(fot. Marek Książek)
- Decyzja o moim aresztowaniu zapadła w drugiej połowie 2004 roku w Rybnie koło Działdowa na działce należącej do rodziny ówczesnego prokuratora apelacyjnego Janusza Kaczmarka - ujawnił dziś (30.07) w sądzie Zenon Procyk.
Skąd ta wiedza? Procyk przyznał jedynie, że od „pewnego szanowanego posła”, o czym oskarżony powiadomił już swego obrońcę.
Dzisiejsze posiedzenie w głośnej sprawie tzw. afery SM „Pojezierze” sąd w Ostródzie przeznaczył na zadawanie pytań posłance Lidii Staroń, która tę aferę wywołała jako szefowa Stowarzyszenia Obrony Lokatorów.
Świadek Lidia Staroń starała się rozszerzyć odpowiedzi na pytania zadawane przez oskarżonych i ich obrońców. Ale potwierdziła, że byłe władze „Pojezierza” stanowiły zorganizowaną grupę przestępczą, o czym mówiła już w czerwcu.
-
Pani Staroń spotykała się z prezydentem Olsztyna Czesławem Małkowskim, bo dążyli do wymiany władz spółdzielni - ripostował Zenon Procyk.
I dodawał: -
Pan prezydent o wszystkim wiedział. Przed wypuszczeniem mnie z aresztu zaprosił do siebie posła Stanisława Żelichowskiego i przekonywał go, aby za mnie nie poręczał. I żeby nakłonił do tego abp. Edmunda Piszcza. Za ten „dobry uczynek” chciał mu dać obraz olejny, ale poseł go nie przyjął.Procyk przyznał, że takie wieści przekazała mu ówczesna sekretarka prezydenta Małkowskiego. Nie chciał w to wierzyć, więc poszedł do posła Żelichowskiego, który miał potwierdzić, że tak było.
-
Uważałem pana Procyka za zacnego człowieka i dlatego uznałem, że powinien odpowiadać z wolnej stopy. Dlatego poręczyłem za niego, tak jak abp. Piszcz i inne osoby publicznego zaufania - potwierdził nam poseł Żelichowski, chociaż o szczegółach sprawy nie chciał rozmawiać. Przyznał, że podczas jego pobytu w ratuszu prezydent próbował mu dać suwenir, ale to był tylko mały obrazek.
-
Jeśli zostanę wezwany do sądu, to się stawię, choć naprawdę nie mam w tej sprawie wiele do powiedzenia - dodał poseł.
Tymczasem oskarżony Procyk sypał przykłady jak z rękawa:
-
Gdy po aresztowaniu mnie czekałem w komendzie policji w Elblągu, podszedł do mnie znany mi funkcjonariusz CBŚ z Olsztyna i powiedział: „No co, nie ma już wiarygodności?” A po chwili spytał: „Wiesz, kto za tym stoi? Między innymi Grucha!”W tym momencie po sali sądowej przeszedł szmer zaciekawienia. Również sędzia nie wiedział, kto to jest Grucha?
-
Zaraz wyjaśnię: w mieście było trzech ważnych ludzi: Grucha, Simpson i Sztanga. Pierwszy to prezydent Małkowski, drugi marszałek Andrzej Ryński, a trzeci wojewoda Stanisław Szatkowski. Tylko w przypadku Szatkowskiego publiczność domyślała się, skąd ta ksywka (bo kiedyś dźwigał ciężary).
Jakie sensacje ujawni jeszcze ten głośny proces, dowiemy się już po wakacjach, gdy jako świadek będzie przesłuchiwany były wiceprezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz. I być może była sekretarka Małkowskiego, choć sam prezydent już raczej nie.
Natomiast po rozprawie posłanka Lidia Staroń zdecydowanie zaprzeczyła, jakoby w sprawie Procyka kontaktowała się z Małkowskim.
-
Ja od dawna krytycznie oceniałam działalność prezydenta Małkowskiego, a pan Procyk mówi teraz tak, jak typowy przestępca - powiedziała dziennikarzom na korytarzu.