Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie zaprasza w środę (11.12), o godzinie 17.00, do sal barokowych olsztyńskiego zamku na wernisaż wystawy „Wyjawić, pokazać, naśladować. Polskie malarstwo portretowe XIX/XX w. ze zbiorów Muzeum Warmii i Mazur”.
Kuratorka: Grażyna Prusińska
Chęć pozostawienia własnego wizerunku towarzyszy ludziom od zarania, sylwetka sprowadzona do prostego znaku pojawia się już na ścianach jaskiń okresu paleolitu.
Czym jest portret, tak licznie reprezentowany we wszystkich dziedzinach sztuki? Skąd w człowieku dążenie do utrwalania swojego wizerunku?
Portret, obok pejzażu, stanowi najczęstszy motyw powtarzany w sztukach wizualnych na przestrzeni wieków. Malarstwo portretowe stało się osobną kategorią za sprawą twórczości XV-wiecznych mistrzów.
Najwcześniejszym z prezentowanych na wystawie obrazów będzie „Portret księcia Józefa Poniatowskiego” (k. XVIII w.) pędzla Józefa Grassiego (1757-1838), austriackiego malarza, który przyjechał do Warszawy na zaproszenie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, i portretującego polską arystokrację w latach 1791-1794. Późniejszego wykładowcę w Akademii Sztuk Pięknych w Dreźnie, gdzie studia malarskie odbywał Antoni Blank (1785-1844), autor „Portretu Zofii z Przerembskich Załuskiej”. Do tego samego typu oficjalnych wizerunków zalicza się „Portret bankowca Violanda” Karola Schweikarta(1769-1855) . Wykształcony w wiedeńskiej akademii malarz ok. 1802 r. zamieszkał we Lwowie i stał się cenionym portrecistą arystokracji i ziemiaństwa, taką też proweniencję ma wspomniany portret, wyjątkowy w twórczości Schweikarta ze względu na format i typ przedstawienia en pied. „Portret senatora” (poł. XIX w.) Wojciecha Kornelego Stattlera (1800-1875); utrzymany w klasycystycznej konwencji cechuje się dodatkowo czytelnym wpływem niemieckich nazareńczyków, aktywnych w Rzymie (1820-1840), gdzie studiował i przez wiele lat mieszkał Stattler - przyjaciel Mickiewicza i Słowackiego, autor jednego z bardziej znanych wizerunków Fryderyka Chopina.
Te klasyczne akademickie prace będą zestawione z nieco mniej oficjalnymi przedstawieniami malarstwa I połowy XX wieku. Utrzymanymi w nurcie nowego klasycyzmu szkoły wileńskiej pracami: Ludomira Ślendzińskiego i jego „Sprzedawczynią dewocjonaliów”, która jest po trzykroć portretem: starej kobiety, rodziny malarza i utraconego miasta - oraz Tymona Niesiołowskiego, Jerzego Hoppena, Kazimierza Kwiatkowskiego, „Portretem córki” Kacpra Pochwalskiego, ulubionego ucznia Józefa Mehoffera, z nacechowanymi swobodną ekspresją portretami Witkacego, wytworną elegancją Teodora Axentowicza czy rzemieślniczą biegłością Kazimierza Mordasewicza.
W drugiej połowie XX w. wiele artystycznych kierunków rozwijało się poza tradycyjnie rozumianą konwencją przedstawieniową. Portrety wypadły z artystycznego mainstreamu. Choć i tu są twórcy z wielkimi osiągnięciami, którzy sprawili, że portret stał się znakiem rozpoznawczym ich dzieła. Do nich należą Jerzy Nowosielski i Edward Dwurnik.
Zarówno portrety Nowosielskiego, jak i obrazy Dwurnika kierują uwagę ku sposobowi przedstawiania wizerunku niewzorowanego konkretną postacią. To krok w stronę symbolicznej interpretacji i metaforycznego ujęcia tego zjawiska. Portret, wizerunek, twarz stają się formalnym znakiem uniwersalnego przekazu, gdzie podobieństwo modela stanowi kategorię zbędną.
Zapraszamy!