Tadeusz Drozda lubi jak mu zazdroszczą
Rozmowa z Tadeuszem Drozdą, satyrykiem, artystą kabaretowym, autorem książki kucharskiej, sezonowym mieszkańcem Naterek koło Olsztyna.
- Pańska droga przez estradę jest bogata i naznaczona sukcesami, ale czy to jest aby pewny kawałek chleba? Z satyry i kabaretu można w Polsce żyć w miarę godnie i wygodnie?- Obecnie żyje się z tego marnie. Telewizja obsadzona jest politycznie, a ja nie mam kumpli wśród partyjnych czynowników.
- Ale może nie o Drozdę chodzi, tylko generalnie o „starą gwardię” kabaretową, z której rzadko kto występuje w telewizji, nie tylko publicznej. Czasami pośród młodych Jerzy Kryszak, Daukszewicz w programie raczej publicystycznym „Szkło kontaktowe”, a reszty nie widać.
- Wszelkie klasyfikowanie ludzi pod względem wieku nie ma sensu. W moim zawodzie tacy faceci jak David Latterman, Jay Leno czy Johny Carlson mogą być albo dobrzy, albo nie. Leo Benhaker jest znacznie starszy i czepiają się go o różne sprawy, ale nie o wiek. Satyryk musi mieć swoje lata, żeby nabrać dystansu do otoczenia. W Polsce generalnie chodzi o układy, a ja nie umiem się wkręcać. Nie czuję, żeby ktoś był przeciw, po prostu brakuje prawdziwych menagerów w TV. Program rozrywkowy, w którym występują zawodowi aktorzy i którego tekst pisze zawodowiec, jest nie do pomyślenia.
- Gusta publiczności są zmienne, pojawiają się nowe gwiazdy kabaretu. Panu te dzisiejsze się podobają?- Niewiele z tych żartów rozumiem, toteż rzadko oglądam.
- A ze starszych artystów kabaretowych kogo Pan najbardziej ceni-cenił?- Podziwiałem zawsze Jerzego Ofierskiego (słynnego sołtysa Kierdziołka - przyp. red.) za monologi i Wojtka Młynarskiego za piosenki.
- Skoro mniej się Pan produkuje w TV, to z czego Pan żyje? Podobno kupił Pan restaurację na Florydzie? Jak idzie interes?- Proszę nikomu nie mówić, że to bujda. Lubię jak ludzie mi zazdroszczą.
- Ale do niedawna miał Pan lokal gastronomiczny w Warszawie?- Restaurację można mieć tylko wtedy, kiedy się lubi codziennie w niej bywać. Mój skromny lokalik w Warszawie był nietypowy, bo serwowano tam owoce morza. Jeszcze dużo wody upłynie w rzece Wiśle, zanim Polacy polubią te „świństwa”. Ja bardzo lubię. Więcej o restauracji i menu w mojej książce „Ja smakosz, czyli biesiada dookoła świata”.
- Właśnie, książka cieszy się dużą popularnością, bo opisuje Pan w niej dania z różnych zakątków świata. Powstają u nas książki kucharskie, ale skąd akurat taka egzotyczna tematyka?- Tylko taką książkę zgodziło się wydać pewne wydawnictwo. Nazywa się Hachet Livre. Książka od razu się rozeszła i nie wiem, czy wznowią nakład. W księgarniach już jej nie ma, ale można kupić w Internecie. Poza tym piszę inną książkę, ale nikt mnie nie pogania, a ja jestem leniwy jak cholera.
- Od pewnego czasu związany jest Pan z Warmią. Co tu Pana przywiodło?- Od dawna jestem związany, przez kilka lat nawet mieszkałem w Olsztynie na ulicy Dąbrowszczaków, a moja mama była dyrektorem w OZOS-ie. Teraz mam domek w Naterkach i grywam w golfa na tamtejszym polu. Pole jest genialne, Naterki też.
- Ostatnio władze Olsztyna zleciły przygotowanie promocji miasta. Jaki miałby Pan pomysł, by zachęcić turystów? - Myślę, że już wiele zrobiono - świadczą o tym tłumy latem na ulicach Olsztyna. Szkoda, że w wydawanych przewodnikach nikt nie pisze o olsztyńskim polu golfowym. Turystyka golfowa jest najbardziej dochodowa.
- Czy hasło „Przestrzeń radości”, które znalazła dla Olsztyna pewna firma promocyjna z Krakowa, jest trafne? A jakie Pan by zaproponował?- Przypuszczam, że firma wzięła za to duże pieniądze. Ja nie bardzo wiem, o co w tym haśle chodzi, bo sam mieszkam obecnie w osiedlu Radość pod Warszawą. Ja mogę zaproponować kilka innych haseł, ale pieniądze na hasło już są wydane. Poczekam na kolejny konkurs - może mnie zaproszą.
- Rok temu prowadził Pan Sylwestra w Olsztynie, bodajże w nowym hotelu Manor. Czy można pogodzić taką pracę z przyjemnością?- Występ w hotelu MANOR był czystą przyjemnością, bo mi do dziś nie zapłacili.
Rozmawiał Marek Książek******
Tadeusz Drozda, ur. 1949 r. w Brzegu Dolnym, z wykształcenia inżynier magister elektryk, z powołania satyryk, konferansjer, artysta kabaretowy, aktor (grał np. w „Zaklętych rewirach”). Debiutował w stworzonym przez siebie i Jana Kaczmarka kabarecie Elita we Wrocławiu. Po przeprowadzce w 1976 r. do Warszawy jeden z najbardziej popularnych showmanów telewizyjnych; prowadził „Śmiechu warte” i program autorski „Herbatka u Tadka” w TVP2, a w Polsacie był Dyżurnym Satyrykiem Kraju. Teraz podobny program emituje TV7 Szczecin, a emitowany jest na antenach 62 stacji telewizyjnych w całej Polsce, które współpracują z TV7, w tym w kablowej TV Olsztyn.