Każdy z nas pamięta z dzieciństwa historię o kapitanie Ahabie i wielkim wielorybie, którego próbował złapać. Niektórzy pamiętają nawet, że historia ta nosi tytuł „Moby Dick”. Zapewne nieliczna, lecz godna szacunku grupa spośród nas wie, że autorem tej książki był Herman Melville. Enrique Vila-Matras góruje nad nami wszystkimi - zapamiętał, że Melville napisał jeszcze oprócz „Moby Dicka” kilka innych utworów, a pośród nich opowiadanie pod tytułem „Bartleby”. Właśnie głównego bohatera tego dziełka uczynił hiszpański pisarz inspiracją dla swojej powieści.
Choć właściwie trzeba powiedzieć, że nie jest to powieść sensu stricto. Całość książki składa się z 86 „przypisów” do nieistniejącego tekstu, sporządzonych przez narratora powieści, który zaczyna pisać po wieloletnim milczeniu.
Nie ma sensu streszczanie fabuły tej książki - choć jakiś tam wątły plot funkcjonuje w tle, nie jest on w żadnej mierze głównym elementem. Narrator przebiega przez historię literatury w poszukiwaniu twórców „literatury Nie” - ludzi, którzy z różnych powodów bądź to pisać przestali, bądź nawet nigdy takiej próby nie podjęli. A z różnych powodów wiemy, że podjąć ją chcieli.
Trzeba się do tego tekstu dobrze przygotować, bowiem autor przyjmuje z góry doskonałą orientację w literackim terenie. Urywki listów, dzieł, wywiadów. Czasem tylko same nazwisko, które dla „wtajemniczonych” jest wystarczająco wymowne. Wszystkie te elementy połączone tajemniczym pisarskim milczeniem. Jego uświęceniem.
Vila-Matras nadaje niepisaniu siłę ciemnej energii - wielki motor pracujący pod powierzchnią tej oficjalnej, „pozytywnej” literatury. Ludzie, którzy nie piszą, dobrowolnie skazują się na milczenie są świętymi, męczennikami literatury.
Powody, które dotychczas traktowano jako doskonałe natchnienie Vila-Matras wymienia jako przeszkody - nadmierne uwielbienie publiczności, liczne pomysły. To wywrócenie historii literatury na drugą stronę jest fascynujące - jakby przez dwieście stron oglądać ją jakby w czasie zaćmienia słońca. Wszystkie barwy stają się ostrzejsze, a kontrasty bardziej wyraźne.
Tej licznej grupie „pisarzy Nie” w charakterze kontrapunktu przeciwstawieni są tytani pracy, jak Georges Simeon, który napisał ponad 450 powieści w swoim życiu. Przy tej okazji hiszpański autor okazji zadaje pytanie o wartość literatury, a chyba przede wszystkim o wartość literackiego milczenia. I pokazuje jak bardzo to milczenie może być znaczące.
Do tego wszystkiego warto dołożyć jeszcze pewien polski trop - Witolda Gombrowicza, który przemyka się przez kilka kart tej książki.
Zdecydowanie warto „Bartlebiego i spółkę” przeczytać - to uczta literacka, którą mimo niewielkiej objętości czyta się długo i z wielką przyjemnością.
Mateusz Fafiński******
Tytuł: Bartleby i spółka
Autor: Enrique Vila-Matras
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2007
Liczba stron: 208