Jestem mieszkańcem jednego z wielu gminnych miast naszego województwa i borykam się z małomiasteczkowymi zachowaniami ze strony mieszkańców. Nie zdawałem sobie sprawy, do wczoraj, że i funkcjonariusze publiczni też „wpadli” w marazm zaściankowości małego miasta.
Wczorajszego popołudnia wybrałem się z małżonką na spacer. Idąc jedną z głównych ulic naszego miasta postanowiłem uwiecznić ów spacer na zdjęciu, tudzież w formie filmu. Podniosłem aparat i... Jakież było moje zdumienie, które przerodziło się w lęk, gdy dwóch panów, pracowników porządkowych miasta, odpoczywających sobie na przydrożnej ławeczce, ruszyło w naszym kierunku. Dzieliła ich ode mnie niebagatelna odległość, około 200 metrów.
Z miejsca zaczęło się atakowanie mnie, że jakobym robił im zdjęcia, a oni sobie tego nie życzą. Zrobiłem „wielkie oczy” i wyjaśniłem, że każdy ma prawo robić zdjęcia. O tym wyraźnie mówi prawo autorskie. Panowie zamiast zająć się swoją pracą nadal twierdzili, że „z partyzanta im zdjęcia robię”. Sytuacja zaczęła być nieciekawa - żona w 31. tygodniu ciąży, dwuletnia córka w wózku. Wezwałem policję... I tu dopiero zaczyna się absurd!
Policja przyjechała i stanęła w obronie „biednych” miejskich pracowników, którym rzekomo robiłem zdjęcia, bo się w pracy obijali. Ups, przepraszam - pracowali. Policjant (chyba dowódca patrolu) powiedział, że nie mam prawa robić zdjęć, bo panowie sobie tego nie życzą. Mnie spisano jako „winowajcę” z dowodu osobistego, zaś owych panów ustnie, bo są w pracy i nie muszą mieć przy sobie dokumentu stwierdzającego tożsamość. Była jeszcze opcja, by mnie zawieźć do komisariatu celem sprawdzenia, czy ci w pocie czoła odpoczywający (ups - pracujący) panowie nie są „zapisani” na karcie pamięci aparatu.
Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie trybu legitymowania, zatrzymywania osób, dokonywania kontroli osobistej oraz przeglądania bagaży i sprawdzania ładunków przez policjantów, w rozdziale 4, par. 15 stwierdza, że policjant ma prawo dokonać kontroli osobistej w razie istnienia uzasadnionego podejrzenia popełnienia przez osobę poddawaną kontroli czynu zabronionego pod groźbą kary, gdy kontrola ma na celu zabezpieczenie lub ujawnienie dowodów albo rzeczy mających związek z realizacją czynu zabronionego etc.
Zastanawia mnie jedno, jakiego to czynu zabronionego dopuścić się mogłem w tym zajściu? Do kontroli na szczęście nie doszło. Prawo autorskie wyraźnie określa, że autorem jest każdy z nas, bo każdy z nas coś tworzy. Oczywiście jest to uproszczenie, ale art. 1 owego prawa mówi, że przedmiotem prawa autorskiego jest każdy przejaw działalności twórczej o indywidualnym charakterze w jakiejkolwiek postaci, niezależnie od wartości, przeznaczenia i sposobu wyrażenia (utwór) m.in. fotograficzny, audiowizualny (w tym filmowy).
Mogę pokusić się o przytoczenie jeszcze pkt. 4 gdzie wyraźnie napisano, że ochrona twórcy przysługuje twórcy niezależnie od spełnienia jakichkolwiek formalności. Pisząc wiersz czy fotografując krajobraz, grupę ludzi na ulicy (przechodniów), każdy z nas jest autorem, tak, jak ja jestem autorem niniejszego tekstu, uczeń autorem pracy domowej. Zaś w moim przypadku zdjęcia robię dla siebie i zdaje sobie sprawę, że publikując jakiekolwiek zdjęcie czy film muszę mieć zgodę osoby (osób) na nich uwiecznionych na rozpowszechnienie wizerunku. O tym mówi art. 81 prawa autorskiego.
Postawa panów w pomarańczowych mundurkach mogła być taka jak była, ale policjantów? A może jestem w błędzie i się mylę. Może nie miałem prawa do robienia zdjęcia żony i dziecka w miejscu publicznym, gdzie w tle mogli by znaleźć się „odpoczywający” w pracy pracownicy porządkowi miasta (art. 81 ust. 2 pkt. 2 - zezwolenia nie wymaga rozpowszechnienie wizerunku ...osoby stanowiącej szczegół całości, takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza).
Jestem oburzony nieznajomością prawa u stróżów tego prawa właśnie z mojego miasta.