Czwartkowy (2.03) wieczór upłynął w olsztyńskim oddziale Książnicy Polskiej pod znakiem „Debaty”. Tematem kolejnej, otwartej dyskusji zorganizowanej przez redakcję tego miesięcznika społeczno-politycznego były stosunki polsko-niemieckie w początkach XXI wieku.
Powodem publicznych dyskusji organizowanych przez redakcję „Debaty” są zawsze tematy przewodnie każdego, kolejnego wydania pisma. Pierwsza, styczniowa debata w Książnicy była poświęcona stosunkom polsko-ukraińskim. W numerze lutowym znajdziemy z kolei osiem tekstów poświęconych sprawom niemieckim, głównie historii stosunków polsko-niemieckich. Tytuł czwartkowej debaty: „Czy Polska jest niemiecką kolonią?” wyłonił się z przestrzeni medialnej, taki motyw pojawia się bowiem w wypowiedziach polityków rządzącego obecnie w Polsce obozu.
Zebranych powitał organizator i moderator książnicowych debat, red. Adam Socha, który zaprosił olsztynian do otwartej dyskusji na ważne, współczesne tematy:
„W dziesiątym roku istnienia miesięcznika „Debata” podjęliśmy się tej misji, bo środowisko skupione wokół „Debaty” nie jest jednorodne ideowo. Wręcz przeciwnie, różnimy się w wielu sprawach, kłócimy się, a mimo to potrafimy być razem. Przy obecnej skali natężenia antagonizmów w Polsce być może nasze doświadczenie, naszą postawę polegająca na tym, że kłócimy się, ale nie zabijamy - warto zaproponować mieszkańcom Olsztyna. Chcemy stworzyć salon Debaty, do którego będą przychodzić osoby z różnych stron politycznych, i w którym każdy głos zostanie wysłuchany. Na tym forum można spokojnie posprzeczać się, przy zachowaniu swojej tożsamości.” Jak dodał Socha, w Olsztynie nie było dotąd takiego salonu dyskusji, który pozwalałby spotykać się ludziom z różnych stron sceny politycznej, żeby mogli spokojnie podyskutować.
Socha zadbał też o doborowe towarzystwo do dyskusji. Na sali można było więc zobaczyć m.in. Henryka Hocha - przewodniczącego Związku Stowarzyszeń Niemieckich Warmii i Mazur, mec. Wojciecha Wrzecionkowskiego - konsula honorowego Niemiec w Olsztynie; mec. Lecha Obarę - prezesa Stowarzyszenia „Patria Nostra”, które powołano w celu podjęcia działań interwencyjnych strony polskiej przeciwko rozpowszechnianiu na świecie mitu o „polskich obozach śmierci”; Wiktora Marka Leyka - szefa kancelarii Semiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego i Pełnomocnika Marszałka ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych; Henryka Falkowskiego - historyka oraz red. Uwe Hahnkampa - zamieszkałego od dziesięciu lat w Olsztynie niemieckiego dziennikarza. Przedstawicielem niemieckiego biznesu był Andrzej Ryński - były prezydent Olsztyna, były marszałek województwa warmińsko-mazurskiego oraz wiceprzewodniczący Sejmiku Województwa - obecnie członek zarządu grupy „Remondis” na Warmii i Mazurach, dużej, niemieckiej firmy, lidera rynku usług komunalnych, który od lat zagospodarowuje tysiące ton odpadów pochodzących z gospodarstw domowych i firm. Spółka „Remondis” umacnia swoją pozycję na rynku wygrywając kolejne przetargi.
Jak stwierdzono w czasie zagajenia dyskusji, Unia Europejska jest zbudowana na dominacji silnych Niemiec i Francji, które oczekują od słabszych członków wspólnoty, takich, jak Polska, swego rodzaju „podporządkowania się”. Padło nawet łacińskie określenie: „Unia Germanica”, mające podkreślić ową dominację na kontynencie potężnej gospodarki naszego zachodniego sąsiada. Czy możemy jednak mówić o „skolonizowaniu” Polski przez Niemcy?
Przeciwko temu sformułowaniu zaprotestowali dwaj eksperci ze świata nauki, poproszeni przez red. Sochę o wypowiedź w tej sprawie. W dobie telefonii komórkowej i poczty e-mailowej uzyskanie opinii specjalisty, zamieszkałego o setki kilometrów od nas, nie przedstawia przecież problemu technicznego. Kierujący od dziesięciu lat berlińskim Centrum Badań Historycznych PAN prof. Robert Traba uważa mówienie o „kolonizowaniu” Polski za prowokację polityczną - wręcz cyniczne granie na emocjach, uznając to określenie za „ahistoryczne”. Przypomniał, że w stosunkach polsko-niemieckich ostatnią „kolonizacją” była deportacja z Wielkopolski trzystu tysięcy Polaków w okresie najbardziej tragicznym naszych wzajemnych relacji, czyli podczas II Wojny Światowej.
„I do tego tylko można odnosić to pojęcie, a nie do bieżących walk politycznych.” Profesorowi Trabie wtóruje prof. Andrzej Sakson, socjolog z Instytutu Zachodniego w Poznaniu, specjalizujący się w badaniach mniejszości narodowych etnicznych, ze szczególnym uwzględnieniem mniejszości niemieckiej w Polsce oraz społeczności Mazurów i Warmiaków. Sakson zdecydowanie odrzuca koncepcję „kolonizacji” naszego kraju.
„Kolonizacja bowiem” - jak powiedział w zaprezentowanym przez red. Sochę nagraniu swojej wypowiedzi -
„zakłada podbój danego terytorium oraz bezwzględną eksploatację jego zasobów materialnych i gospodarczych. Wszelkie zyski są wtedy transferowane do państwa kolonialnego. Mamy też wówczas do czynienia ze zniewoleniem skolonizowanej ludności, która jest z reguły pozbawiona podstawowych praw, czyli z podziałem na „panów” i „niewolników”. Kolonializm zakłada również wyższość cywilizacyjną kolonizatorów, którzy wprowadzają, często siłą, swoją kulturę i cywilizację. Doprowadza to do buntów, które skutkują często brutalną wojną, związaną z bezwzględnymi pacyfikacjami, ludobójstwem. Do dzisiaj Niemcy, jako państwo kolonialne, nie rozliczyli się z ludobójstwa w swojej kolonii w Namibii.”Czy zatem Polska jest kolonią Niemiec, czy jednak państwem suwerennym i niepodległym?
Jak stwierdzono podczas dyskusji, z powodu niefrasobliwości polskiej klasy politycznej sektor bankowy przeszedł w ok. 50 procentach ręce obcego kapitału, co ma istotny wpływ na funkcjonowanie polskiej gospodarki. Między innymi dzięki temu w okresie kryzysu spółki - córki obcego kapitału wyprowadziły z Polski ogromne środki.
Jak stwierdził prof. Sakson:
„Kiedy sytuacja gospodarcza jest stabilna, nie ma to może większego znaczenia. Jednak w warunkach kryzysu okazuje się, że kapitał ma barwy narodowe i niemiecki bank zawsze będzie preferował niemiecką firmę. Jeżeli, jak niektórzy szacują, nawet 100% lokalnej polskiej prasy jest obecnie w rękach niemieckich to trudno uważać tę sytuację za normalną. Szczególnie w kontekście wielkiej dyskusji, jaka przetoczyła się kilka lat temu przez niemiecką prasę, kiedy brytyjski koncern medialny Maxwell zakupił udziały w „Berliner Zeitung”. W Niemczech rozprawiano wtedy szeroko na temat możliwości wpływania na postawy oraz kształtowania wyobrażeń Niemców na temat rzeczywistości społecznej i politycznej.” Autorzy artykułów w lutowym numerze „Debaty” piszą przede wszystkim o zaszłościach, o złych rzeczach, które miały miejsce w stosunkach polsko-niemieckich i w tych publikacjach dominuje obawa. Jednak redaktor naczelny miesięcznika ks. Jan Rosłan dzieli historię na „żywą” i „martwą”. Ta druga to wojny punickie czy wojny burskie - dawno już minione wydarzenia niemające wpływu na obecną rzeczywistość. Historia „żywa” determinuje za to naszą współczesność, oddziałuje na nią, tworząc pewne resentymenty. Czy zatem, chwilami bardzo trudna, historia naszych wzajemnych stosunków została już unormowana i wyjaśniona, czy też dalej determinuje relacje pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Republiką Federalną Niemiec, pomiędzy Polakami a Niemcami?
Adam Kowalczyk, doświadczony publicysta „Debaty”, zauważył, że
„po II Wojnie Światowej Niemcy byli winni wszystkich zbrodni świata, nawet tych, których nie popełnili. Teraz z kolei prawie się o tym nie pamięta, a wojnę toczyliśmy wtedy głównie z Rosją.” Jak dodał Kowalczyk, Niemcy to kraj o wielkiej tradycji i wielkiej kulturze, stojący cywilizacyjnie wyżej od nas. Stąd mamy problem ze zmierzeniem się z nimi w polityce. Szczególnie teraz, po II Wojnie Światowej, kiedy z inicjatywy naszych dwóch sąsiadów „wytraciliśmy elity”. „Pożądliwość sąsiadów to czynnik stały, dotyczący absolutnie wszystkich krajów. I kraje, które są silniejsze finansowo, intelektualnie, militarnie osiągają swoje cele łatwiej. My nie potrafimy się bronić, czego przykładem jest brak reakcji na przejęcie prasy, brak reakcji na przejęcie systemów bankowych, na to, że w Polsce funkcjonują tylko przedstawicielstwa zależne od zagranicznej centrali. Nie rozumiemy potrzeby zabezpieczenia sobie tyłów. Konkurencje z Niemcami przegrywamy na własne życzenie, przez to, że operujemy emocjami, zamiast na chłodno kalkulować i robić interesy.” „To, że graniczymy z Niemcami, ma oczywiste plusy i oczywiste minusy.” - uważa Henryk Falkowski, nauczyciel historii z IV LO w Olsztynie.
„Za plusy uważam to, że możemy być krajem bogatszym. Bo gdybyśmy mieli biedniejszego sąsiada, to on „ściągał by nas” gospodarczo w dół. Natomiast porównywanie poziomu życia w obu krajach, przez owo osławione PKB per capita, czyli na głowę mieszkańca, nie daje pełnej informacji. Myślę, że istotne jest, ile po miesiącu zostaje w portfelu polskiej rodziny, a ile w portfelu rodziny niemieckiej. Również w Niemczech jest wiele rodzin, które żyją tak, jak w Polsce - od pierwszego, do pierwszego. Jak w każdej oligarchii, bogactwo niemieckiej gospodarki idzie na pożytek nielicznej elity, tak samo, jak w Polsce.” A czy Polska ma jakieś perspektywy na bycie partnerem najpotężniejszej europejskiej gospodarki?
„Ja przypomnę ambasadora Prus, kiedy uchwaliliśmy Konstytucję 3 Maja. Napisał wtedy w liście do swojego króla, że jeżeli pozwoli się Polakom w takim ustroju żyć przez 20 lat, to Polska będzie krajem silniejszym, niż Prusy. W związku z tym dzisiaj, na poziomie Unii Europejskiej robi się wiele, bardzo wiele, żeby wyhamować wzrost gospodarczy naszego kraju, żebyśmy zbyt szybko nie nadrobili tych zaległości. Ale moim zdaniem Polska i Polacy mają ogromny potencjał ekonomiczny. I, tak, jak pod zaborami byliśmy w stanie dorównać Niemcom, wygrać tę „najdłuższą wojnę nowoczesnej Europy”, tak i teraz, myślę, w ciągu 20-25 lat, będziemy w stanie dorównać naszym poziomem życia potężnemu, zachodniemu sąsiadowi.” - kończy Falkowski optymistycznie.
„Potęga gospodarki niemieckiej, doświadczenie, nowatorstwo, które tam jest wprowadzane, to nie powinien być dla nas powód do strachu, tylko do wyciągania odpowiednich wniosków i stosowania tego u nas” - uważa wspomniany wcześniej Andrzej Ryński, członek zarządu grupy „Remondis” na Warmii i Mazurach. Zdaniem Ryńskiego, czwartkowa dyskusja przebiegała w dwóch płaszczyznach: gospodarczej -
„chłodnej, trzeźwej, rozumnej” oraz politycznej -
„tysiąc lat wspólnej historii, nieraz bardzo trudnej”. To siłą rzeczy wywołuje określone emocje.
„Uważam, że powinniśmy patrzeć na przyszłość optymistycznie i nie obawiać się niemieckiej potęgi, tylko wyciągać wnioski i budować naszą polską potęgę również w oparciu o ich doświadczenia. Nie można przecież iść do przodu z głową wciąż odwróconą do tyłu. Trzeba więc odwrócić głowę i spojrzeć w przód, traktując historię jako pewne doświadczenie, mając które w pamięci, myśleć jednak o przyszłości. Trzeba historię szanować, ale nie można być jej więźniem.” - kończy ten doświadczony działacz polityczny i biznesowy.
Od historii całkiem uciec się jednak nie da. Kancelaria mec. Lecha Obary swoją aktywnością na wokandzie doprowadziła do tego, że takie wartości jak: „godność”, czy „tożsamość” zaczęły podlegać ochronie prawnej i kiedy ktoś teraz mówi o „polskich obozach śmierci”, to można go przywołać sądownie do porządku z powodu naruszenia tych dóbr. Praca Kancelarii Radców Prawnych Lech Obara i Wspólnicy polegała na prowadzeniu przed sądami cywilnymi spraw z powództwa cywilnego, domagając się od redakcji niemieckich, aby przeprosiły za to oszczercze pomówienie, będące naruszeniem dóbr osobistych.
„Istotą tego procesu było przekonanie sądu, że tego typu wypowiedzi to nie jest tylko i wyłącznie naruszenie dobrego imienia Polski” - wyjaśnia mec. Szymon Topa, który nadzorował te sprawy w Kancelarii -
„To ma konsekwencje idące o wiele dalej, ponieważ przekłada się na sferę przeżyć konkretnych osób. I to ta osobista krzywda tych osób podlega ochronie, a nie tylko krzywda państwa, jako pewnego - nie do końca określonego - tworu.” Jak dodał Topa, kiedy tematyka spraw sądowych o naruszenie dóbr osobistych w związku z „polskimi obozami śmierci” zaczęła być obecna w mediach, odnotowano zainteresowanie tym tematem ze strony polskich czynników rządowych, które dostrzegły nareszcie, że jest to problem natury społecznej i społeczeństwo oczekuje zajęcia się nim.
Wiktor Marek Leyk, szef kancelarii Semiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego i Pełnomocnik Marszałka ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych uważa, że Niemcy to potężny, bogaty sąsiad, od którego możemy się uczyć.
„Co prawda nasza wspólna historia bywała bardzo trudna, ale teraz, współcześnie jest dla nas ważne, że Niemcy są naszymi sąsiadami. To obecnie największe, gospodarczo i cywilizacyjnie, państwo europejskie, nie zawaham się użyć określenia: „mocarstwo światowe”. Powinniśmy więc mądrze wykorzystać tę wyjątkową okoliczność. Dzisiaj przedstawiono cyfry, z których wynika, że to się w pewnym stopniu już dzieje. 25 % polskiego eksportu trafia na rynek niemiecki. Jesteśmy też ósmym partnerem w niemieckim eksporcie zagranicznym. Pamiętajmy, że jest to drugi eksporter na świecie, a jeszcze pięć lat temu był to największy eksporter na świecie. To jest dla nas okoliczność sprzyjająca.” Uwe Hahnkamp, mieszkający w Olsztynie od dziesięciu lat niemiecki dziennikarz, w żadnym wypadku nie czuje się tutaj żadnym „kolonistą”. Uwe posługuje się językiem polskim dość swobodnie, choć chwilami słychać jednak, że - jako obcokrajowiec - nie zawsze potrafi odmieniać polskie wyrazy przez przypadki. Pozostawiam jego wypowiedzi w oryginalnym brzmieniu, dla zachowania pewnego kolorytu tej rozmowy:
„Jestem szczęśliwy, że mogę tu być i pracować. Mam tu żonę Polkę mającą niemieckie korzenie, urodził nam się syn. Nigdy nie czułem się żadnym kolonizatorem, ani Polski, ani inny kraj. Bo Niemcy to jest cywilizowany kraj. Tu nie chodzi o żadną kolonizację. Nie jesteśmy tutaj kolonią Niemiec i nigdy nią nie będziemy. Mówię: „my”, bo ja jestem oczywiście Niemiec, ale żyję tutaj. I to nie ma nic wspólnego z kolonizacją.” Na zakończenie oddajmy jeszcze głos Adamowi Sosze, organizatorowi i moderatorowi debaty w Książnicy. Czy możemy zapomnieć o stuleciach trudnej historii polsko - niemieckiej i pójść razem do przodu?
„O historii nie wolno nam zapominać, bo - jak powiedział kiedyś marszałek Piłsudski - „Naród, który traci pamięć przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi, czasowo zajmujących dane terytorium.” Ale to nie znaczy, że w stosunkach gospodarczych nie możemy patrzeć przez pryzmat tych strasznych dziejów i strasznych ofiar. Bo co da, w walce na przykład o handel, o jakąś inwestycję to - jak tu jeden z uczestników dzisiejszej debaty powiedział - że ktoś z rodziny stracił nogę w walce z Niemcami. W biznesie nie robi to żadnego wrażenia. Każda polska rodzina doznała czegoś złego od Niemców. To, co chciałem przemycić w tej debacie, to to, w jaki sposób wykorzystać to sąsiedztwo dla naszej korzyści. Żebyśmy zbudowali dobrobyt i bezpieczne państwo. Żebyśmy na tym się skupili.” No to jesteśmy kolonią Niemiec, czy nie jesteśmy?
„Historycy wyjaśnili na początku, że jest to nadużywane przez polityków, anachroniczne określenie, ahistoryczne i nieadekwatne. To w niczym nam nie pomoże. Nie zwiększy naszego PKB, nie zwiększy liczby patentów zgłaszanych przez naszych inżynierów, a w tym jest kolosalna przewaga Niemiec. Co z tego, że w liczbie studentów mniej więcej się zrównaliśmy. Ale jeśli chodzi o jakość kształcenia, to w rankingu uniwersytetów europejskich Academic Ranking of World Universities z 2008 roku w pierwszej setce najlepszych stu europejskich uniwersytetów znajdują się 24 niemieckie uczelnie, z uniwersytetem w Monachium na 13. miejscu, nie ma natomiast żadnej polskiej uczelni. Uniwersytet Karola w Pradze zajmuje końcowe, setne miejsce. W światowym rankingu, przeprowadzonym przez Academic Ranking of World Universities w tym roku, Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński zajmują pozycję w trzeciej setce, natomiast uniwersytet w Monachium uplasował się na pozycji 55-ej.”Jak widać, mamy tu do nadrobienia spore zaległości. Uczestnicy dyskusji zgodzili się, że trzeba brać przykład z pragmatyzmu naszych zachodnich sąsiadów, z tej ich „solidarności niesamowitej”, dzięki której potrafią wspólnie walczyć o sprawy swojego kraju. To jest imponujące, że tak przeciwstawne sobie partie, jak CDU i SPD, kiedy widzą wspólny interes narodowy, potrafią się dogadać i stworzyć wielką koalicję. Kiedy jest jakiś problem, to wielkie koncerny spotykają się z rządem, o czym opinia publiczna nawet nie wie i ustalają wspólną politykę w skali makro, jak z takiego kryzysu wyjść. Powinniśmy się tego uczyć.
„Właściwy tytuł tej debaty powinien brzmieć: „Czy Polska jest partnerem Niemiec?” Tak się jeszcze nie stało, ale to nasze zadanie, pracować nad tym, aby było inaczej” - konkluduje Adam Socha.
Za miesiąc redakcja olsztyńskiego miesięcznika zapowiada debatę na temat stosunków polsko-rosyjskich.
Z D J Ę C I A