Olsztyn24 - Gazeta On-Line
Portal Informacyjny Olsztyna i Powiatu Olsztyńskiego

Olsztyn24
16:48 22 listopada 2024 Imieniny: Cecylii, Stefana
YouTube
Facebook

szukaj

Newsroom24 Rozmowy, wywiady
Marek Książek | 2008-07-29 19:26 | Rozmiar tekstu: A A A
Rozmowa z Krzysztofem Krawczykiem, pieśniarzem

Najważniejsza jest piosenka

Olsztyn24
Krzysztof Krawczyk w gronie przyjaciół-członków zespołu udaje się do
olsztyńskiego amfiteatru (fot. Marek Książek)

- Od 45 lat jest Pan na scenie; najpierw z „Trubadurami”, a już od 35 lat z występami solowymi. Nie ma już Pan czasami dosyć, a jeśli nie, to co Pana nakręca? - pytamy Krzysztofa Krawczyka.

- Ludzie! Publiczność! Bo to jest tak, że gdybym na przykład teraz stracił głos, nie daj Boże, to po paru latach umieram. A to dlatego, co potwierdzają lekarze, że w czasie występu mój organizm dostaje „zastrzyki” w postaci hormonów typu adrenalina czy serotonina. Można powiedzieć, że jest od nich uzależniony i z tego powodu artyści są dobrze zakonserwowani, ale dzieje się to przecież głównie dzięki publiczności. Jasne, są chwile, kiedy wychodzę i mówię: „Matko, znowu koncert”, ale gdy po pięciu minutach widzę uśmiechniętych, radosnych widzów, to dostaję śmigła w pewnym miejscu, które marynarze nazywają rufą i już jestem gotów śpiewać do upadłego.- A jak często ma Pan okazję sprawdzać swoją gotowość bojową? Są okresy bardziej aktywne, na przykład wakacje, gdy trzeba bez przerwy być w trasie koncertowej?

- Dzisiaj jest zupełnie inna uroda estrady. Dzisiaj my się turlamy trochę jak pijane zające po kraju, ponieważ gramy głównie w weekendy: piątki, soboty i niedziele. Rzadko się zdarza grać w czwartki, a jeszcze rzadziej z początkiem tygodnia. Są dwa podstawowe rodzaje występów: pierwszy - tak zwane eventy, czyli na zaproszenie władz miasta, jak tu w Olsztynie, lub jakiejś firmy oraz drugi - imprezy biletowane, które teraz zdarzają się rzadziej, są ekonomicznie mniej opłacalne, ale za to dużo wdzięczniejsze. A to dlatego, że jak się płaci te 40 czy 50 zł za bilet, to wiadomo, że przychodzą sami przyjaciele. No bo trzeba być przyjacielem artysty, aby wyjąć z kieszeni taką kwotę na czyjś występ. I muszę powiedzieć, że takich koncertów gramy bardzo dużo w okresie jesienno-zimowym. Bo latem wyjeżdżamy nad morze; mamy taką trasę siedmiodniową, gdy obsługujemy wszystkie te amfiteatry typu Kołobrzeg, Rewal i Międzyzdroje, gdzie mamy swoją bazę. To są piękne imprezy, bo ludzie przebywają na wakacjach i chcą się bawić, a potem fama idzie w Polskę, że koncert był dobry i wtedy w innym mieście mówią: „To zaprośmy Krzysztofa”. Wielokrotnie w jednej miejscowości bywam nawet dwa razy w roku, choć na ogół docieram w przeciągu półtora roku-dwóch lat.

- A w Olsztynie kiedy Pan był przedostatnio?
R E K L A M A
- W Olsztynie chyba ze dwa lata temu.

- A jak Pan jedzie w trasę, a pewnie są to setki kilometrów, to co Pan robi w podróży? Poprzednio jeździł Pan salonką Chevrolet Express, a teraz siedzimy w nowym furgonie?

- I śpię na tej otomanie. Tamten wóz też miał leżankę, ale ten jest wygodniejszy, ma poduszki pneumatyczne i inne bajery. To jest Mercedes Spinter, który dostałem dwa lata temu na sześćdziesiątkę w prezencie od zespołu, przede wszystkim od mojej żony, teściowej i przyjaciół. Trochę żałuje, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale.

- A nie kusi Pana, by zasiąść za kierownicę, bo np. Michał Bajor nikogo nie wpuszcza za kółko swego Mercedesa?

- No, a to się później kończy tak, jak w przypadku naszego wspaniałego profesora Geremka, który też jeździł sam. Przychodzi pewien wiek i nie wolno siadać za kółko, ponieważ mamy trochę osłabiony refleks, szybciej się męczymy... No, w takiej kondycji nie można jechać 400 kilometrów, ile dziś jechałem na koncert, tyle że z kierowcą.

- Tyle jechaliście spod Łodzi, bo chyba tam Pan mieszka?

- Nie, akurat z Białegostoku, ale faktycznie mieszkam pod Łodzią, czyli mogę powiedzieć, że teraz jestem chłopak ze wsi. Mieszkam na skraju lasu, że lepiej sobie wymarzyć miejsca do życia nie można. Oby tylko Pan Bóg dał zdrowie i ludzie chcieli dalej słuchać tych piosenek, ponieważ piosenka jest tutaj najważniejsza. Jeżeli piosenki są dobre i przemawiają do ludzi, którzy przy nich chcą tańczyć albo wzruszać się, albo się chwilę zastanowić, to wtedy ta cała działalność ma sens. Gdybym zauważył, że płyty gorzej się rozchodzą, że słuchacze nie przychodzą na te imprezy, to proszę mi wierzyć, wtedy próbowałbym zorganizować jakąś własną scenę i się nie ruszał z miejsca.

- Ale ludzie na Pańskie koncerty przychodzą, choć różnie to bywało po powrocie z Ameryki, gdzie mieszkał Pan 10 lat. Lepiej się Pan czuje w Polsce niż za oceanem?

- Ja myślę, że cała ta moja edukacja to jest boża edukacja, bo Ameryka była dla mnie wielką lekcją pokory. Zwiedziłem piękny kraj, nauczyłem się języka, poznałem pięknych ludzi, nagrałem dwie amerykańskie płyty, żona nauczyła się jeździć... Ale nie powiem, żebyśmy odczuwali jakąś ogromną tęsknotę za Ameryką, bo to był bardzo ciężki czas. Trzeba było czasami pracować w innych zawodach; ja byłem i zawodowym kierowcą, i barmanem, i na budowie pracowałem... Jako chrześcijanin myślę, że jednak tam na górze ktoś nade mną czuwa. Ale przede wszystkim dużo radości dają mi ludzie, bo jeśli na 45-lecie pracy artystycznej dostaję dziewięć złotych płyt, jedną podwójną platynową i gitarę nabijaną brylantami oraz lada dzień odcisnę złotą gwiazdę w Krakowie, to większego sukcesu nie można oczekiwać. I takim mocnym akcentem mógłbym zakończyć.

Rozmawiał Marek Książek

PS. Rozmowa przeprowadzona w busie Krzysztofa Krawczyka na trasie hotel - amfiteatr tuż przed olsztyńskim koncertem z okazji Dni Jakubowych 2008.

REKLAMA W OLSZTYN24ico
Pogodynka
Telemagazyn
R E K L A M A
banner
Najnowsze artykuły
Polecane wideo
Najczęściej czytane
Najnowsze galerie
Copyright by Agencja Reklamowo Informacyjna Olsztyn 24. Wszelkie prawa zastrzeżone.