27 lutego ruszył w Norwegii najdłuższy i najtrudniejszy wyścig psich zaprzęgów Finnmarkslopet 2009. Po raz pierwszy bierze w nim udział Polak - Dariusz Morsztyn Biegnący Wilk z Mazur. Wyprawie pierwszego Polaka na najbardziej północnej wyprawie psów i ludzi patronuje Marszałek Województwa Jacek Protas.
Dariusz Morsztyn to rolnik ekologiczny, mors, indianista, wegetarianin, propagator organizowania turystyki i rekreacji z przyjaznym wykorzystaniem psów. W jego zaprzęgu biegnie 11 wyszkolonych psów. Przewodnikami zaprzęgu są psy Kamik i Kratalik rasy sibierian husky o piaskowej maści. Wyścig Finnmarslopet jest sportem wspaniałym, bo ma służyć zdrowiu, przygodzie, poznawaniu dzikiej przyrody i w atmosferze odwiecznej współpracy człowieka i psa.
Na stronie www.warmia.mazury.pl codzienna prezentacja dziennika podróży Biegnącego Wilka, czyli pierwszego Polaka w wyprawie północy - warto czytać. Poniżej jeden z listów.
Alta 3 marca 2009
Jesteśmy drugi dzień na miejscu. Aklimatyzujemy się. Ja się uczę, uczę, uczę. Wszystko tu jest dla mnie nauką. Mimo, że w wyścigu uczestniczę już drugi raz, to z każdym razem zdaję sobie sprawę, jak pokornie trzeba podchodzić do dziedzin trudnych. Kiedyś starszy maszer z Francji nauczył mnie, że maszerstwa uczy się 30 lat. Tak to właśnie jest. Jest to wielki fenomen ale też niezwykła tradycyjna wiedza i doświadczenie. Tak jak wiele innych dziedzin, tak też pracy z psami z książki się nie nauczymy. Ja zajmuję się tym prawie dwadzieścia lat i z każdym rokiem zdaję sobie sprawę ile jeszcze przede mną. Wiem na pewno, jaką drogą nie pójdę - wyczyn nie jest dla mnie i nie dla moich psów, ale naturalne osiągnięcie dużej siły i odporności - to jest to!
Tu w Norwegii maszering jest przedmiotem na studiach! Dzisiaj odwiedziłem znajomego maszera - Haralda Tunheima - to tutejsza sława. To on wygrywa wyścig w ostatnich latach, a teraz będzie się mierzył z takimi sławami jak Robert Sorlie - zwycięzca Iditarod (w tym roku wygrał już kilka ważnych wyścigów), Nina Skramstad (jej handlerem jest wielki podróżnik i sława maszerska Lars Monsen). Harald jest właśnie nauczycielem akademickim maszeringu w tutejszej szkole ludowej (niezwykły ludowy uniwersytet dla studentów uczący tradycyjnych rzemiosł lapońskich). Spędziłem dzisiaj kilka godzin w tej szkole (niezwykły dla mnie temat jako nauczyciela edukacji ekologicznej) i towarzyszyłem Haroldowi w jego przygotowaniach do wyścigu. Każda chwila spędzona w takim traperskim miejscu i wśród takich zacnych ludzi jest niezwykłą przyjemnością.
Choć przyznaję wpływa to na mnie trochę dołująco....Ci ludzie przejeżdżają na treningach po 7000 kilometrów... To niewyobrażalne... Ale mają do dyspozycji cały sztab ludzi! Dzisiaj widziałem, jak wybiegi dla psów u Haralda sprzątało kilka osób, a w trenowaniu jego psów bierze udział cały zespół ludzi... W mojej hodowli jestem sam z rodziną. I w sumie tak lepiej. Ani wyczyn mi nie grozi, a i psy mają lepiej, żyjąc w na dużych, wolnych wybiegach. Żaden z moich psów łańcucha nawet nie zna.
Zatem w maszeringu jestem pod względem tutejszych maszerów przedszkolakiem, ale za to jest kilka dziedzin, w których plasuję się wysoko. Np. w kategorii maszerów-wegetarian, maszerów-pszczelarzy, maszerów-abstynentów - jestem nie do pobicia... Najważniejsze to pozytywne myślenie...
Za mną dość trudny trening z psami trasą do Joatki i z powrotem. Razem około 90 kilometrów. W dolinie rzeki szło nam jak przysłowiowo -„krew z nosa”, ale już wysoko w górach, na płaskowyżu, kilkaset metrów powyżej poziomu morza, gdzie temperatura znacznie jest niższa pieski pędziły już całkiem przyzwoicie. Mają niezłą kondycję i dobry apetyt. Jak zwykle trasa jest tu bardzo trudna technicznie. Pod górę bieg wyciskający pot, a przy zjeździe, gdzie z ostrymi zakrętami pokonuje się kilkaset metrów różnicy poziomów - to dla każdego maszera sprawdzian technicznych umiejętności. Jedzie się wszak na wąskich płozach, a za kierownicę służy własne ciało jako balast.
Jutro już ostatni trening przed startem. Muszę wybrać psy, które pojadą ze mną na trasę - trudny na dzień dzisiejszy wybór. Ale praca maszerska taka jest - ciągle trzeba podejmować decyzje i za nie odpowiadać.... Gdy coś nie wyjdzie - wiadomo, kto ponosi za to odpowiedzialność - maszer. Choć tak chętnie chciałoby się czasami obwinić innych - na przykład psy....
Z Alty pozdrawia Biegnący Wilk