Nawet gdy pogoda sprawia psikusa, przydomowy ogród rekompensuje wszystko. Kawa smakuje inaczej i więcej jest chęci na zwykłe, rodzinne pogaduszki. Gdzieś obok kręci się świat, ale w ogrodzie ogranicza się on jedynie do kontaktu z pięknem natury.
W ogrodzie Zosi są sektory piękna, o które dba właścicielka osobiście, jedynie do prac cięższych zapraszając męża. Ja wyróżniam wyraźnie w ogrodzie sektor romantyczny, z dużym odniesieniem do obrazków z dzieciństwa Zosi. Są tam kwiatki, których nazwy nie pamiętam, ona zresztą też nie, ale znamy je jako „serduszka”. Takie serduszka dziewczynki sypią pod nogi podczas procesji kościelnych. W sektorze romantycznym wszystkie ścieżki utulone są kolorowym kobiercem niskich i drobnych kwiatków.
Ciekawie „urządził się” staw. Zosia zostawiła go samemu sobie, czyli niech będzie tam to, co natura wskaże. Przez wiele lat Zosia wygrabiała ze stawu różne roślinki, bo chciała mieć wodę jak lusterko. Dopiero wizyta w dużym ogrodzie botanicznym oraz rozmowa ze znawcami przyrody przekonała ją do tego, że staw czasami warto zostawić najlepszemu z ogrodników - czyli przyrodzie. Jak się procesy przyrodnicze dobrze ułożą, to będzie staw jak z bajki. No i staw jak z bajki Zosia ma. Właśnie wykształcają się tam warstwy różnych i pięknie skupionych jak w wymyślne kompozycje roślin wodnych.
W sektorze pokazowym, z widokiem na staw, są skarpy. Tu roślinki Zosia spiętrzyła od niskich do wyższych, przez co skarpę optycznie wyniosła w górę. Na dole zatem pachną konwalie, wyżej już rozkładają się wachlarze paproci, a jeszcze wyżej zaczną się pysznić łubiny i krzewy ozdobne. Przez skarpę prowadzi ścieżka do sektora użytkowego - to sad. Właśnie teraz pięknie tam kwitną jabłonie.
Sektor przydomowy to klomby kwiatowe i ukwiecony taras.
Sektor ogrodzeniowy to nie żywopłot, lecz mozaika drzew iglastych i krzewów pachnących. Po deszczu cudownie roznosi się zapach bzów i kaliny.
Środek ogrodu to trawnik i kilka zakątków relaksowych - w nich altanki, stoliczki, huśtawki. Każdy może mieć swój zakątek, jeśli chce pobyć sam, to może.
Najładniejsze w architekturze tego ogrodu są serpentynowe formy. Tu nie ma niczego w rąbek. Są zaś zakola, łuki, okręgi. No i te odcienie drzew i krzewów - tu Zosia musiała mieć wiele wiedzy o tym, by z tego, co jest po prostu zielone, zbudować mozaikę barw. Moje zdjęcia tego nie pokażą w pełni, ale praca Zosi naprawdę dała efekt artystycznej kompozycji. Jest cudnie, brawo!
Z D J Ę C I A