Filharmonia Warmińsko-Mazurska zaprasza w zbliżający się weekend (6-8.12), do sali koncertowej filharmonii na koncerty „Mikołajki z muzyką filmową - Pilot IV edycji Arena Festival film & music 2020” oraz „Muzyka Johna Williamsa - Pilot IV edycji Arena Festival film & music”.
Terminy koncertów:» 6.12, godz. 11.00 - KONCERT RODZINNY: Mikołajki z muzyką filmową - Pilot IV edycji Arena Festival film & music,
» 6.12, godz. 18.00 - KONCERT SPECJALNY: Mikołajki z muzyką filmową - Pilot IV edycji Arena Festival film & music,
» 7.12, godz. 18.00 - KONCERT SPECJALNY: Muzyka Johna Williamsa - Pilot IV edycji Arena Festival film & music,
» 8.12, godz. 11.00 - KONCERT RODZINNY: Mikołajki z muzyką filmową - Pilot IV edycji Arena Festival film & music,
» 8.12, godz. 18.00 - KONCERT SPECJALNY: Muzyka Johna Williamsa - Pilot IV edycji Arena Festival film & music.
Wystąpią:» Piotr Sułkowski, Diego Navarro - dyrygenci
» Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej
» Magdalena Miśka-Jackowska - prowadzenie koncertu
W programie koncertu „Mikołajki z muzyką filmową...” (dyrygent Piotr Sułkowski) tematy z filmów:Mancini / arr. C. Custer - Tribute to Henry Mancini
Menken / arr. C. Custer - „Under the sea” z filmu „Mała Syrenka” (Little Mermaid)
Menken / arr. J. Moss - wybór tematów z filmu „Pocahontas”
Lopez / arr. B. Krogstead - muzyka z filmu „Kraina lodu” (Frozen)
Silvestri/ arr. J. Brubaker - Suita z filmu „Polar Express”
Powell/ arr. S. O’Longhlin - „Jak wytresować smoka” (How to train your dragon)
ABBA / arr. R. Phillippe - „Mamma Mia!”
Webber / arr. C. Custer - muzyka z filmu „Evita”
arr. C. Custer - „Grease!”
Williams/ arr. J. Brubaker - Complete „Harry Potter”
W programie koncertu „Muzyka Johna Williamsa...” (dyrygent Diego Navarro) tematy z filmów:
„The Flight to Neverland” z filmu Hook
Poszukiwacze zaginionej Arki (Raiders of the Lost Ark)
„The Shark” z filmu Szczęki (Jaws)
„Adventures on Earth” z filmu E.T.
Bliskie spotkania trzeciego stopnia (Close Encounters of the Third Kind)
Park Jurajski (Jurassic Park)
„Hedwing” z filmu Harry Potter
Gwiezdne wojny (Star Wars): Trzy Suity orkiestrowe, w tym: The Phantom Menace, The Force Awakens.
Muzyka łączy pokolenia - to zdanie może wydawać się wyświechtane albo całkowicie nieprawdziwe. Jednak istnieje taki gatunek, który posiada szczególną moc przykuwania uwagi zarówno najmłodszych jak i starszych odbiorców, taki, od którego nierzadko zaczyna się przygoda dziecka ze światem muzyki: jest nim musical. Najsłynniejsze produkcje z wytwórni Disneya są właśnie animowanymi musicalami - powstają od wielu lat, wychowując kolejne rzesze odbiorców. Mama, która pierwsze filmowe i muzyczne uniesienia przeżywała śledząc przygody rudowłosej Małej Syrenki (1989), przegrane na kasetę VHS, wchodziła w nastoletniość śpiewając ekofeministyczne w duchu pieśni Pocahontas (1995), może przyjść na koncert z synkiem, którego pierwszą filmową miłością była księżniczka Elza z Krainy Lodu (2013).
W książce Zygmunta Miłoszewskiego Gniew w olsztyńskim Urzędzie Stanu Cywilnego „zwykły trzydziestoletni urzędnik” Myślimir Szcząchor słucha na cały regulator polskiej wersji Let It Go, Mam tę moc z filmu Kraina Lodu. Myślimir „oglądał praktycznie wszystko, poza polskim kinem, od którego dopadały go czarne myśli. I dawno nic go tak nie wcisnęło w fotel jak animowana bajka o przeklętej przez swój dar Królowej Śniegu. Sam nie wiedział dlaczego. Może była wspaniałym krzykiem o wolność? A może dlatego, że wyjątkowo nie chodziło w niej o romans, tylko o potęgę miłości między rodzeństwem. Oglądał, połykał łzy wzruszenia i powinien się wstydzić, ale mój Boże, cóż to była za przygoda”. Dlaczego, mimo upływu ponad siedemdziesięciu lat od pierwszych przebojów wytwórni, disneyowskie animacje wciąż gromadzą ogromną widownię i potrafią zawładnąć masową wyobraźnią? Dlaczego nawet najbardziej sceptycznemu widzowi - a pamiętajmy, że ogromna liczba parodii świadczy tylko o sile wpływu oryginału na zbiorową świadomość - niczym Myślimirowi Szcząchorowi kręci się łza w oku, gdy śledzi losy Simby, Małej Syrenki, Pocahontas czy Elsy i Anny? Zmieniają się fryzury bohaterów, obyczaje, fabuły stają się coraz bardziej przewrotne i nieszablonowe, czasem dalekie od cukierkowej prostoty z czasów przedwojennej Królewny Śnieżki, ale duszą każdego disneyowskiego widowiska pozostają piosenki. Sekret tkwi w muzyce. Niemała liczba disneyowskich przebojów wyszła spod ręki Alana Menkena, ośmiokrotnego zdobywcy Oscara za piosenki i muzykę do Małej Syrenki, Pocahontas, Aladyna oraz Pięknej i Bestii. Przewrotne, że odnoszący takie sukcesy kompozytor wywodzi się z rodziny z długimi tradycjami dentystycznymi.
Baśniami dla dorosłych są właściwie wszystkie musicale - ich siłą jest to, że w atrakcyjnej, przemawiającej do zmysłów formie poruszają niełatwe tematy, odwołują się przy tym do archetypów, angażują połączone siły aktorów, choreografów, kompozytorów, wokalistów. O tym, jak potężnym narzędziem artystycznej ekspresji może być forma musicalowa, przekonaliśmy się w historii kina wielokrotnie, choćby oglądając All That Jazz (Cały ten zgiełk) Boba Fosse czy filmową wersję musicalu RENT, będącego uwspółcześnioną wersją Cyganerii, rozgrywającą się w środowisku nowojorskiej bohemy podczas epidemii AIDS (nota bene jedną z głównych ról zagrała w nim Idina Menzel, wykonawczyni przebojowego Let It Go). Zawrotna popularność takich filmów jak Grease, Evita czy, w ostatnich latach, Mamma Mia, świadczy o tym, że wciąż potrzebujemy dobrze opowiedzianych historii z atrakcyjnymi bohaterami, a przede wszystkim z wpadającymi w ucho piosenkami, które wcale nie tak łatwo stworzyć - wiadomo nie od dziś, że, jak powiedział Gombrowicz, w sztuce nic nie jest tak trudne jak łatwość. Wszak tematy Henry’ego Manciniego Moon River czy Różowa Pantera brzmią tak, jakby istniały od początku świata.
Charakterystyczna dla musicalu (oraz dla hollywoodzkiej muzyki filmowej w ogóle) barokowa obfitość jednych upaja, innych odrzuca, ale jak wiadomo - wszystkich zadowolić nie sposób. Podobno są nawet tacy, którzy nie wierzą w świętego Mikołaja, ale oni raczej podczas mikołajkowego koncertu powinni pójść na kawę albo na wystawę sztuki abstrakcyjnej. Pozostali będą mieli szansę, jak Myślimir Szcząchor, dyskretnie przełykać łzy wzruszenia, a potem razem z dziećmi (albo mimo ich protestów) nucić filmowe przeboje przez całą drogę do domu.