Marcin Perchuć (fot. internet)
Agata Tokarska rozmawia z aktorem Marcinem Perchuciem
- Jakie wrażenia pozostawił w Panu udział w tegorocznych Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych?- Bardzo lubię przyjeżdżać do Olsztyna. Teatr Montownia był już tu kilka razy i za każdym razem publiczność przyjmowała nas niezwykle ciepło. Poza tym wielką sympatią darzę dyrektora teatru olsztyńskiego, pana Janusza Kijowskiego. Cieszę się na każdą możliwość rozmowy z tym wybitnym reżyserem.
- „Utwór sentymentalny na czterech aktorów”, który pokazaliście, jest dziełem reżysera Piotra Cieplaka. Jak się z nim Panu pracowało?
- Teatr Montownia już z nim pracował wcześniej, znamy się. Z Piotrem zrobiliśmy trzy spektakle i za każdym razem jest to niesamowita, a czasami nawet parateatralna przygoda. Myślę też, że Montownia jest tak samo potrzebna Piotrowi, jak i Piotr Montowni. Są to spotkania bardzo pracowite, a 70 procent tej pracowitości polega na wysiłku czysto fizycznym. Poza tym Piotr to skarbnica wiedzy i wrażliwości, stąd każde spotkanie z nim staje się wielką nauką.
- W sztuce „Utwór sentymentalny...” gra Pan bohatera, który cały czas się uśmiecha. To dosyć znacząca cecha.- Chciałem, żeby ten uśmiech był coraz bardziej niebezpieczny. Cieszę się, że kilku widzów to zauważyło.
- Jak doszło do tego, że wybrał Pan za kierunek studiów aktorstwo?- Miałem zostać fizykiem. Zdawanie do szkoły teatralnej traktowałem jako przygodę i może przez brak specjalnego napięcia na bycie aktorem dostałem się do PWST. Potem jeszcze przez 8 lat uprawiałem fach dziennikarza radiowego, przechodząc wszystkie szczeble tego zawodu, aż w końcu znowu stanęło na aktorstwie. Cieszę się, że sprawdziłem się jako dziennikarz i wiem, że jeśli coś nie tak będzie szło w moim wyuczonym zawodzie, zawsze mogę uciec przed mikrofon.
- Kiedy wyrosło w Panu przeświadczenie, że jednak aktorstwo, a nie dziennikarstwo?- Gdyby nie propozycja od kolegów z Montowni, to nadal bym siedział w radiu i byłbym bardzo szczęśliwy. Moja egzystencja w tym zawodzie, to przede wszystkim zasługa szkoły i teatru Montownia. W pracy najważniejsze jest to, żeby sprawiała ona przyjemność i pozwalała żyć. Aktorstwo spełnia u mnie oba te warunki, a zdobyte nagrody to bonus - znak, że pracą nie tylko sobie sprawiam przyjemność, ale i innym.
- Kibicuje Pan swoim kolegom, odwiedza Pan próby ich spektakli, czy bywa również Pan na premierach? - Zawsze jestem na wszelkich premierach Montowni bez mojego udziału. Montownia to czterech facetów, więc jak jest premiera, a trzech jest na scenie, to czwarty musi być blisko.
- Ostatnio jest Pan gościnnie w spektaklu „Próby”? Kogo Pan tam gra?- W „Próbach” Schaeffera gram aktora. Była to fantastyczna praca z Waldkiem Śmigasiewiczem, reżyserem spektaklu. Zabawa w teatr, zabawa konwencjami. Czysta przyjemność.
- Gdzie jeszcze można Pana obejrzeć?- Ostatnio zaproszono mnie do obsady „Dowodu”, granego w Teatrze Polonia w reżyserii Andrzeja Seweryna. Gram w czteroosobowej sztuce z Andrzejem Sewerynem, Marysią Seweryn i Joasią Trzepiecińską.
- Nie tylko jest Pan aktorem teatralnym, ale i filmowym. Gra Pan bohaterów o porządnym kręgosłupie moralnym, godnych szacunku. Trudno nie lubić granych przez Pana postaci. A jednak w serialach „Teraz albo nigdy” i „Twarzą w twarz” grane przez Pana postacie nie są tak nieskazitelne.- Zawsze szukam w bohaterach prawdy, a prawda o człowieku to dobro i zło. Dlatego nie zabiegam, aby mojego bohatera wszyscy lubili. Chcę, żeby wszyscy widzowie uwierzyli, że taka postać jest z krwi i kości, że jest prawdziwa.
- Kolejnym projektem, w którym Pan gra jest film „Cisza”. Proszę coś o nim opowiedzieć.- W filmie „Cisza” gramy z Edytą Olszówką rodziców syna, który ginie pod lawiną razem z kolegami ze szkoły. Scenariusz jest oparty na tragicznej historii wycieczki ze szkoły w Tychach na Rysy. Zginęło wtedy wiele osób. Świetny scenariusz i trudna rola do zagrania. Ojca, który traci syna i mimo to stara się, aby rodzina nadal była rodziną.
- W jednym wywiadów stwierdził Pan, że zawsze uczestniczy w wyborach. Teraz więc będzie Pan wybierać kandydata do Europarlamentu? - Tak, wybory to obowiązek każdego obywatela. Uważam, że powinno się karać finansowo ludzi, którzy nie biorą udziału w głosowaniu.
- Dziennikarstwo zamienił Pan na pracę asystenta teatralnego w Akademii Teatralnej...- Uwielbiam pracować ze studentami. Oni dają mi siłę, nowe spojrzenie, odświeżają myśli.
- Powróćmy na koniec do spektaklu „Utwór sentymentalny...” w reżyserii. Piotra Cieplaka, który grany jest na wielu festiwalach. Spektakl ma być grany także ponownie w Warszawie. Widać, że mimo braku stałej sceny Teatr Montownia dobrze sobie radzi.- Montownia zawsze szukała scen do grania swoich spektakli. I teraz też gramy tam, gdzie nam pozwolą. A że mamy bardzo fajne spektakle do zaoferowania, więc prędzej czy później ktoś nas przytula.
- Dziękuję za rozmowę.Rozmawiała: Agata Tokarska******
Marcin Perchuć (ur. 30 czerwca 1973 w Warszawie) - polski teatralny, filmowy, telewizyjny i dubbingowy, szerszej publiczności znany jako Konstanty Turski z serialu Agnieszki Holland Ekipa oraz major Paweł Sikorski w Twarzą w twarz. Jeden z twórców programu Serwis TV. W 1996 roku ukończył studia w PWST w Warszawie, dyplom uzyskał w 2007 roku. W teatrze zadebiutował oficjalnie 15 października 1996 r. w roli Sylwestra w Szelmostwie Skapena Moliera na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. W latach 1996-1999 występował w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hubnera, a w latach 1998-2000 - w Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza. Od 2001 roku jest aktorem grupy Montownia.