Zapraszam do obejrzenia ostatniej łąki na Jarotach, czyli w największym osiedlu spółdzielni mieszkaniowej w Olsztynie. Wśród bloków grają świerszcze.
Na Jarotach zamieszkałam 17 lat temu. Mieszkańcy okolic ulic Mroza, Kanta, Janowicza mieli wtedy wokół prawie wyłącznie łąki. Były na nich stawki, a jak stawki to kaczki i wędkarze. Klimat sielski, choć trochę uciążliwy, bo wszędzie było daleko. Robiliśmy sobie skróty przez te łąki. Latem trawa była po pas, ale świerszcze i żaby dawały takie koncerty, że gdyby zamknąć oczy, to można by myśleć, że tu właśnie trwają nieustanne wakacje.
Potem łąki ginęły pod sektorami nowego budownictwa. Dziś została chyba już ostatnia dzika łąka w niedużym kwadracie między ulicami Mroza, Kanta, Janowicza i dochodzi do starej drogi z chronionymi drzewami. Przez kilka lat nawet chodzenie po łące ucywilizowano, kładąc nam chodnik z polbruku. Dzieci jeździły na rolkach i rowerach, mamy spacerowały z maluchami. Nieoczekiwanie powstał mini park z dziką łąką.
W opisie pomijam aspekt ekonomiczny, urbanistyczny i każdy inny, który nakazuje człowiekowi myśleć o mieście jak o inwestycji. Pomijam to rozwinięcie, będąc pod wpływem uwag, jakie niedawno słyszałam od grupki turystów zagranicznych. Otóż przyjechali do miasta rowerami z okolicznego pensjonatu i wpadli na ulicę Janowicza, a potem na łąkę. Filmowali dzikość łąki wśród bloków mieszkaniowych. Byli zachwyceni miejscem, na które my patrzymy zupełnie inaczej. Bo co prawda może kogoś - tak jak mnie rozczulać granie świerszczy - ale tak naprawdę, to czujemy, że zaraz staną tu kolejne sektory bloków i będzie jeszcze ciaśniej. Będą nas bardziej zajmować miejsca parkingowe niż jabłonki na łące.
Zagraniczni przybysze natomiast patrzyli inaczej - łąka to dla nich pomysł na oryginalność! Mówili, że tylko wystarczy chodniki zrobić, zakola z ławeczkami urządzić, postawić kosze na śmieci i romantyczne lampy, a potem resztę zostawić - z wysokimi trawami i kwiatami. Inaczej mówiąc „obcy” zaadaptowali by dzikość na pamiątkę miejsca, w którym powstało miasto. Taki pomnik natury. Fajne?
Jeśli nie dzika łąka na pamiątkę nieskażonej natury, jaka nas otacza, to może inny pomysł, ale Olsztynowi by się przydał. Bo nadal Olsztynowi brakuje oryginalności - jakiegoś śmiałego, odlotowego wręcz, wyróżnika.
Niedawno pisałam o małym miasteczku, Solcu Kujawskim, w którym powstał olbrzymi Park Jurajski. Teraz poznałam jedno z miasteczek w północnej Danii, gdzie urządzono w środku miasta park z sadzawkami i bogatą kolekcją bogato kwitnących rhododendronów, tworząc swojego rodzaju ogród botaniczny na jeden temat kwiatowy (wszystko pięknie opisane, więc przy okazji dowiedziałam się, że niektóre odmiany rhododendronów są tak mrozoodporne, że zniosą nawet minus 30 stopni, a roślina jest tak długowieczna, że żyje kilkadziesiąt lat!).
W Olsztynie najbardziej oryginalna jest wieża radiowo-telewizyjna, bo informatory z ciekawostkami donoszą turystom, że to najwyższy obiekt techniki w Polsce. Z położenia miasta wśród 15 jezior niczego oryginalnego nie wynika, bo Ostróda ma jedno jezioro w mieście, ale zainwestowała tak, że cały kraj gada.
Wiem, wielu ludzi w mieście ma interesujący pomysł na Olsztyn, ale kiedy któryś z nich zaistnieje na dobre? Czekam na to od lat wielu i jak wielu. Więc póki co zapraszam na dziką łąkę.
Z D J Ę C I A