Przyszli do mnie Maria i Marcin Rumińscy z Olsztyna, wręczyli płytę z nagraniem o hoboudzie i zniknęli. Hoboud? Niewiele wiem. Musiałam pogrzebać w interencie, a zaraz potem posłuchać płyty. Teraz jestem pewna - to będzie hit roku w kategorii, dla której brakuje mi definicji. Taka perełka.
Najpierw słów kilka o hoboudzie lub inaczej koboldzie. To złośliwy, raczej szpetny, niekiedy dowcipny karzełek, gnom, krasnolud. Dawniej niemieccy górnicy uważali, że koboldy podmieniają srebro na uważane wtedy za bezużyteczne nikiel, kobalt i wolfram. Hoboudy jak trolle są odporne na czary. Nigdy nie łamią przysiąg. Podobno są najlepsze w sztuce poszukiwania skarbów. I oto hobouda - kobolda jako muzyczny temat wybrali muzycy ze znanej grupy Shannon. W zmodyfikowanym do specjalnego projektu składzie nagrali płytę, która snuje opowieść o warmińskim gnomie.
Forma, jaką wybrali muzycy, jest niecodzienna. Przy trzaskach drew w ognisku rozlega się opowieść regionalisty Edwarda Cyfusa. Zachrypnięty głos gawędziarza znakomicie wpisuje się w odgłosy ognia i wiatru z pobliskiego lasu. W warmińskiej gwarze snuje Cyfus „bajdy” o życiu hobouda na Warmii, a uwierzyć w nie łatwo, oj, łatwo. W gawędę wkradają się odgłosy stóp i ciężkiego oddechu - wiemy, że zaraz coś się zdarzy. Cudowne przy tym doznaniu jest to, że widzimy wszystko przed oczami, słuchając jedynie dźwięków. Potem stopniowo narasta muzyka i rozlega się śpiew - prosty niesłychanie, ale jak z czystych źródeł, niczym nie zmącony i niczym nie ubarwiony, nietechniczny, niemodulowany, piękny z natury. Po chwili znowu wtrąca swą opowieść Edward Cyfus, rozlega się rżenie konia i... pognali! Muzyka porywa, hen!
Według mnie płyta o hoboudzie zasługuje na zainteresowanie. Ma w sobie duży walor łączenia pokoleń (spodoba się młodym i starym) i eksponowania tradycji, estetycznego pokazywania korzeni i artystycznego przetworzenia tematu w fabułę, w której aż skrzy się od scen, które dość łatwo sobie wyobrazić. Muzycy znakomicie malują dźwiękiem. I co ciekawe - wiedzą, o czym grają i śpiewają. Ich historia o hoboudzie jest tak przekonująca, że można go teraz widzieć i czuć przy każdym nieznanym trzasku, w nocnym zakamarku murów i na wieczornym spacerze wśród drzew.
Marcin i Maria Rumińscy zebrali zespół, złożony z muzyków wszechstronnych, poruszających się biegle w kilku nurtach muzycznych i z folkowymi zainteresowaniami.
Promujący płytę materiał składa się z dwóch utworów: „Stojała dziywczyna” i „Borozin”. Nagrał go zespół w składzie:
- Maria Rumińska - klawisze, sample, śpiew,
- Agnieszka Symołon - śpiew,
- Marcin Rumiński - mandolina, flety, śpiew,
- Sławek Przytuła - gitara, śpiew,
- Marcin Drabik - skrzypce, nyckelharpa,
- Paweł Puszczało - kontrabas,
- Romek Ślefarski - perkusja.
Jestem pod wrażeniem utworów, które zagrali.