Na zdjęciu: Agnieszka Symołon z dzieckiem (fot. archiwum prywatne)
Z Agnieszką Symołon z grupy Hoboud rozmawia Agata Tokarska
- Czy twoje zainteresowanie muzyką to tradycje rodzinne, czy efekt poszukiwań?- Jeśli chodzi o tradycje rodzinne, to rodzina ze strony taty jest uzdolniona artystycznie - nie tylko w kierunku muzycznym, ale też plastycznym. Mam kuzynkę, która maluje. Druga kuzynka śpiewa, a dziadek był muzykiem samoukiem i dyrygował w lokalnej orkiestrze.
- Kiedy zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
- Zawsze lubiłam śpiewać. Jednak najpierw ujawnił się u mnie talent plastyczny. Cała rodzina sądziła, że będę zdawała na Akademię Sztuk Pięknych. Tak się nie stało. Moim wyuczonym zawodem zostało... fryzjerstwo. Czekam również na uprawnienia w zawodzie nauczyciela-polonisty.
- Jakie są twoje inne artystyczne pasje?- Odkąd pamiętam pisałam wiersze, piosenki. Po cichu jednak marzyłam o śpiewaniu. Najpierw śpiewałam w chórze. Potem, że gdy byłam nastolatką w gazecie przeczytałam informację o konkursie na wokalistkę zespołu. Nabór do niego robił Robert Chojnacki. Nagrałam na kasetę po amatorsku, bez podkładu, sam wokal i dostałam zaproszenie. Przesłuchania odbyły się w warszawskim radiu. Nie zostałam główną wokalistką. Natomiast to mnie zmotywowało, aby robić coś w tym kierunku. To był początek. Uwierzyłam w siebie.
- Czy rodzina wspierała cię w realizacji marzeń?- Rodzina wolała, żebym zajęła się czymś „poważniejszym”. Miałam więc dużo zwątpień. Nie skończyłam szkoły muzycznej. Odłożyłam marzenia na później.
- Co cię pociąga w tym rodzaju sztuki?- Uważam, że śpiewanie wymaga „wybebeszania”, uzewnętrzniania się. To coś w rodzaju ekshibicjonizmu emocjonalnego bliskiego pracy aktora. Uznałam, że to jest większe wyzwanie niż jakikolwiek inny rodzaj sztuki.
- Kiedy dokładnie zaczęłaś naukę śpiewania?- Dość późno zajęłam się nauką śpiewania, bo już jako dorosła osoba. Sądzę, że na naukę czegokolwiek nigdy nie jest za późno, jednak im późniejszy wiek, tym trudniej uporać się ze złymi nawykami. Wdzięczna jestem Ewie Alchimowicz - Wójcik, która jest śpiewaczką sopranową. Pobierałam u niej lekcje śpiewu klasycznego przez około dwa lata. Brałam też udział w wielu warsztatach wokalnych, byłam uczestniczką Teatralnego Koła Naukowego Rapsod pod kierunkiem pani Krystyny Spikert. Dzięki pani Krystynie pojawiłam się na ogólnopolskich warsztatach „Lato w teatrze” organizowanych między innymi w teatrze w Olsztynie, na których poznałam Marię Rumińską z zespołu Shannon. Tam właśnie prowadziła naszą grupę muzyczno-aktorską. Jakiś czas później otrzymałam telefon od Marysi z propozycją przyjęcia do zespołu. Dowiedziałam się, jaki to zespół, jaki charakter będzie miała jego muzyka. Właściwie pomysł na grupę Hoboud powstał dużo wcześniej w głowach Marysi i Marcina.
- Kiedy zaczęliście próby?- Pod koniec 2008 roku. Najpierw dowiedziałam się, jakie teksty będą brane pod uwagę, kto będzie z nami współpracował.
- Jakie teksty śpiewacie?- To są pieśni warmińskie, my tylko je odświeżamy, śpiewamy gwarą. Pan Edward Cyfus odpowiada za to, żeby ta gwara była jak najbardziej zbliżona do gwary warmińskiej. Nie mamy zbyt wiele czasu na próby. Marysia i Marcin mają jeszcze inne obowiązki. Jeżdżą w trasy z zespołem Shannon. Mają małe dziecko, tak jak i ja. Poza tym muzycy, którzy tworzą ten zespół pochodzą z Warszawy, więc nie mogą być tutaj dostępni w każdej chwili. Mamy zatem rzadkie, ale bardzo intensywne próby - od rana do wieczora.
- Czy spodziewaliście się takiego zainteresowania waszą muzyką?- Mieliśmy taką nadzieję, że wzbudzimy jakieś zainteresowanie nie tylko zespołem, ale też ogólnie kulturą warmińską. W Olsztynie brakuje takich zespołów, tworzących muzykę folkowo- regionalną. Ludzie są ciekawi takiej muzyki.
- Dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów.Agata Tokarska