Tak się składa, że mam słabość do wielkich rodzinnych fresków, „współczesnych epopei”, w których losy wielu pokoleń wplątują się w losy kraju, Europy czy nawet świata. To „personalistyczne” podejście pozwala zauważyć rolę jednostki w historii, w wielkiej masie. A przy okazji jest bardzo zręczną metodą pokazania wielkich wydarzeń, problemów społecznych, ekonomicznych czy politycznych. I to w ludzkim, humanistycznym kontekście. W kontekście, w którym nie tracimy z oczu pojedynczej osoby.
Jeśli na dodatek rzecz dzieje się we Włoszech to już, już jestem przekonany, że czeka mnie kolejna lektura obowiązkowa. Powieść Marioliny Venezii (zresztą jej debiut literacki) opowiada dzieje wielu (zależy jak liczyć, ale ja bym powiedział, że sześciu) pokoleń rodu Falcone. Historia zaczyna się w małej apulijskiej miejscowości Grottole w roku 1861. W przededniu polskiego powstania styczniowego Francesco Falcone martwią tylko dwie rzeczy: brak syna (przy siedmiu córkach jak dotychczas) i kiepskie zbiory. Ten pierwszy problem zostaje jednak rychło rozwiązany... Klimat powieści w wielu miejscach przypomina nieśmiertelnego „Jean’a de Florette” Marcela Pagnola. Skojarzenie tym łatwiej przychodzi na myśl, że Prowansja i Apulia zdają się mieć ze sobą coś wspólnego (mam nadzieję, że eksperci w temacie mnie nie ukrzyżują).
To chyba uniwersalny sposób zawiązywania akcji w powieściach z gatunku sag rodzinnych. Jednak Venezia założyła sobie cel iście ambitny. Od 1861 roku postanowiła dotrzeć aż do upadku muru berlińskiego, mierząc się po drodze nie tylko z dwiema światowymi wojnami, lecz także z licznymi kwestiami społecznymi i światopoglądowymi (z niektórymi, trzeba zaznaczyć, dość nieudolnie, jak choćby z homoseksualizmem jednej z bohaterek). Fresk przewidziany na potężną ścianę postanowiła zmieścić jednak w nieco ponad trzystu stronach. Z jednej strony to doskonała wiadomość - zwięzłość i skomasowana narracja jest często wielką zaletą. Z drugiej jednak niektóre kwestie potraktowała pobieżnie i w wielu miejscach czytelnik ma wrażenie niedosytu.
Głównym przesłaniem powieści, zawartym zresztą w tytule, jest ciągłość miejsca i człowieka - przywiązanie, którego nawet dziejowe zawieruchy nie mogą zniszczyć. Wszystko już było, a co było to i będzie. To optymistyczne i bardzo „włoskie” w stylu. Co więcej, prawdziwe dla Italii.
Venezia dostała za swoją powieść nagrodę Campiello. Czy słusznie? Może odrobinę na wyrost, może trochę na zachętę. Z drugiej strony niewiele jest dziś takich książek i choćby z tego powodu „Jestem tu od wieków” przeczytać warto. Do tego ta urzekająca okładka...
Mateusz Fafiński******
Tytuł: Jestem tu od wieków
Autor: Mariolina Venezia
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2009
Liczba stron: 320