W czwartek (17.04), do Olsztyna przyjechał znany detektyw Krzysztof Rutkowski. Najpierw na policji złożył zeznania w starej sprawie „Kulawego” z Kisielic, w której jego firma brała udział. Potem zgłosił się do Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, gdzie na jego prośbę uzupełnił wcześniejsze zeznanie w sprawie porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika.
Korzystając z okazji dziennikarze zadali mu kilka pytań:
- Zapowiedział Pan nowe fakty w sprawie tej zbrodni. Możemy wiedzieć, jakie?- Ja zgłosiłem się do Prokuratury w Olsztynie praktycznie już dwa miesiące temu z prośbą o dosłuchanie mnie w tej sprawie. Ponieważ są informacje dla mnie bardzo istotne, a na dodatek pojawił się zarzut, że biuro „Rutkowski” czy też ja miałem przyjąć od państwa Olewnik jakiekolwiek pieniądze, co jest niczym innym tylko bzdurą. Jeżeli sam minister sprawiedliwości wypowiada tego rodzaju informacje, a muszę powiedzieć, że zupełnie nie jest zapoznany z aktami tej sprawy, bo przekazywał te informacje na bazie spotkania z państwem Olewnik, a później było to bardzo poważnie zweryfikowane. Słyszeliście sami w telewizji, jak pan Olewnik (Włodzimierz, ojciec porwanego - przyp. red.) powiedział, że nie dawał pieniędzy ani mnie, ani nikomu z mojej firmy, tylko tak zwanemu donosicielowi firmy „Rutkowski”. W związku z tym, jeżeli pana Olewnika było stać na dawanie pieniędzy komukolwiek, mógł do mnie zadzwonić... Niestety, pechem było wtedy to, że rozpoczęła się czwarta kadencja Sejmu, ja otrzymałem mandat poselski i wiele dni przebywałem w Sejmie. Stąd też do tej akcji zostało oddelegowanych pięciu pracowników mojego biura, na stałe przez miesiąc u państwa Olewnik w ich miejscu zamieszkania, w Drobinie, jak też dwóch pracowników, którzy działali na terenie Warszawy. Czyli w sumie siedem osób, które podejmowały czynności. Budżet, którym dysponowaliśmy na tę sprawę, jako firma, zdecydowanie został przekroczony przez moich ludzi, jak również przez mnie w tych działaniach. Niemniej jednak już nie prosiliśmy pana Olewnika o to, żeby dopłacał jakiekolwiek pieniądze. Ja sądzę, że dzisiaj ludzie na tej sprawie, niektórzy politycy, jak również niektóre prywatne osoby, starają się zbić swój własny kapitał polityczny...
Proszę podać nazwiska.- To jest dla mnie bardzo śmieszne. Na przykład pan Jerzy Dziewulski, który zapomniał, że kiedy został zabrany mu kradziony samochód VW Corrado, i to właśnie dzięki firmie „Rutkowski”, ponieważ my udzieliliśmy wszelkich informacji, że Dziewulski porusza się kradzionym samochodem, który był zarejestrowany na jego 70-letnią mamusię, która nigdy nie posiadała prawa jazdy... Dzisiaj pan Dziewulski bardzo chętnie wypowiada się na ten temat, ponieważ, no cóż, jest wrogo nastawiony do mnie przez to, że został mu odebrany kradziony samochód. I w pewnym momencie media o tym pisały, a ja nawet dałem tytuł jednego z rozdziałów mojej książki „Jedzie poseł, jedzie”. Ja nie wiem, czy tutaj pan minister nie stał się narzędziem w rękach pewnych rozgrywek politycznych, ponieważ - proszę zauważyć - dzisiaj wielu polityków, wielu liderów partii politycznych, przedstawia swoje teorie, wizje, możliwości, działania... A jest po prostu jedno pytanie: Gdzie oni byli wtedy, kiedy doszło do porwania Krzysztofa Olewnika.
- Kim dla Pana jest Jerzy Król, ps. Gruby, który powołując się na Rutkowskiego wyłudził od rodziny Olewników ok. 800 tys. zł za oferowaną pomoc w uwolnieniu porwanego (za co został skazany na 3,5 roku więzienia - przyp. red.)?- Dla mnie Jerzy Król, ps. Gruby jest nikim innym tylko byłym informatorem, który na zlecenie różnego rodzaju grup przestępczych przekazywał nam informacje, żebyśmy my po prostu działali w danym momencie, w danym miejscu, natomiast oni (policja - przyp. red.) podejmowali inne czynności. Po prostu był nikim innym, tylko „ucholem” firmy „Rutkowski”, który przekazywał informacje na temat kradzionych samochodów. Mało tego! W tym wszystkim bardzo istotne jest to, że w momencie, kiedy Król był zaproszony do Prokuratury Okręgowej w Warszawie i był w podróży, przekazał mi informację, która dotyczyła bomb ukrytych w Czarlinie. Jedna była podłożona pod agencją towarzyską, a druga w skrzynkach pocztowych. Dla Króla swego rodzaju przykrywką było to, że jest informatorem Rutkowskiego i myślał, że w pewnym momencie pomoże mu to łatwiej przejść przez jego problemy.
- I będzie Pan o tym mówił w Prokuraturze?- Tak, będę o tym mówił. Mało tego. Gdy tylko dotarł do mnie sygnał, że mogło dojść do takiej sytuacji, że Król kręci się wokół Olewników, ja powiadomiłem policję o tym, że być może będzie miał miejsce fakt wyłudzenia pieniędzy. Dlaczego policja wtedy nie podjęła żadnych działań?
- Ale ostatnio Piotr Pytlakowski w „Polityce” napisał, że to Pan w Zielonej Górze „na hienę” wyłudził pieniądze w podobnej sytuacji od ojca porwanego?- Ja myślę, że Pytlakowski naprawdę w tym momencie zaczął działać na szkodę detektywa Rutkowskiego. Przede wszystkim pod tym kątem, że związał się z pseudodetektywem z Niemiec Jerzym G., wielokrotnym przestępcą zatrzymywanym przez policję niemiecką. Pytlakowski ma być może swój osobisty uraz, ale w tym momencie pozostawiam to zupełnie bez komentarza. Pytlakowski pisze, my będziemy go skarżyć. To wszystko.
- Co jeszcze chce Pan przekazać w uzupełniających zeznaniach?- Na pewno kwestie dotyczące nie tylko błędów popełnionych przez funkcjonariuszy policji, których wyzywa się od bydlaków, ale również przez samą rodzinę. Powiązań samego Olewnika (Włodzimierza - przyp. red.) z establishmentem eseldowskim, powoływanie się na wpływy - powiedzmy - z Siemiątkowskim, któremu Olewnik miał organizować kampanię wyborczą. Nie możemy też zapomnieć, że na imprezie, która była przed porwaniem, było 12 funkcjonariuszy policji. Po co się zaprasza 12 policjantów i jednego pracownika Orlenu? Po to, żeby ich skorumpować. To jest jedna rzecz. Z informacji, które posiadamy, młody Olewnik załatwiał pozwolenia na broń palną za kwotę 10 tys. zł - takie dostałem informacje - z czego brał 5 tys. zł. Dzielił się z jednym funkcjonariuszem, który był podczas imprezy. Mało tego, informacje, które dotarły do policji od nas, dotyczyły osób, które zostały później aresztowane. Między innymi 1 czerwca 2004 roku Kościuk (jeden z zabójców Olewnika - przyp. red.) został dowieziony do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Po obecności jego siostry, która jest adwokatem i przyszła z bardzo znanym adwokatem warszawskim, Kościuk został wypuszczony. Informacje o Kościuku również były przekazane przez nas drogą operacyjną do policji.
PS. Mieczysław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie nie chciał odnosić się do zeznań, które złożył Krzysztof Rutkowski. Natomiast jeden z prokuratorów, którzy doprowadzili do ujawnienia porywaczy i zabójców Olewnika, skomentował jego wypowiedzi dla mediów krótko: „Granice absurdu zostały przekroczone”.
Z D J Ę C I A