Francuska proza jest dziś na polskim rynku zdecydowanie za słabo obecna. Poza Michelem Houellebecqiem (którego książki uważam jednak za w dużym stopniu przereklamowane - po Joyce’ie nie da się już szokować postmodernizmem) właściwie niewiele się poświęca uwagi tym książkom. Wielka to szkoda, bo tak cenne pozycje jak choćby właśnie dzieła Echenoza powinny być lepiej polskiemu czytelnikowi dostępne.
Historia to właściwie banalna. Paryski marszand, około pięćdziesiątki, dawny rzeźbiarz, decyduje się odejść od żony. Poznajemy go właśnie w owej chwili, kiedy wszelka stałość jego życia przestaje mieć znaczenie. Sprzedawane przez siebie dzieła sztuki uważa w większości za kicz, który spodobać się może wyłącznie dyletantom bez cienia gustu. Do kobiet, jakie spotyka stosunek ma dość ambiwalentny - uwodzi je, bawi się nimi, ale tak naprawdę to one sterują nim. A on ucieka przed swoją zbliżającą się starością i bezsensem pracy. Mimo upomnień lekarza nadal prowadzi, jakby to dziś ujęto w języku medialnym „niezdrowy tryb życia”. Powiedzieć można: oto bohater Pilcha w realiach Zachodu.
Książka ta jest w jakimś sensie zapisaną na papierze etiudą filmową. Paryż oglądany przez pryzmat jej narracji zdaje się być odbijany na kinowym ekranie, czarnobiałej taśmie, lekko migoczącej klatce. Autor nie wdaje się w zbyt głębokie psychologiczne analizy pozwala nam obserwować głównego bohatera z bezpiecznego, jakby wewnętrznego, dystansu. Ten „pośredni” sposób przedstawiania świata ma swój nieodparty urok. W dobie pisarstwa tak zaangażowanego, że niedługo grożą nam już chyba tylko same (pseudo)autobiografie to miła odmiana. Nie dziwi fakt, że Echenoz otrzymał za tę powieść Nagrodę Goncourtów w roku 1999.
W książce pojawia się nawet niespodziewany wątek sensacyjny, związany z kradzieżą eskimoskich dzieł sztuki (moje europocentryczne podejście sprawia, że odbieram ten termin jako nieco oksymoroniczny). Moim zdaniem jest to fragment nie do końca potrzebny i z początku zdaje się, jakby nie pasował do reszty książki. Jednak dzięki utrzymaniu tego samego sposobu chłodnej narracji okazuje się być ciekawym kontrapunktem do reszty perypetii paryskiego marszanda.
Książkę Echenoza warto przeczytać z dwóch głównych powodów: po pierwsze mało jest teraz w naszym otoczeniu dobrej francuskiej prozy współczesnej, po drugie jej interesujący, ascetyczny sposób narracji ma w sobie coś naprawdę pociągającego.
******
Tytuł: Odchodzę
Autor: Jean Echenoz
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 162