„Może i wszechobecna cisza, a może i stary statek płynący w dół po rzece, którego jedynym ładunkiem wydawał się być dym z przerdzewiałego komina, dawały mi odczuć jak bardzo przygnębiający potrafi być widok tego miasta”. Właściwie tak powinien zaczynać się „Stambuł” Orhana Pamuka, książka, którą „The Guradian” opatrzył zachęcającym komentarzem, że „trudno jej się oprzeć”.
Jak sam autor pisze, książka ta została napisana jako swego rodzaju terapia w obliczu ogarniającej go, w wyniku problemów osobistych, depresji. Pod tym względem powoli sączone nostalgiczne i bardzo erudycyjne refleksje na temat rodzinnego miasta można by odczytywać jako lek na wyjście z osobistych problemów. A przeplatające te refleksje wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości jako dość nachalną próbę autokreacji i usprawiedliwiania się. Na szczęście tak nie jest.
Z początku trudno jest Europejczykowi zrozumieć przesłanie i cel napisania tej książki (poza, oczywiście, tym wyłożonym przez autora) - przez pierwsze z górą sto stron nie bardzo orientujemy się, czemu twórcę tak bardzo przyciąga to, co zniszczone, rozpadające się i biedne. Czemu śródziemnomorską bądź co bądź metropolię jaką jest Stambuł kojarzy głównie ze śniegiem, ciemnością i lekko onirycznym nastrojem, który określa tureckim słowem hüzün? Czy na południu nie zawsze jest wesoło, przyjemnie i słonecznie? Tym bardziej, że Pamuk cały czas podkreśla, że ta „melancholia”, ów hüzün, właściwy być może tylko ludziom z „azjatyckiej strony”, tym, którzy nie mogą w pełni zostać Europejczykami.
Nie można jednak dać się zwieść - Pamuk nie wie chyba, jak łatwo komuś, kto mieszka choćby w Polsce odczuć, czym jest hüzün. Ja sam, na początku października snując się wieczorem po zalanych deszczem ulicach Bydgoskiego Przedmieścia w Toruniu i patrząc na powoli toczące się po brukowanej ulicy tramwaje, czy idąc w grudniu na wpół zasypanymi śniegiem ulicami naszego Zatorza doskonale wiem, co takiego miał on na myśli.
Bowiem „Stambuł” nie jest, jak głosi podtytuł, opowieścią o „wspomnieniach i mieście” - to traktat o melancholii i o tym, jak bardzo potrafi ona zmienić nasze życie. Melancholii tak wielkiej, że człowiek nie ma szans w starciu z nią i tak niezwykłej, że dla opisania jej istoty potrzeba nowego słowa, słowa zza drugiego brzegu Złotego Rogu.
Dla każdego wychowanego w naszej, europejskiej tradycji kulturowej i intelektualnej lektura tej książki będzie szokiem - to jak odkryć, że w naszym mieszkaniu znajduje się jeszcze jeden pokój, pełen dziwnych sprzętów, obrazów i przedmiotów, na którego opisanie trudno nam znaleźć odpowiednie słowa. Bo przecież Stambuł i sam Orhan Pamuk przynależą do naszego kręgu - przyjęliśmy, że zarówno to miasto, jak i ten pisarz stanowią część wielkiej europejskiej rodziny. Część może egzotyczną i czasem odrobinę odmienną, ale integralną i od dawna zadomowioną. Ta książka pozbawia czytelnika takich złudzeń. Stambuł z jej kart jest miejscami równie obcy jak dalekowschodnie metropolie. Pokazuje ona, że nie można ulegać pozorom, gdy udajemy się na wakacyjną wyprawę i traktujemy Turcję jak własne podwórko - to zupełnie inny, fascynujący, ale też bardzo trudny do zrozumienia świat.
Całość dopełnia zbiór wspaniałych, czarno-białych fotografii, które pokazują Stambuł, jakiego próżno szukać na kolorowych pocztówkach i stronach wakacyjnych przewodników.
Ta książka to lektura obowiązkowa, choćby po to, by po jej lekturze przez chwilę poczuć wszechogarniający nas hüzün...
Mateusz Fafiński******
Tytuł: Stambuł
Autor: Orhan Pamuk
Wydawnictwo: Wydawnictwo literackie
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 470