Dzisiaj (19.03) nad ranem zmarł wybitny olsztyński fotografik Wacław Kapusto. Miał ponad 92 lata i wiele sukcesów zawodowych na koncie.
Urodził się 29 lipca 1925 roku w Bujwidzach koło Wilna, miasteczku nad Wilią, opisanym kilka razy przez Tadeusza Konwickiego. Wacek był synem organisty Romualda Kapusto, a po śmierci matki wychował się u stryja w niedalekiej wsi Popiszki. Podczas wojny zaczął interesować się fotografią, kupił pierwszy aparat, a gdy wstąpił do Armii Krajowej, przybrał pseudonim „Orlik” i został fotografem swojego oddziału.
Brał udział w wyzwalaniu Wilna, a po wojnie pracował w komisji poborowej wojenkomatu w pobliskim Niemenczynie, gdzie poznał późniejszą żonę Genowefę. I tam aresztowało go NKWD, osadzając w areszcie, a potem wysyłając do obozu pracy koło Saratowa. Po dziewięciu miesiącach wrócił do domu, a wkrótce razem z rodziną narzeczonej przyjechali na tzw. ziemie odzyskane, do Mrągowa. Tam wziął ślub z Niusią, jak nazywał pannę Genowefę.
Z wicestarosty fotograf
Pracował w mrągowskim starostwie, skąd w 1948 roku ówczesny wojewoda olsztyński Mieczysław Moczar przeniósł go do Iławy, do starostwa suskiego. I to na stanowisko wicestarosty - w wieku 23 lat! Co ciekawe, Moczar dowiedział się, że nominuje byłego AK-owca, ale Kapusto tłumaczył, że do Rosjan nie strzelał. Potem jednak Władysław Gomułka, jako minister ziem odzyskanych, miał podobno stwierdzić o nominacie: „
Za młody, bez doświadczenia, żeby być wicestarostą!” Dlatego jako „rezerwa kadrowa” został - po przeprowadzce do Olsztyna - zatrudniony w Urzędzie Wojewódzkim, by wkrótce objąć posadę kierownika biura poselskiego. Znudzony pracą szukał emocji w fotografowaniu, jakiś czas był instruktorem w Wojewódzkim Domu Kultury, a jego fotografia z zespołem ludowym trafiła na okładkę pisma „Warmia i Mazury”.
Nic więc dziwnego, że coraz częściej był postrzegany jako utalentowany fotografik i niebawem dostał etat w „Głosie Olsztyńskim”. Stamtąd w 1957 roku przeszedł do tworzącego się nowego tygodnika ilustrowanego - „Panoramy Północy”, kierowanej przez Henryka Święcickiego „Horosza”. Zdjęcia w tym tytule stały się Jego znakiem firmowym. Kapusto stał się fotoreporterem rozpoznawalnym, a w 1961 roku dostał „licencję na uwiecznianie” - legitymację nr 281 Związku Polskich Artystów Fotografików.
Jego zdjęcia trafiały na okładki tygodnika, a fotoreportaże z zagranicznych podróży były główną atrakcją legendarnej „Panoramy Północy”. I to Wacław Kapusto, jako uznany fachowiec, stał się „nadwornym fotografem” w ośrodku partyjno-rządowym w Łańsku, gdzie na grubego zwierza polowali nie tyko rodzimi prominenci, ale także ich goście z Chruszczowem, Breżniewem, Jánosem Kádárem i Josipem Broz Tito na czele. To właśnie Kapusto sfotografował uśmiechniętego Gomułkę, które to zdjęcie obiegło całą Polskę. Przestał jeździć do Łańska, gdy jego młodszy syn Bogusław został w USA (zmarł w 2002 roku w wieku 53 lat).
Z aparatem przez życieAparat fotograficzny Wacława był zawsze w pogotowiu, dlatego pozostawił po sobie zdjęcia z takimi artystami jak Zbigniew Cybulski, Zbigniew Herbert, Jarosław Iwaszkiewicz, Maja Berezowska, Melchior Wańkowicz... Był autorem kilkunastu wystaw indywidualnych w kraju i za granicą, a Jego wystawa o Mikołaju Koperniku obiegła pół świata! Po likwidacji „PP” w stanie wojennym, Wacław został fotoreporterem „Warmii i Mazur”, współpracował też z Biurem Wystaw Artystycznych w Olsztynie. Był wzorem i Mistrzem dla młodego pokolenia fotoreporterów. Do tego człowiekiem skromnym i lubianym. Uważał, że - mimo pewnych kłopotów po drodze - miał piękne życie. Ze względu na wykonywaną pracę, która była Jego pasją, ale również dzięki kochającej rodzinie.
Pozostawił pogrążonych w żalu żonę Niusię (91 lat), syna Andrzeja (też mieszka w USA) i młodszą Barbarę z Olsztyna, a także wnuczki i prawnuczki.
***
Tak w wielkim skrócie wyglądało życie Wacława Kapusto, człowieka i artysty spełnionego, który w sposób nadzwyczajny zasłużył się dla Olsztyna i całego regionu. Pełnię Jego biografii oddaję w książce „Wacław Kapusto w obiektywie życia”, która właśnie czeka na wydanie. Na rozmowach z Wacławem i Jego Małżonką spędziłem wiele wieczorów i to pani Niusia w listopadzie ub. roku była pierwszym czytelnikiem tej książki, naniosła drobne poprawki i wyraziła się o niej z aprobatą. Taką opinię przekazała też schorowanemu już mężowi, który co prawda nie doczekał swej biografii w druku, ale cieszył się, że taka powstała.
Z D J Ę C I A