Czy mamy w Olsztynie selektywną zbiórkę odpadów komunalnych? Tu i ówdzie stoją wprawdzie różnokolorowe pojemniki, ale i tak śmieci są z nich wysypywane na jedną przyczepę i ponownie rozdzielane w sortowni ZGOK przy ul. Lubelskiej.
Do tej sortowni trafiają też odpady zbierane w osiedlach domów jednorodzinnych - rzekomo selektywnie - przez spółkę PGM, notabene monopolistę w tej branży. Piszę „rzekomo selektywnie”, bo PGM zażyczył sobie (ponoć na podstawie uchwały rady miasta), by do jednego foliowego worka wrzucać różne surowce wtórne.
Z mojego osiedla Brzeziny ekipa PGM odbiera je co dwa tygodnie. Resztę domowych odpadów wrzucam do typowego pojemnika, który zazwyczaj napełniam tylko w połowie, bo papier oddaję na „wyższe cele”, a popiół z pieca opalanego drewnem i odpady kuchenne - kompostuję.
Za tą „łamaną selekcję” PGM naliczył mi 34 złote, rzekomo wedle norm ustalonych przez radnych. Ale nie wiem, czy radni wiedzą, że PGM postanowił dodatkowo zarobić i zmusza mnie do zakupu worków foliowych u siebie, po złotówce za sztukę (dodatkowo muszę wydać na przejazd, by je kupić). Ciekawe, z jakiego drogocennego tworzywa są robione, że kosztują przeciętnie dwa razy więcej niż takie same sprzedawane w sklepach? To podnosi koszt wywozu śmieci co najmniej dwa złote miesięcznie (każdy worek więcej, to kolejna złotówka). Jakim prawem? Przecież o tym w uchwale rady miasta ani słowa. Na dodatek worki muszą być czarne i z logo PGM - surowce wtórne w innych workach, np. niebieskich, nie są zabierane.
Ponieważ mam z dawnych lat spory zapas niebieskich worków, swoje odpady - butelki plastikowe i szklane oraz puszki po napojach - zawsze w nie ładowałem i były wywożone. Nagle w kwietniu nie zabrano żadnego, a przez miesiąc uzbierały się aż cztery pełne worki. Zapytałem więc prezesa PGM Andrzeja Ryńskiego, o co tu chodzi? Czy chodzi o odpady, czy o handel workami z logo PGM? Nie potrafił mi racjonalnie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje.
Pan prezes wyjaśnił, że do każdej tony zebranych odpadów dopłaca dwieście złotych. Dodał, że ponoć łatwiej mu się rozliczać ze ZGOK przy pomocy czarnych worków - jakby nie wystarczyło policzyć je na sztuki lub zważyć ich masę. Pan Ryński przyrzekł też moje niebieskie worki odbierać, przysłał nawet specjalny samochód po te pełne.
Potem niebieskie worki - nie tylko moje, bo zauważyłem, że inni też takie wystawiają - ekipa sprzątała, więc myślałem, że sprawę mamy z głowy. Pewnego razu jednak znów niebieskie worki zostały na ulicy, a sąsiadka, sekretarz rady osiedla, poskarżyła mi się, że i jej odpadów nie odebrano.
Postanowiłem więc sprawdzić, co się stanie, gdy za dwa tygodnie wystawię worek niebieski, pełny odpadów i pusty (z jednym petem!), czarny. Ekipa zabrała oczywiście ten czarny, choć pusty. Ogarnął mnie też pusty, ale śmiech - jednak PGM dorabia sobie handlem czarnymi workami! Ich zawartość, czyli odpady nadające się do recyklingu, go nie interesują, wszak ponoć PGM dopłaca do nich. Lepiej więc udawać, że się robi selektywną zbiórkę, niż robić ją naprawdę.
Pełny cennej zawartości (sama „dopłata” do wywózki na sortownię wynosi 200 zł od tony!) niebieski worek stoi więc pod płotem od trzech tygodni, w domu napełnia się następny. Nie wiem, komu mógłbym zaoferować swoje odpady, bo czuję się lekceważony przez monopolistę. Chyba przestanę tej niby selekcji i wszystko zacznę wrzucać do ogólnego pojemnika. Nie będę dokładał ani złotówki do śmietnika PGM-u.
JERZY PANTAK/EXTRA SUKCES