No to w drogę...
Rosło w mojej głowie życzenie, aby skończyć z ciągłym przywalaniem sobie nawzajem. „Baba” wybrzydza, bo jak nie urok to d... zimna, ciągle nie tak coś wyrażone i nie po jej myśli opisane. Jakiś „polityk” z ambicjami zatruwa życie każdemu, w kim dostrzeże aktywistę i pewnie wroga w jednej osobie.
Wróg okazuje się nie wrogiem, ale typem ciekawskim, ale ciekawskim inaczej, więc wróg. A jak wróg, to dostanie po nosie aż mu bania spuchnie. Młody przywala staremu, a stary każdemu, kto nie przeżył wojny. Artyści mieszają się z wariatami, a wariaci z detektywami.
A ja chcę zostać w Polsce i nie szukać pracy na Zachodzie. Chcę aby w bloku (bo obok to tak zastawione, że nic się nie wciśnie), w piwnicach na przykład, które są stertą śmieci i g..., było coś ciekawego - nie wiem, stolarnia czy siłownia, ale nie syf, który rośnie już na piętro.
Ponieważ bardzo mi nudno w tym badziewiastym smucie żyć i nie zawsze mam siły jechać do miasta. Nie chcę wyżywać się w czytaniu (i pisaniu - o Boże, co ja tu robię!) głupich komentarzy na forum, nie chcę dusić się bułką zamiast obiadu, nie chcę słuchać odprysków z lepszego życia ludzi w innych miejscach na ziemi - bo ja chcę żyć tutaj.
Jeśli mam do tego prawo jak wszyscy inni osobnicy, w tym ci pokręceni, to przynajmniej niech mam jeszcze gwarancję, że mnie nikt nie zmiażdży tylko dlatego, że ośmielam się prosić o przyjęcie tego ze spokojem. Dajcie mi k... żyć!
Gdzieś podobno ogłoszono dzień życzliwości. Telewizja pokazała obrazek marznącego na kamieniu wilka i stadko roześmianych owieczek puchatych. Zmarznięty wilk był bezradny, trząsł się jak w chorobie tylko i zęby mu z zimna zgrzytały. Owieczki otoczyły wilka, ogrzały go i uratowały. Obrazek kończy się na uśmiechu wilka. Następny kadr jaki by był? Że owieczki ożywiły wilka na swoje nieszczęście! Czyli, że okazywanie życzliwości wilkom niesłuszne jest, a naiwność owieczki zawsze oznacza jej śmierć?
Pewnie jestem baranem, skoro wierzę w to, że wilkom można dać szansę życia pod ochroną, a owieczkom oferować wolność wyboru i bezpieczeństwo bytowe.
Ale mnie poniosło. W radiu jednolita muzyka, sąsiad wierci dziury w ścianie, szukam w internecie dobrych wiadomości i pozytywnych stwierdzeń, a znajduję załamkę. Kumpel z mojej klasy w Londynie robi przy sałatkach, choć to gitarzysta, nie sałatkowicz. Głód gra w moim brzuchu. Szlifuję angielski, żeby na Zachodzie myć garnki na nocnej zmianie.
Niestety, po świętach wyjeżdżam, zamykam się i znikam.