Masowa produkcja zwykle pochodzi spoza granic naszego państwa. Najczęściej z Ameryki. Z tym wszystkim wiąże się komercja Świąt Bożego Narodzenia, Walentynek, a także Dnia Wszystkich Świętych. Co to ma oznaczać? Zamach na rodzime tradycje? Masową amerykanizację kultury? Kulturową papkę?
Niedokończona lekcja historiiWalentynki, poza tym, że wysysają z naszych portfeli całą ich zawartość, nie są groźne, a mimo to też spotykają się z krytyką. Dlaczego? Niektórzy twierdzą, że jeszcze trochę, a zapadniemy się w amerykański sen, nasze tradycje zginą, nasza polskość zamerykanizuje się, utwierdzając naród w przekonaniu, że wszystko co amerykańskie jest lepsze od naszego. Ale czy tak nie jest?
Polska jest „100 lat za murzynami” - jak to się kiedyś potocznie mówiło - w porównaniu do innych krajów. To samo z polskimi miastami, które są daleko za innymi. Odbija się na nas podłoże historyczne, rozrachunki z przeszłością, nasze tempo rozwoju jest przy tym zdecydowanie mniejsze od innych państw. Nic dziwnego, że kopiujemy różne style. Nic dziwnego, że chcemy, aby w naszym kraju było coraz więcej zagranicznych koncernów. Nic dziwnego, że chcemy zaistnieć. Nic dziwnego, że śnimy.
Cukierek i tradycjeCzęść narodu z wieloletnimi tradycjami zabiera się za ocenę wszystkiego - także tego całego szumu komercyjnych świąt, obcych obyczajów - i stawia na konserwatyzm. Z kolei druga część jest całkowicie za zmianami - za tą całą amerykanizacją, bo ma już dość polskiej rzeczywistości, która nie pozwala przekroczyć pewnych barier.
Najlepszą grupą, ale i nieliczną, są ludzie opowiadający się za tym i za tamtym. Bo dlaczego by nie utrzymywać tradycji i jednocześnie być otwartym na różne aspekty zmian? Jednak to wszystko zależy od mentalności człowieka. Chyba głównym piewcą tradycjonalizmu jest starsze pokolenie, które nie może pogodzić się z niektórymi faktami, na przykład takimi, że wnuczki „zamiast latać po grobach, imprezują ze znajomymi”. Albo chodzą przebrani za różne potwory od domu do domu, prosząc o łakocie. Jeśli nie otrzymają niczego, grożą psikusem.
Dla mnie amerykanizacja jest pozytywna, a halloween to odrobinka światowości. Nie chodzi w niej o to, żeby lekceważyć przyzwyczajenia dziadków, ale by młodzi mieli swobodę w wyborze swojej drogi. Jeśli będą chcieli tradycji, będą mieli tradycje. Jeśli będą chcieli „zasnąć” po amerykańsku - zasną!
Myślę, że w ulepszaniu swojej polskości nie przeszkodzi nam dynia i kostium. Zapatrujemy się w Amerykę? Tak było zawsze, nawet za czasów młodości dziadków i pradziadków, u których tradycje tworzące polską historię mimo to nie zginęły.
Mateusz Balcerzak
(Autor jest olsztyńskim licealistą)