Dzisiejszy, dwunasty etap Rajdu Dakar upłynął pod znakiem pecha czołowych załóg samochodów. Z rajdu wycofała się dwójka kierowców z czołowej piątki, w tym dotychczasowy lider wyścigu Carlos Sainz.
Hiszpański kierowca może mówić o prawdziwym pechu. Większość etapowych zwycięstw w tegorocznej edycji imprezy padła właśnie jego łupem i to on był zdecydowanym faworytem do wygranej w całym rajdzie. Niestety, dwunasty etap okazał się dla niego na tyle pechowy, że Hiszpan nie dokończy rajdu. Powód - wypadek, po którym zarówno on, jak i jego pilot Michel Perin zostali przetransportowani śmigłowcem do szpitala. Po wstępnych badaniach okazało się, że obaj nie odnieśli groźniejszych urazów lecz, co było jasne już po samym incydencie, ich udział w imprezie już się zakończył.
Dwunastego etapu nie ukończył także jego rodak Nani Roma, który jeszcze rano plasował się na czwartym miejscu w „generalce”. W jego samochodzie wykryto awarię, która nie pozwoliła mu dojechać do mety zlokalizowanej w La Rioja.
W związku z tym o dwa miejsca w klasyfikacji generalnej awansował Krzysztof Hołowczyc. Polak na mecie dzisiejszego etapu stawił się jako siódmy. W klasyfikacji generalnej kierowca Nissana Navary zajmuje już piątą lokatę! Polak traci niespełna siedem godzin do lidera, którym po czwartkowym etapie został reprezentant RPA Giniel de Villiers.
O ile awans na podium przy równoczesnym ukończeniu rajdu przez trzech czołowych kierowców, wydaje być się mało prawdopodobny, to czwarte miejsce jest nadal w zasięgu olsztynianina. Zajmujący je Norweg Ivar Tollefsen ma bowiem nad naszym kierowcą niespełna godzinę przewagi. Ta może się więc bardzo szybko roztopić na dwóch ostatnich etapach imprezy.
Byłoby ku temu jeszcze bliżej, gdyby popularny Hołek utrzymał pozycję, na jakiej minął drugi dzisiejszego dnia punkt pomiarowy. Wówczas Polak plasował się na piątym miejscu, a jego przewaga nad pochodzącym ze Skandynawii kierowcą wynosiła ponad 20 minut. Na kolejnym pomiarze co prawda przewaga nieco stopniała, lecz nadal to polski rajdowiec był górą wyprzedzając Norwega o ponad osiem minut. W końcowej fazie etapu szybszy był jednak Tollefsen i to on zameldował się na mecie przez Hołowczycem, powiększając przewagę nad polskim kierowcą o ponad kwadrans.
Najbardziej szkoda więc awarii, jaka spotkała Polaka przed dwoma dniami. Przed wtorkowym etapem to Hołowczyc wyprzedzał bowiem Norwega w „generalce” i tuż przed samą usterką był od niego zdecydowanie szybszy. Z drugiej strony, gdyby nie dzisiejszy pech Sainza i Romy, olsztynian nadal zajmowałby siódmą pozycję. Nie można tego jednak traktować w kategorii prezentu od losu. Tylko najlepsi kończą bowiem ten piekielnie trudny wyścig.
Hołowczyc nie jest jednak jedynym Polakiem, który może mówić o naprawdę dobrym starcie w Dakarze. Jedenasty w klasyfikacji motocyklistów jest Jakub Przygoński, a trzeci wśród kierowców quadów Rafał Sonik. Gdyby nie kara, z jaką spotkał się dwudziesty obecnie Jacek Czachor, w czołowej piętnastce motocyklistów mielibyśmy dwóch rodaków.
Jutro przedostatni już etap rajdu. Kierowcy wystartują z La Rioja, meta zostanie zlokalizowana w Cordobie. Prawdziwe ściganie rozpocznie się po 161 kilometrach etapu. Wówczas rozpocznie się odcinek specjalny o długości 545 km. Po „oesie” kierowcom pozostanie 47 kilometrów „dojazdówki” do drugiego, co do wielkości argentyńskiego miasta.