„Konstytucja państwa powinna być taka, by nie naruszała konstytucji obywatela” pisał przed laty nieco ezopowym językiem Stanisław Jerzy Lec w „Myślach nieuczesanych”. Po przemówieniu prezesa Jarosława Kaczyńskiego w Dniu Flagi oraz wystąpieniu prezydenta Andrzeja Dudy w 225. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja krytycznym wobec obowiązującej ustawy zasadniczej - tytułowy temat wrócił. Pojawił się wprawdzie na krótko przed październikowymi wyborami parlamentarnymi, ale szybko ze strony internetowej PiS odnośny, swoiście rewolucyjny, projekt znikł.
To bez wątpienia ważny spór. Heinrich Boell, niemiecki pisarz i noblista, celnie bowiem rzecz ujął, iż „konstytucja jest wzorem rachunku sumienia narodu”. Bywają wprawdzie państwa (jak Wielka Brytania), które nie mają jednego zwartego tego typu dokumentu, ale to wyjątki. Nie jest już też dziś istotne, czy Konstytucja Stanów Zjednoczonych z 1789 r. była w istocie pierwszą w świecie, a nasza z 3 maja - drugą i pierwszą w Europie, czy jednak rację mają ci historycy utrzymujący, iż palma pierwszeństwa powinna należeć do konstytucja Korsyki z 1755 r., która obowiązywała przez 14 lat, do czasu przejęcia wyspy przez Francję. Liczy się tu i teraz danej ustawy zasadniczej - nie tylko konkretne zapisy, lecz PRAKTYKA ICH STOSOWANIA LUB NIE.
Dlatego niezmiernie dziwią niektóre wydawane pośpiesznie sądy oraz błędne lub co najmniej nieprecyzyjne opinie formułowane przez czołowych przedstawicieli obecnego obozu władzy. Szef PiS jako argument do zmiany status quo w omawianej materii podawał przyjęte ustalenie co do swoistej weryfikacji historycznej Konstytucji 3 maja co 20 lat, przypominając, iż w przyszłym roku minie właśnie taki okres od uchwalenia przez Zgromadzenie Narodowe 2 kwietnia 1997 r. obecnie obowiązującej ustawy zasadniczej (zatwierdzono ją w referendum ogólnokrajowym 25 maja tegoż roku - głosowało wówczas „za” 53,45%, przy frekwencji 42,86%, a przed tym aktem toczył się rzeczywiście istotny spór społeczny i polityczny). Pomijając, iż w „oryginale” mowa była o 25 latach, to argument dość słaby, skoro ta konstytucja obowiązywała jedynie 14 miesięcy. Senator Jan Maria Jackowski upowszechnia nawet wziętą „z sufitu” tezę, że także obecna konstytucja zawiera klauzulę swoistego „screeningu” po ćwierćwieczu!
Jeszcze dalej poszedł Prezydent RP - głosząc, iż obecna ustawa zasadnicza to „akt przejściowy”. W pewnym, filozoficznym sensie wszystko jest przejściowe, ale chyba nie to głowa państwa miała na myśli. A znany autorytet prawny Paweł Kukiz utrzymuje - bez podania źródła (bo skąd je wziąć!) - że tę konstytucję nie tylko uchwalono na okres przejściowy, lecz miał on trwać najwyżej „5-10 lat”. Pozwolę więc sobie zauważyć - jako jeden z 56 członków Komisji Konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, która przygotowała w latach 1993-1997 głosowany później projekt, iż o ŻADNYM PRZEJŚCIOWYM CHARAKTERZE NIGDY NIE BYŁO MOWY. Przejściowy charakter miała natomiast tzw. Mała Konstytucja z 1992 r. (podobnie, jak ta z 1947 r.) i np. w praktyce politycznej poważne zastrzeżenia budziły jej niektóre niejasne zapisy, a zwłaszcza ich interpretacja przez doradcę Lecha Wałęsy doc. Lecha Falandysza (tzw. falandyzacja), głównie co do uprawnień prezydenta (np. prawo desygnowania szefów ministerstw: obrony, spraw wewnętrznych i zagranicznych).
Nasza obecna konstytucja jest szczegółowa. Dość obszerna preambuła (z kluczową formułą „my, Naród Polski - wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga, jak i nie podzielający tej wiary”) i aż 243 artykuły w XIII rozdziałach. Nie znam żadnej innej konstytucji z tyloma artykułami. I nie chodzi tylko o porównanie do konstytucji amerykańskiej, obejmującej krótką preambułę, 7 artykułów i 27 poprawek. Oczywiście to nie idealny dokument, nie Biblia i może być nowelizowany czy poprawiany. Tak się już choćby stało w kontekście prawa europejskiego - w odniesieniu do ekstradycji obywatela polskiego (na podstawie ENA). Ale generalnie się sprawdziła, nawet w tak dramatycznych okolicznościach, jak po tragedii smoleńskiej. Jednak i w tak obszernym teście nie da się ustalić wszystkiego, więc rzeczywiście mogły powstawać i niekiedy powstawały pewne różnice interpretacyjne np. co do uprawnień Prezydenta RP oraz Prezesa Rady Ministrów. Ale przecież dlatego mamy art. 189 stwierdzający, że to „Trybunał Konstytucyjny rozstrzyga spory kompetencyjne pomiędzy centralnymi konstytucyjnymi organami państwa”.
Przez siedem kadencji byłem posłem z Warmii i Mazur - regionu, gdzie tradycyjnie istniało i wciąż jest największe bezrobocie oraz znaczący procent osób wykluczonych, np. ze środowisk po-PGRowskich. W rezultacie reform Balcerowicza ci ludzie nie otrzymali od państwa liczącej się pomocy, zostali skazani na samych siebie, stali się de facto ofiarami transformacji. Gdy tym osobom czytałem czasem poszczególne artykuły obecnej Konstytucji RP, to dostrzegałem ich rozczarowanie. Bowiem trochę co innego mówi ta nasza ustawa zasadnicza, zaś rzeczywistość okazuje się jeszcze inna. Bo czy Polska jest „dobrem wspólnym wszystkich obywateli” (art.1), „demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej” (art. 2)? Czy obywatele mają „równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej, finansowanej ze środków publicznych” (art. 68), a „nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna” (art. 70)? To tylko niektóre przykłady.
Obecny parlament nie jest w stanie zmienić Konstytucji, gdyż obóz rządzący nie dysponuje w Sejmie większością 2/3 głosów (art. 235). Nota bene - wyrażane często przez aktualną opozycję opinie, iż trzeba uważać na frekwencję na obradach, aby nie dać się zaskoczyć w tej materii niezbyt dobrze świadczą o mówiących te słowa. Przecież pierwsze czytanie projektu ustawy o zmianie Konstytucji może odbyć się nie wcześniej niż TRZYDZIESTEGO DNIA od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy (a w pewnych przypadkach nawet nie wcześniej niż sześćdziesiątego dnia)!
Dyskusje o ewentualnych zmianach w ustawie zasadniczej powinny toczyć się z namysłem i przy szerokim udziale sił społecznych oraz politycznych. To jedna z najważniejszych możliwych debat, choć fatalnie wyrwały się kiedyś Józefowi Piłsudskiemu brzydkie słowa „konstytuta-prostytuta”. Sam marszałek stał zresztą w istocie za zamachem stanu w maju 1926 r. i złamaniem konstytucji marcowej z 1921 r. Dziś nie ulega żadnej wątpliwości, że obowiązującą ustawę zasadniczą należy szanować i przede wszystkim STOSOWAĆ. Od tego nie powinno być żadnego usprawiedliwienia ani wyjątków.