Wczoraj (11 lutego) minęła piąta rocznica śmierci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. W jego intencji, jak również w intencji jego dwóch tragicznie zmarłych synów, w kościele pw. Najświętszego Serca Jezusowego odprawiona została msza święta. Uroczystość odbyła się z inicjatywy działającego w Olsztynie Koła Sympatyków Związku Narodowego Polskiego w Chicago. Liturgii przewodniczył ks. infułat Julian Żołnierkiewicz.
Ryszard Kukliński urodził się 13 czerwca 1930 roku w rodzinie, w której pielęgnowano tradycje PPS-owskie. Mając 17 lat Kukliński wstąpił do wojska i już w trzy lata później został absolwentem Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Kariera wojskowa młodego oficera postępowała bardzo szybko - w Sztabie Generalnym został dostrzeżony przez generała Jerzego Gomulickiego, który skierował go do Akademii Sztabu Generalnego LWP, którą ukończył w 1963 r.
W 1967 r. Kukliński został wysłany do Wietnamu, gdzie pełnił przez pół roku służbę w Komisji Rozjemczej. Przeciwnicy pułkownika twierdzą, że już wtedy został on zwerbowany przez amerykański wywiad.
Rok później Kukliński trafił do Legnicy, gdzie brał udział w przygotowaniach do inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Został jednym z najbardziej zaufanych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego.
Fakt udziału wspólnie z Armią Radziecką w tłumieniu Praskiej Wiosny bardzo źle podziałał na morale wielu oficerów LWP - wśród rozczarowanych rolą narzucaną Polsce znalazł się również Ryszard Kukliński. Kolejnym wydarzeniem, które według słów pułkownika zaważyło na jego postępowaniu była masakra robotników na Wybrzeżu w Grudniu 1970 r.
Ryszard Kukliński twierdził, że sam zgłosił się do Amerykanów z propozycją współpracy w sierpniu 1972 r. Początkowo miał zaoferować współpracę z grupą siedmiu polskich oficerów, ale Amerykanie uznali taką sytuację za zbyt ryzykowną i na placu boju pozostał sam Kukliński. Z niektórych informacji wynika, że polski oficer nie chciał początkowo współpracować z CIA i pracownicy Agencji przez pierwsze lata podszywali się pod przedstawicieli amerykańskiej armii. Pułkownik Kukliński zawsze twierdził, a potwierdzali to Amerykanie, że nie brał pieniędzy za dostarczane informacje.
Kukliński przez dziesięć lat informował Amerykanów o największych tajemnicach Układu Warszawskiego. Przekazał do USA ponad 35 tys. stron dokumentów. Dzięki Kuklińskiemu Amerykanie znali dokładnie plany wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, radzieckie plany wojny w Europie, plan przekazania Moskwie zwierzchnictwa nad wojskami Układu Warszawskiego w razie konfliktu z NATO, czy planowane lokalizacje ściśle tajnych bunkrów dowodzenia w Polsce, w Bułgarii i na terenie Rosji. Polski oficer przekazał też CIA dokumentację techniczną najnowszych systemów uzbrojenia, wdrażanych w armiach krajów Układu Warszawskiego.
W 1981 r. Ryszard Kukliński nabrał przekonania, że kontrwywiad jest coraz bliższy odkrycia jego związków z CIA. Pułkownik został wywieziony przez Amerykanów do Berlina, gdzie dołączyła do niego rodzina. Stamtąd razem polecieli do Stanów Zjednoczonych. W USA Kukliński otrzymał nową tożsamość i przeszedł operację plastyczną zmieniającą nieco jego rysy twarzy. Otrzymał też stałą pensję z od CIA.
Ryszarda Kuklińskiego nie oszczędziły tragedie osobiste. W 1994 r. w odstępie kilku miesięcy zginęli obaj jego synowie. Jeden z nich zaginął podczas nurkowania, a drugi w wypadku samochodowym, którego sprawca do tej pory nie został wykryty. Prowadzone przez Amerykanów śledztwa nie doprowadziły do odkrycia jakichkolwiek faktów wskazujących na zemstę obcych służb, ale wiele osób z otoczenia pułkownika jest przekonanych, że śmierć jego synów należy przypisywać działaniom KGB.
Były szef Centralnej Agencji Wywiadowczej Wiliam Casey twierdził, że „nikt na świecie w ciągu ostatnich czterdziestu lat nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak”.
Pułkownik Kukliński, jako pierwszy cudzoziemiec otrzymał Distinguished Intelligence Medal, będący jednym z najwyższych odznaczeń CIA.
Przez kilka lat po ucieczce pułkownika Kuklińskiego komunistyczne władze nie przyznawały się do tego faktu. 23 maja 1984 r. zbiegły do Stanów Zjednoczonych oficer Ludowego Wojska Polskiego współpracujący z CIA został zaocznie skazany w tajnym procesie przez Sąd Wojskowy na karę śmierci. W marcu 1990 r. kara śmierci została w ramach amnestii zamieniona na 25 lat więzienia.
Jeszcze przez wiele lat po upadku komunizmu Ryszard Kukliński nie mógł doczekać się rehabilitacji. Ułaskawienia go odmówił nawet prezydent Lech Wałęsa. Dopiero na wiosnę 1995 r. I prezes Sądu Najwyższego wniósł rewizję nadzwyczajną od wyroku skazującego Kuklińskiego za zdradę i dezercję. Wyrok został uchylony, ale sprawę przekazano prokuraturze, która ponownie rozesłała listy gończe za pułkownikiem. Jesienią 1997 r. prokuratura wojskowa umorzyła śledztwo dotyczące zdrady i dezercji, uznając, że Ryszard Kukliński działał w stanie wyższej konieczności.
Pułkownik po raz pierwszy przyjechał do Polski w 1998 r. Paradoksalnie stało się to dzięki zabiegom Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera. Podczas tej wizyty w Polsce Kukliński z powodu obaw o bezpieczeństwo miał wzmocnioną ochronę BOR, którą porównywano nawet do środków bezpieczeństwa podejmowanych podczas wizyt papieskich.
Według badania Pentora przeprowadzonego w sierpniu 2002 r., 36 proc. naszych rodaków uważało pułkownika Kuklińskiego za zdrajcę, 34 proc. uznało go za bohatera, a 30 proc. nie miało zdania na ten temat.
Ocena osoby i życia Ryszarda Kuklińskiego jest w dużym stopniu związana ze stosunkiem do PRL. Łatwiej jest uznać pułkownika bohaterem, jeżeli jest się zdania, że przed 1989 r. Polską rządziły władze nie realizujące naszego interesu narodowego, a dodatkowo sterowane z Moskwy. Z kolei słowa o zdradzie najczęściej wypowiadają osoby, które nie są w stanie całkowicie zanegować PRL.
Bliscy współpracownicy pułkownika Kuklińskiego z czasów, gdy służy w LWP do tej pory nie potrafią wybaczyć mu zdrady. Generał Wojciech Jaruzelski i generał Czesław Kiszczak oceniają postępek Kuklińskiego zdecydowanie negatywnie. Chociaż w wypowiedzi po śmierci pułkownika, Kiszczak stwierdził, że teraz nie będzie już o nim mówił, ani dobrze, ani źle.
Lech Wałęsa zajmuje postawę pośrednią. Były prezydent uznaje bohaterstwo Ryszarda Kuklińskiego, ale jednocześnie podkreśla, że nie jest to postawa, którą należałoby promować w obecnych czasach.
Przekonany, że Kukliński dobrze służył Polsce jest Zbigniew Brzeziński, który napisał po śmierci pułkownika: „Teraz pułkownik Kukliński dołączył do panteonu polskich bohaterów, z których wielu wszystko poświęciło, ale zostało źle zrozumianych lub zapomnianych. W ostatnich latach tym, co bolało Kuklińskiego najbardziej, było oczernianie go przez tych, którzy powinni być mądrzejsi i którzy często podzielali z nim ten sam cel, jakim była niepodległość Polski. Fakt, że był także oczerniany przez ludzi, którzy tak zagorzale służyli sowieckim interesom, nie miał dla niego żadnego znaczenia”.
Niezależnie od oceny postawy pułkownika Kuklińskiego, wszyscy zgadzają się, że był on postacią tragiczną, wpisaną w pogmatwaną historię naszego kraju.
Z D J Ę C I A
F I L M Y