Pragnę opisać zdarzenie, którego świadkiem byłam całkiem niedawno. Polecam tekst przede wszystkim tym, którzy przyjaznym okiem patrzą na psi los. Tak będzie lepiej dla sprawy. Sprawa jest w tym, że ludzie źle traktują zwierzęta.
A teraz ta historia. Jej miejscem jest tonący w kwiatach zajazd „Chłopskie Smaki” w Rzecznej niedaleko Elbląga. Z rosyjskimi dziennikarzami zwiedzałam kilka miast w regionie, a w Rzecznej zatrzymaliśmy się na kawę. Naszą uwagę skupiał nieduży pies, trzęsący się z zimna, proszący na swój psi sposób, by go przytulić, nakarmić, zabrać. Szczególnie polubił pana Andrzeja, kierowcę, który tak się nim zainteresował, że zaczął o nim rozmawiać z restauratorem. Wtedy dowiedzieliśmy się, że pies jest podrzutkiem. Ktoś tu go zostawił cztery dni temu i pies nie opuszcza parkingu. Bardzo tęskni, skowyczy, jest w szoku, tuli się do nóg, biega od samochodu do samochodu. Tatiana z Kaliningradu lubi zwierzęta, chciałaby go zabrać, ale jak i co z nim dalej? Kierowca ma w domu dwa koty, ja mam w domu psa znajdę... Zatelefonowałam do kolegi dziennikarza z Elbląga z prośbą o interwencję - gazety tak wiele przecież mogą. Obiecał zadziałać.
Pan Andrzej, kierowca, natomiast tak myślał o piesku, że wieczorem postanowił wrócić do Rzecznej z kilogramem kiełbasy oraz z posłaniem dla biedaka. Psa już nie było. Dowiedzieliśmy się, że na skutek dziennikarskiej interwencji przybyła z Pasłęka straż miejska i pani Basia Zarudzka. Zabrali psa do przytuliska Iwony Ruść. Pies już był podobno w takim szoku, że rzucał się na wszystkich. Trzeba było go uśpić na czas ewakuacji. Postanowiliśmy sprawdzić, co z nim dalej.
Teraz wiemy, że pies usiłuje odnaleźć się w nowym miejscu. Jest obserwowany przez weterynarza. Nigdy nie wróci do swego pana, ale potrzebuje nowego domu. Wyraźnie widać, że to pies ułożony, domowy. Iwona Ruść ma pod opieką 40 psów i wszystkie, jak mówi, po przejściach tak silnych, że czasami nigdy już nie zaufają człowiekowi.
W niedzielę (14 czerwca) otrzymałam maila od Barbary Zarudzkiej z Pasłęka: „Wiem, że interesowała się pani błąkającym się psem. Wysyłam fotkę tego biedaka, niechcianego i porzuconego. Dwa lata temu założyłam Stowarzyszenie Obrońców Praw Zwierząt i jestem jego prezesem. Jestem również inspektorem ds. ochrony zwierząt OTO z Animals. Utrzymujemy przytulisko u naszej wolontariuszki Iwony. Do tej pory wyadoptowaliśmy ok. 160 psów, przeprowadziliśmy ok. 100 interwencji, robimy prelekcje w szkołach z zasad bezpieczeństwa i ustawy o ochronie zwierząt. Nie wydajemy psów do niesprawdzonych domów. Dodam jeszcze, że robimy to z potrzeby serca ale nieraz to przerasta nasze możliwości finansowe i psychiczne. Pozdrawiam Basia„”.
Oczywiście bardzo ucieszył mnie ten list. Kiedy pisałam te słowa, odezwał się telefon. To... pani Basia! Informuje wszystkich o tym, co stało się w Pieniężnie. Tam nikt nie interesował się bezpańskim psem. Teraz błąkające się i zdesperowane zwierzę ugryzło 16-latkę. Psa złapano. Ma być uśpiony. Pani Basia pyta: Dlaczego od razu uśpiony?! Dlaczego go nikt z fachowców wcześniej nie zbada i nie oceni jego stanu zdrowia? Są przecież służby w Braniewie czy w Elblągu. Dlaczego nie zainteresowano się psem wcześniej, a teraz interesują się nim niemalże wszyscy, ale po to, by uśpić? To nie tak rozwiązuje się problem.
Pani Basia prosi o pomoc każdego i niemalże błaga burmistrzów miast, by umieli dostrzec problem w porę, stosując rozwiązania zgodne z duchem ustawy o ochronie zwierząt. Prosi, by media nie odpychały takich tematów jako mnie ważne.
Takich historii jest o wiele za wiele. Opisując jedną historię, już dopadła mnie druga. Wspomagajmy działalność takich ludzi jak pani Basia z Pasłęka, pani Teresa z Olsztyna, pani Eulalia spod Morąga... Tylko jak? Bezradność jest stanowczo zbyt duża.