizerunek wymyśliło Olsztyńskie Starostwo Powiatowe - tu jednak aż mi się wyć chce, że inni nie poszli tym tropem i nie produkują koszulek z Kopernikiem z setką wzorów. Podejrzewam, że duzi i mali kupowaliby z ochotą kolorowe koszulki z Kopernikiem na wiele sposobów - od reprodukcji malarskich po rysunek, cytat jakiś, może nawet z fragmentem jego wiersza o jednej z siedmiu gwiazd, bo czemu nie? Jeden wzór to za mało.
Podoba mi się, że mimo pewnych problemów (przypadkowo byłam przy ubiegłorocznych rozmowach, to wiem) będzie więcej etno-muzyki, że Shannon zmienił się w Hobouda i jest jeszcze lepszy, ciągnąc nas jak rozkapryszone dzieciaki za uszy w odkrywanie rejonów starego świata.
Najbardziej podoba mi się działanie na rzecz lata Miejskiego Ośrodka Kultury atakowany, krytykowany, a mimo to mocny jak guru. Gwardia MOK-u uwija się przy koncertach zawodowo, nie ustępując w tym temu, co dzieje się w innych miastach pod względem klasy. Bo bawić się świetnie można także na grillu przy kaszance i na klepisku przy ostrym graniu, ale w centrum miasta mamy prawdziwe koncerty - jak na Olsztyn, miasto w sumie nieduże, z niewielkim budżetem, jest to sporo.
Mimo niewygodnych ławek po raz pierwszy bez oparów papierosowego dymu i konsumpcyjnych śmieci wysłuchałam „całego bluesa”. Obserwowałam przyjezdnych z Warszawy, którzy w ekstazie kibicowali bosonogiej Karolinie Cygonek - z zawodu dziennikarka, poliglotka, podróżniczka , ale przede wszystkim wokalistka, która porwała silnym głosem w klimacie bluesa i jazzu. Przez czytelników pisma „Twój Blues” i użytkowników forum internetowego Okolice Bluesa została uznana za wokalistkę roku 2007. I zaśpiewała w Olsztynie. Kolejna gwiazda Boo Boo Davis zagrał jak zawsze „ciężkiego” bluesa opartego na doświadczeniach życiowych - tu przyznam, że wejście jego perkusisty odebrałam z zaskoczeniem, bo wyglądał jak sprzedawca frytek z nadmorskiej plaży, ale pozory mylą.
Potem Otis Clay - przywiózł nam kawałek prawdziwego Chicago, pokazał moc starszego pana i co tu mi gadać - jak będę tak się stresować jak dotąd, to jego wieku nie dożyję. A zaraz zjawi się Alison Moyet - prywatnie musi być fajną babką, skoro jej hobby to hodowla kur, a ulubioną formą relaksu jest gra w karty. Oczywiście w Olsztynie Moyet będzie śpiewać, bo to robi najlepiej nadal trzymając klasę. Nie wiem, czy to prawda, ale przed jej koncertem zagra niezwykła w polskiej kategorii muzycznych talentów Gaby Kulka. Nie wypada kaprysić. Bilety trochę drogie, ale czy takie rzeczy są gdzieś tańsze? To my często zarabiamy zbyt mało i w tym problem.
Moje pozytywne samopoczucie może być zgaszone krytyką osób niezadowolonych - ktoś uzna, że za mało rocka, ktoś powie, że nie ma w programie Dody, a ktoś inny, że przydałoby się więcej imprez na zamku, inni, że nad jeziorami nuda itp. itd. Według mnie krytyka wskazuje drzwi, które trzeba otworzyć, czyli czas ruszyć z kopyta. Samo wylewanie żółci niczego nie zbuduje. Czekam zatem na rozwój kulturalnego i koncertowego Olsztyna. Sery i bajery przy tym wtedy też się smacznie znajdą - ale na drugim planie, bo pierwszy niech zajmuje sztuka. Dziękuję wszystkim za już i czekam na jeszcze. Pozdrawiam optymistów.
Jeszcze jedno - podoba mi się namiot w fosie zamkowej, ale dlaczego nie miałby być w formie namiotu rycerskiego (bez względu na to, co dzieje się wewnątrz)? Turystom by się spodobało.