Gospodarzem tegorocznych Miejsko-Gminnych Dożynek gminy Chorzele był Zdziwój Stary. Dotąd znałam to miejsce jedynie z opowieści - co odnotował Kurier Przasnyski w wywiadzie „Moje bohaterki są jak jabłka” z 14 sierpnia br. - to one posłużyły mi do ujęcia specyfiki tego regionu w książce „Kronselki”.
W podróży do Zdziwója w niedzielę 2 września br. towarzyszyła mi Hanna Fogel, która wychowała się w tej wsi i to „swoje Betlejem” opiewa w wierszach. Wiozła ze sobą obszerny materiał poetycki i najważniejsze: tomik swego autorstwa „Wysoko niebo, głęboko ziemia”. By nim zaciekawić, by uświadomić ludziom, że pamięć o Zdziwóju żyje.
- Być „w progach, gdzie wskazówki mają swój początek...”. Tego dnia od wczesnego ranka odczuwałam całą gamę doznań nostalgicznych i radosnych - przyznaje Hanna.
- Nie inaczej z emocjami jest i dzisiaj, i codziennie. Tak już zostanie, wszak Zdziwój Stary to moja ojczyzna dzieciństwa. Jak worek, do którego się już tylko przez całe życie dorzuca.Ja, autorka dziesięciu publikacji faktobiograficznych, przybyłam niemal z całym dorobkiem, ale głównie z książką najnowszą, w której jest mowa o Zdziwóju i okolicy. Uradowały nas wielkie, słomiane kompozycje z napisami „Zdziwój Stary zaprasza. Dożynki 2018”, usadowione na poboczu drogi od strony Chorzel. Czuło się atmosferę święta. Chłonęłam ją wszystkimi zmysłami, gorączkowo robiąc zdjęcia: to figurze, w której niegdyś znaleziono niemowlę, to drewnianym chatom. Być w Zdziwóju Starym to koniecznie zobaczyć słynną figurę, pod którą mama mojej bohaterki odmawiała nabożeństwa majowe i czerwcowe. Jeszcze rzut oka na olbrzymi pień po ściętym dębie, wjazd pod Martwą Górę; ach, dużo by pisać i dostrzegać, a przecież czekała nas najważniejsza uroczystość.
Dożynki rozpoczęły się wymarszem, sprzed nowo zbudowanej remizy strażackiej (specyfika starej dokładnie opisana w „Kronselkach”), władz gminy i przedstawicieli sołectw z wieńcami do kościoła. Niektórzy szli w strojach kurpiowskich, co odnotowuję ze szczególną uwagą, bo sama przez wiele lat tańczyłam suitę kurpiowską w Zespole Pieśni i Tańca „Olsztyn”; Hanna śpiewała w chórze tego zespołu.
Po mszy świętej nastąpił uroczysty powrót; chciałoby się zaśpiewać: „Plon niesiemy plon w gospodarza dom, żeby dobrze plonowało...” i... mało brakowało, tak nam się ta pieśń cisnęła na usta. W dalszej części święta plonów ze sceny podkreślano trud i sens pracy na roli, z nagradzaniem wyróżniających się gospodarzy włącznie. A na zakończenie: symboliczne łamanie się bochnami obrzędowego chleba. „Daj nam Boże za rok szczęśliwie doczekać” - powiedziała Hanna do częstującego.
- Chleb z tegorocznego zboża, którym się dzieliliśmy, pyszniutki - mówi poetka. Po jakimś czasie ja, zajęta rozmowami z okolicznymi mieszkańcami, nie zarejestrowałam wyniku konkursu na najpiękniejszy wieniec dożynkowy, to ona, zgodnie z powiedzeniem: „Co dwie głowy, to nie jedna”, wiedziała, że na pierwsze miejsce zasłużyły „Złote ręce, serca i umysły mieszkańców Zdziwója Nowego”.
- Ludzie ciężkiej pracy, zapewniający nam chleb, pięknie się bawią, ale interesują się też książką - konstatuje.
- Helena Piotrowska, autorka „Kronselek”, niech będzie dumna, że zainteresowanie jest tak duże. Też się bardzo cieszę, bo „Kronselki” to rzecz o Zdziwóju, o Kurpiach. Zadziwiał mnie nieustannie fakt, że zdziwójacy znali już treść w szczegółach.W pewnej chwili przez cały plac przeszła dziewczynka i „To dla pań, co piszą”, powiedziała z uśmiechem, wręczając nam cukrową watę. Dziękujemy bardzo anonimowemu darczyńcy i „Słoneczku”, bo tak nazwałyśmy dziewczynkę w radosnej sukience.
Moja przyjaciółka co rusz rozpoznawała kogoś znajomego z dawnych lat, ja natomiast spotkałam kilka osób znanych z kontaktów on-line i poznałam wiele innych. Oddychałam atmosferą dożynek i miejsca, w którym się odbywały, pełną piersią, niezwykle zadowolona ze znalezienia się tam, związana jakąś szczególną, niewidzialną nicią z tymi ludźmi, z drewnianymi chatami, georginiami, których korzeni dotykała Siłaczka z „Kronselek”, chmielem oplatającym płoty, brukiem, który dudnił „pod zaczarowanym kołem drabiniastego wozu”.
Idea świętowania w porze, kiedy ziemia wydaje plony, jest akcentem pięknym, potrzebnym, jest elementem tradycji, która - oby przetrwała jak najdłużej. Tegoroczne „Zawołanie żniwne ucichło na polu, serce raźniej bije, bo zboże w zapolu...”.
Z D J Ę C I A