W wielu aspektach cywilizacyjnego rozwoju dawny Olsztyn nie pozostawał daleko w tyle za innymi miastami. Pierwsi, wędrowni jeszcze, fotografowie zawitali do naszego miasta w latach 50. XIX stulecia. W następnej dekadzie działały tu już stałe zakłady fotograficzne. Na początku XX wieku w grodzie nad Łyną czynnych było kilka renomowanych atelier. Nazwa jednego z nich, dzięki niecodziennemu zamówieniu, przed pierwszą wojną światową stała się znana w całych Niemczech. Zakład zamknięto w latach 30. Budynek przetrwał. Mimo zniszczeń wygląda dziś prawie tak samo, jak przed stuleciem.
Pionierzy fotografiiPierwszym z fotografów, którzy dotarli do Olsztyna w XIX stuleciu był zapewne W. Faltin. W czerwcu 1851 roku na kilka dni otworzył on w naszym mieście „atelier dagerotypów portretowych”. Odnotować to należy z kronikarskiego obowiązku, wizyty bowiem mistrzów obiektywu na prowincji nie były w tamtych czasach częstym wydarzeniem - na kolejne trzeba było czekać aż do roku 1857.
Wędrowni fotografowie przybywali potem już bardziej regularnie, urządzając w sezonie letnim swe pracownie w hotelach oraz ogrodach i szklarniach tutejszych mieszczan. Działali na ogół od kilku do kilkunastu dni, swe mobilne atelier przenosząc następnie do kolejnej miejscowości.
W latach 60.-70. XIX w. odwiedzili w ten sposób Olsztyn K. Kraffert, A. Sonnenfeld, Emil Neuschuffer, A. Bohlen (z Królewca), E. Host, A. Zucht (z Lidzbarka - uczeń Prothmanna z Królewca), Nikolay Nissen (z Berlina), G. Sawitzky (z Gdańska), J. Jacobson (z Królewca), F. Hincha (z Warszawy).
Jeden z owych wędrownych fotografów, zegarmistrz i fotograf w jednej osobie, A. Post, przyjeżdżający tu od roku 1861, postanowił osiąść w niewielkim jeszcze miasteczku. W październiku 1865 r. otworzył on w „Carl’s Hotel” pierwszy w Olsztynie stały zakład fotograficzny. On też wykonał najstarsze znane sygnowane fotografie z naszego miasta (1867), odnalezione swego czasu w tulei na szczycie wieży św. Jakuba.
Na przełomie lat 80. i 90. XIX w. działali w Olsztynie fotografowie: Heinrich Kroll, Józef Blaschy oraz filia słynnego zakładu Hermanna Schumachera z Nidzicy, w roku 1892 prowadzona już przy Bahnhof-Strasse przez kolejnego właściciela, Clemensa Waltera.
Altana na dachuW połowie XIX stulecia miejscem pracy fotografów stało się atelier fotograficzne do światła dziennego, zwane na ziemiach polskich altaną fotograficzną. Tę najważniejszą część zakładu lokowano przeważnie na górnych piętrach budynków po ich stronie północnej. Ścianę i dach owych „altan” sporządzano z tafli rowkowanego szkła wprawianego w żelazne ramy. Zapewniało to dobre, niezależnie od pory dnia, oświetlenie wnętrza, które regulowano dodatkowo przez system kotar, zasłon i ekranów. Efektem była miękkość i równomierność otrzymywanego światła, choć do regulacji jego natężenia i kierunku potrzebna była duża wprawa i doświadczenie.
Podobne przeszklone pomieszczenia stosowane były już wcześniej w pracowniach malarskich i rzeźbiarskich. Altany fotograficzne łączyły się z przechowalniami tak ulubionych niegdyś rekwizytów, stylowych mebli i iluzjonistycznych parawanów, wykorzystywanych przy aranżacji zdjęć portretowych.
Większe firmy posiadały cały szereg dodatkowych pomieszczeń, jak ciemnie, powielarnie, pomieszczenia do retuszowania i obróbki zdjęć, introligatornię, w końcu pokój przyjęć, poczekalnię i przebieralnię dla klientów. Sercem każdego z zakładów była altana fotograficzna. Klasyczną w swej konstrukcji otrzymał budynek wzniesiony w Olsztynie w r. 1899, który stanął w głębi ogrodu przy ówczesnej ul. Jakuba 12 (dziś ul. Skłodowskiej-Curie), na tyłach okazałej kamienicy nr 13. Właściciel całej posesji, nauczyciel Martin Leckczyk, niewielki obiekt wzniósł z myślą o otwarciu tu atelier fotograficznego.
Atelier Sally’egoW księdze adresowej na rok 1899 nazwiska Pfeifel jeszcze nie ma. Dopiero w listopadzie 1901 r. w „Gazecie Olsztyńskiej” pojawia się pierwsza wzmianka o nowym fotografie: chuligani zniszczyli wtedy umieszczoną przy ulicy Jakuba gablotkę reklamową Pfeifela. Mamy potwierdzenie, że w 1903 mieszkał on już w budynku atelier. W maju 1907 „Gazeta” donosiła: „Nauczyciel p. Lekczyk sprzedał swój zakład fotograficzny w ul. Jakuba 12 fotografowi p. Pfeifel stąd za 18 000 m. Przejęcie nastąpi 1. października”.
Firma Sally’ego cieszyła się wyjątkową popularnością wśród wojskowych tutejszego garnizonu. Wzięty portrecista robił oczywiście także fotografie okolicznościowe i krajobrazowe, reprodukowane potem często w formie pocztówek. Słynął jednak przede wszystkim z fotografii wizytowych, gabinetowych i różnego rodzaju „pamiątek z wojska”, a zwłaszcza z pamiątkowych „tableau” - podobizn zbiorowych, które wykonywał dla poszczególnych kończących służbę oddziałów.
Olsztyn tamtych czasów, drugi pod względem wielkości garnizon Prus Wschodnich, nie wyróżniał się może procentowym udziałem wojska w ogólnej liczbie ludności. Wyjątkowo często natomiast zauważyć można było na jego ulicach oficerów i wojskowych wysokiej rangi. W 1905 r. miały tu siedzibę m.in. sztab, sąd i intendentura dywizji, sztaby dwóch brygad oraz dowództwa czterech tutejszych pułków. Korpus oficerski cesarskiej armii pozostawał domeną szlachty i arystokracji. Z pewnością też jeden z utytułowanych wojskowych polecił zakład Sally’ego następcy tronu. Czy był to wyraz uznania dla postawy fotografa podczas głośnej „afery von Schoenebecka”? Przedstawiciele gazet, którzy w styczniu 1908 r. przybyli do Olsztyna, mimo oferowania wysokich cen nie zdołali kupić płyt fotograficznych z podobiznami żadnej z zamieszanych w oficerski dramat osób.
Książęcy przywilejCesarz Wilhelm II zwykł polować w Romintach. Następca tronu, książę Fryderyk Wilhelm, nie mógł być gorszy od ojca. Na tereny łowieckie upatrzył sobie położone na południe od Olsztyna królewskie Lasy Ramuckie.
Wszystko zaczęło się ponoć od pewnej wystawy trofeów myśliwskich w Berlinie, podczas której zwróciły jego uwagę dwa kapitalne poroża jeleni ustrzelonych w tym samym miejscu w Ramukach w odstępie zaledwie dwóch tygodni. Jesienią 1909 r. kronprinc zawitał w nadłyńskie lasy po raz pierwszy. W Olsztynie działało wtedy kilka zakładów fotograficznych „z tradycjami”, lecz przywilej wykonania zdjęć z książęcego polowania otrzymał jedynie Sally Pfeifel. „Tutejsze atelier S. Pfeifela wykonało różne ujęcia fotograficzne na zamówienie Ich Cesarskich Wysokości kronprinca z małżonką podczas Ich łowów w nadleśnictwie Nowe Ramuki” poinformował czytelników „Allensteiner Volksblatt” we wrześniu 1909.
Rok później prasa doniosła we wrześniu o wykonaniu przez Pfeifela siedmiu fotografii z książęcego polowania. Jedno ze zdjęć przedstawiało następcę tronu z ubitym przez niego „kapitalnym czternastakiem”. Pfeifel wykonywał odtąd co roku konterfekty cesarskiej rodziny. Fotografie przyniosły mu rozgłos nie tylko w Olsztynie, gdzie wystawiano je na widok publiczny. Przez firmy zamiejscowe wykorzystywane były one do produkcji niezwykle popularnych foto - pocztówek, rozchodzących się po Niemczech w tysiącach egzemplarzy. Książęce łowy skończyły się wraz z wojną światową. Dla zakładu nie była ona złym okresem. Napływ klientów w mundurach nasilił się. Przez Olsztyn przepływały całe masy wojska.
Między wojnamiChoć międzywojenny Olsztyn był tylko cieniem miasta z czasów cesarstwa, liczba funkcjonujących na początku lat 20. zakładów fotograficznych porównywalna była z okresem przed rokiem 1914. August Gems kontynuował działalność atelier Blaschy’ego przy ul. Hindenburga, Paul Kraft prowadził zakład o nazwie „Atelier Rembrandt” przy ul. Prostej, przy Cesarskiej działały atelier Anny, potem Hedwig, Klimaschewskiej oraz Adolfa Mullera, przy ul. Schillera - dzisiejszej Mickiewicza - zakład Eugena Schumachera. Nieco później dołączył do nich Konrad Diettrich, który otworzył zakład przy Rynku.
Firma Sally’ego Pfeifela była w tym okresie spółką. Jej siedziba w roku 1924 znajdowała się w samym centrum miasta - w budynku przy ul. Zeppelina 2/3, który obecnie zajmuje „Książnica Polska”. Funkcjonowała również dawna pracownia przy ul. Jakuba 12. Pod koniec lat 20. Firma mieściła się ponownie już tylko pod tym adresem. Pfeifel mieszkał od czasów przedwojennych w sąsiedniej kamienicy nr 13. Wynajmował tu duże, 5-pokojowe mieszkanie z balkonem na pierwszym piętrze budynku.
Lata 30. przyniosły sterowany przez NSDAP bojkot firm żydowskich. Atmosfera gęstniała. Wizyty wojskowych w atelier Pfeifela ustały całkowicie. W kwietniu 1937 zdecydował się on sprzedać budynek. Atelier wyszczególnione zostało jeszcze w spisie księgi adresowej z roku 1938, lecz nazwisko fotografa już w niej nie figuruje. Rodzina wyemigrowała z Olsztyna. Starszy z synów Sally’ego, Helmut (rocznik 1903), deportowany podczas wojny z Berlina, zginął w Auschwitz. Młodszy, urodzony w 1905 r. Ludwig, uniknął zagłady. Po wojnie mieszkał w San Francisco.
W cieniu zapomnieniaWłaścicielami nieruchomości przy ul. Jakuba 12, kupionej za 15 500 reichsmarek od Pfeifela, zostali nauczyciel Franz Woelke i jego żona Hedwig, zamieszkali w Księżnie k. Jezioran. Nigdy nie przeprowadzili się oni do Olsztyna. W grudniu 1939 dwa pokoje w budynku wynajmował niejaki Jaschinski, dwa kolejne Kiwitti Schwesig, w jednym mieściło się biuro Arbeitsfrontu.
W historii obiektu nie była to sytuacja nowa. W roku 1905 pod adresem atelier mieszkała żona leśniczego, Louise Lemke, w latach 1912 - 14 lokal na zebrania dzierżawili tu baptyści, w latach 20. i 30. stale wynajmowano dwa mieszkania (w jednym z nich funkcjonował zakład szewski).Przez cały czas nie zmieniały swego przeznaczenia pomieszczenia na piętrze, zajmowane przez atelier fotograficzne.
Obiekt przetrwał wojnę. Ostatnich lokatorów wykwaterowano w latach 90. Teren stał się własnością prywatną, inwestor na wolnej części parceli od strony ulicy postawił w 1999 r. dużą kamienicę (nr 12a). Budynek dawnego atelier stoi obecnie pusty. Przez sto lat los był dla niego litościwy. Nie zmienił się on mocno od chwili powstania, posiada nawet resztkę dawnej altany fotograficznej, zachowaną w postaci wtórnie przeszklonej ściany na piętrze. Jest to już prawdopodobnie jeden z ostatnich takich obiektów na Warmii i Mazurach. Niestety, wkrótce przestanie pewnie istnieć. Wielka to szkoda, bowiem ów niepozorny budyneczek stanowić mógłby nie tylko niepowtarzalną pamiątkę historii Olsztyna, ale i wyjątkową pamiątkę historii fotografii na naszych ziemiach.
Z D J Ę C I A