W sobotę (22.08) na strzelnicy im. Władysława Komorowskiego w Gutkowie pod Olsztynem rozegrano Mistrzostwa Okręgu Olsztyńskiego PZŁ w Strzelaniach Myśliwskich. Uczestniczyło w nich 84 zawodniczek i zawodników z ponad 20 kół łowieckich.
Myśliwskie strzelania są zazwyczaj bardzo wyczerpujące, gdyż obejmują kilka konkurencji i wiele strzałów. Należy więc podziwiać kondycję uczestników, w tym piątki pań, bo zawody trwały prawie 10 godzin.
Zawodników oceniano w kilku kategoriach/klasach: drużynowo w powszechnej i otwartej (drużyny trzyosobowe), a indywidualnie - w mistrzowskiej i powszechnej (w tym „podklasy”: Diana, Mistrz Okręgu) oraz klasie C (dla myśliwych o stażu do 5 lat). Rozegrano sześciobój myśliwski, na który składają się cztery konkurencje śrutowe i dwie kulowe. Śrutowe są bardzo widowiskowe, bo strzela się z wielu różnych stanowisk: do ruchomej makiety zająca - 10 strzałów na 35 m i do rzutków: „na osi” (lecących ok. 4-5 m nad ziemią na 50-60 m) - 20 strzałów na 50-60 m, „na kręgu” - 20 strzałów i „na przelotach” 10 strzałów na ok. 20 m w górę). Dwie kulowe to ruchoma makieta dzika - 10 strzałów na 50 m i tarcze „stojący kozioł/siedzący lis” - 2 x 5 strzałów na 100 m. W sumie jeden zawodnik musiał użyć co najmniej 80 nabojów, co przy ciężkiej broni, szczególnie śrutowej, jest nie lada wyczynem; zwłaszcza dla kobiet.
Wyniki rywalizacji zespołowej:
Klasa powszechna1. Koło Łowieckie „Śniardwy” Mikołajki;
2. Koło Łowieckie „Żuraw Ruciane-Nida” Piecki;
3. Koło Łowieckie „ZLOT-LAS” Faryny.
Klasa otwarta1. Koło Łowieckie „Czajka” Biskupiec;
2. Koło Łowieckie „Dzięcioł” Miłomłyn;
3. Koło Łowieckie „Kudypy” Olsztyn.
Zwycięzcy indywidualni Klasa mistrzowska - Marek Szul z KŁ „Knieja” Gdańsk - „Mistrz Okręgu Olsztyńskiego PZŁ na sezon 2020/21”
Klasa powszechna - Michał Jankowski z KŁ „Dzięcioł” Miłomłyn;
Klasa „Dian”- Ewa Bąk z KŁ „Łoś” Mrągowo;
Klasa „C” - Hubert Pieklik z KŁ „Głuszec” Olsztyn.
******
Strzelnica Myśliwska w Gutkowie została oddana do użytku w czerwcu 1988 roku, po ponad wieloletnich staraniach o jej wybudowanie. Imię otrzymała w 1995 roku na cześć łowczego wojewódzkiego Władysława Komorowskiego (1922-1993), który pełnił tę funkcję latach 1984-1989. Były AK-owiec, kapitan w stanie spoczynku, w latach 1957-1981 pracował w Okręgowym Zarządzie Lasów Państwowych, zajmując się sprawami łowiectwa, gdyż myśliwym był od 1946 roku i pełnił szereg funkcji w Polskim Związku Łowieckim. Bardzo zaangażował się w budowę tej strzelnicy, co nie było łatwe w czasach reglamentacji materiałów budowlanych, była ukoronowaniem jego pracy jako łowczego wojewódzkiego. Niestety, choroba uniemożliwiła mu kontynuację pracy i działalności w związku.
Niedawno obiekty strzelnicy przeszły sporą modernizację, m.in. dzięki dotacjom z RPO WiM 2007-2013 na wykorzystanie instalacji OZE (pompa ciepła) wybudowano tu piękny budynek, w którym znajdzie siedzibę ośrodek szkoleniowo-konferencyjny, w tym WM Centrum Edukacji Ekologicznej. Odbywają się tu liczne zawody okręgowe i ogólnopolskie. Na co dzień trenują zwykli myśliwi oraz zawodnicy klasy mistrzowskiej, reprezentanci okręgu na zawody krajowe, należący do czołówki polskich strzelców myśliwskich.
******
Wśród najmłodszych uczestników zawodów była Alicja Szybińska (nr startowy 57, jedna z dwóch Dian, jakie reprezentowały KŁ „Odyniec” w Mrągowie). Startowała w „rodzinnej” drużynie, m.in. z ojcem i bratem, bo większość mężczyzn w jej familii to myśliwi.
- Poluje tata, brat i kuzyni, więc od najmłodszych lat nasiąkłam myśliwską atmosferą, słuchania szeptów lasu i podpatrywania zwyczajów zwierzyny. Już jako dziecko z radością prowadziłam psa na otoku, brałam udział w zajęciach myśliwskich dotyczących hodowli i selekcji zwierzyny, słuchałam opowiadań o etycznych polowaniach, ale nikt nie przypuszczał, że też zostanę myśliwym. Nikt mnie do tego nie namawiał. Dopiero pod koniec studiów (pani Alicja ukończyła weterynarię na SGGW) sama zdecydowałam, że będę polować. Zresztą, dzięki wiedzy anatomicznej wyniesionej z patroszenia zwierzyny, łatwiej mi było studiować. Gdy inni musieli zgłębiać atlasy, ja już wiedziałam, jak rzeczywiście wyglądają poszczególne tkanki i narządy wewnętrzne zwierząt. Znałam ich kolor i zapach. W 2016 roku odbyłam staż w kole łowieckim, a pełnoprawnym łowcą zostałam w 2017 roku. Należę do dwóch kół łowieckich: mrągowskiego „Odyńca” i „Słonki” w Sorkwitach. Na rozkładzie mam trochę zwierzyny drobnej i dzika o wadze 94 kg, bo nie wszystkie wyjścia do lasu wieńczyłam strzałem. Tata, bardzo etyczny myśliwy, wpoił mi zasadę, żeby strzelać, gdy ma się pewność końcowego efektu, więc często zadowalam się obserwacją zwierzyny, darowując jej życie - podsumowuje pani Alicja.
Na marginesie tej wypowiedzi i obserwacji, jak strzelali zawodnicy, nasunęła mi się refleksja, że dzika zwierzyna ma więcej szczęścia od hodowanej przez człowieka w sztucznych warunkach. Przeciętny wynik na strzelnicy wynosił 65 proc. możliwych trafień, co trzeci strzał to pudło. W naturze szanse zwierza rosną i bardzo często uchodzi z życiem. A jeśli już wyśledzi go sprawny i etyczny myśliwy - to ginie niespodziewanie i szybko. Natomiast zwierzynę hodowlaną czeka śmierć nieuchronna, na dodatek w tragicznych męczarniach (ciasnota chlewni i kurników, wielogodzinny transport, oczekiwanie w gromadzie na elektrodę i nóż rzeźnika), by zaspokoić wybredne podniebienia smakoszy.
Te refleksje wywołał epizod z drogi na strzelnicę. Wyjechałem z domu ok. godz. 10, w pełni 30-stopniowego upału, w Likuzach dogoniłem ciężarówkę wyładowaną bo brzegi ciasno upchniętymi ptakami. Ile z nich, zwłaszcza ze środka tego ładunku, dojechało do rzeźni żywych? Jak czuła się w tym zaduchu reszta? Kto zezwolił na wyjazd takiego ładunku w porze największego żaru? Oto pytania do tych, którzy odsądzają myśliwych od czci i wiary, ale z rozkoszą smakują zamęczonego kurczaka po chińsku.
Z D J Ę C I A