Potężne hale produkcyjne poza rogatkami Olsztyna sprawiają wrażenie, jakby powstawała tam przynajmniej fabryka mebli. Niektórzy mieszkańcy regionu zjeżdżają nawet z drogi krajowej nr 16, aby dowiedzieć się, czy znajdą tu robotę za atrakcyjne wynagrodzenie? Owszem, praca będzie, ale przede wszystkim dla piekarzy. Choć także dla innych zawodów związanych z tą branżą.
Rozpoczęta rok temu budowa zakładu piekarniczego między Olsztynem a Barczewem ma kosztować 50 mln zł, z czego 20 mln zł Jarosław Goszczycki, właściciel piekarni Tyrolska dostanie z Unii Europejskiej, jako refundację z programu wdrażania prac badawczo-rozwojowych.
- Postawiłem na szali cały dorobek swego życia, do tego musiałem wziąć kredyt bankowy, ale uznałem, że bez rozwoju firmy utrzymanie się na rynku piekarniczym będzie o wiele trudniejsze - wyznaje Jarosław Goszczycki.
Działalność w branży rozpoczął bez mała 30 lat temu, gdy w Polsce zmienił się ustrój. Wtedy postawił przy ul. Boenigka w Olsztynie pierwszą, niewielką piekarnię. Maszyny sprowadził z Austrii, częściowo z Tyrolu - stąd nazwa znanej już w regionie marki. Od 2007 roku jego firma wypieka chleb i bułki w zakładzie przy ul. Lubelskiej, a pieczywo sprzedawane jest we własnej sieci sklepów. Rozrosła się ona już do ponad 80 placówek w woj. warmińsko-mazurskim, a także w kujawsko-pomorskim, zaś syn właściciela wkracza właśnie z marką Tyrolska na teren Trójmiasta. Co zatem zmieni nowy, wielki zakład o powierzchni 21 tys. metrów kwadratowych?
- Już przy ul. Lubelskiej praca była w dużym stopniu zautomatyzowana, a tutaj idziemy o kilka kroków naprzód - odpowiada właściciel. -
Piekarz już nie musi miesić ciasto rękami, bo wykonują to za niego maszyny. On siedzi sobie przy klawiaturze komputera i steruje produkcją, dozuje surowiec i obserwuje, czy cały proces technologiczny przebiega prawidłowo. Młodzi ludzie, wychowani na grach komputerowych, czują się właściwie tak, jakby to dla nich nadal była zabawa. Tylko bardziej odpowiedzialna. Dlatego chętnie podejmują u nas pracę.Produkcja nowego zakładu obliczona jest na 100 tys. bochenków chleba na dobę. Przy obecnej produkcji, wynoszącej 30 tys. dziennie, to trzykrotny wzrost. Oczywiście nie od razu, bo przenosiny z ul. Lubelskiej zaczną się - według założeń właściciela - jeszcze w grudniu tego roku, ale piekarnia będzie dochodzić do takiego poziomu stopniowo. Tak samo pod kątem zatrudnienia. Docelowo w całej firmie rodzinnej pod szyldem Tyrolska ma pracować 150 osób, w tym kierowcy, spedycja, organizacja produkcji i sprzedawczynie w sklepach sieci. Piekarze jako podstawowi pracownicy merytorycznie nie będą jednak dominować. Właściwie pozostanie ich tylu, ile w obecnej piekarni, czyli około 15. Doświadczonych już fachowców, przyuczonych do zawodu przez Jarosława Goszczyckiego. Wystarczy tylu właśnie ze względu na robotyzacje i automatyzację w zakładzie. W przeciwieństwie do innych, małych i tradycyjnych piekarni, nie trzeba dźwigać worków z mąką, sypać jej do silosów, mieszać ciasta rękami i wyciągać bochenków z pieca łopatą. To chlubna tradycja, ale przeżytek, a takie piekarnie skazane są „na wymarcie”. Prędzej czy później, będą wyeliminowane z rynku przez silniejszą konkurencję, taką jak piekarnia Tyrolska czy... postawione przez zachodnie koncerny. Rzecz w tym, żeby w tych nowoczesnych, przy użyciu komputerów wypiekać chleb smaczny, zdrowy i o wysokiej jakości.
Paradoksalnie automatyzacja produkcji nie przeszkadza naturalnej metodzie pieczenia chleba. Duże przestronne hale i nowoczesne urządzenia potrzebne są po to, aby ciasto miało warunki rozrostu i dojrzewania. Rozrost ciasta, czyli garowanie, potrzebuje czasu i miejsca, czego w nowym zakładzie będzie pod dostatkiem. Co więcej, właściciel jako doświadczony fachowiec w branży, planuje wzbogacić recepturę. Na przykład wprowadzi naturalne dodatki w postaci białka z łubinu, z krajowych dostaw, zamiast importowanej soi. Jako dodatki prozdrowotne będą też stosowane dodatki z warzyw, jak choćby z czerwonego buraka. Odpowiednio przetworzonych na linii technologicznej do przerobu warzyw, jaka również powstaje w tym zakładzie. Co więcej, będzie tu pracował też własny młyn. Jarosław Goszczycki czuje odpowiedzialność za inwestycję, ale jest optymistą i wierzy, że wraz z dwoma synami potrafi pokonać każdą przeszkodę.
Z D J Ę C I A