W Galerii Rynek Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie odbył się wczoraj (27.11) wernisaż wystawy rzeźby Tomasza Wawryczuka.
Tomasz Wawryczuk to człowiek, który znienacka odkrył w sobie potrzebę twórczego spełnienia i w wieku czterdziestu lat zaczął rozwijać malarską oraz rzeźbiarską pasję. Jak mówi o sobie, jest absolwentem Wieczorowego Intuicyjnego Uniwersytetu Artystycznego - samoukiem „nawigowanym” przez internetową przestrzeń wiedzy. Mieszka i tworzy w Ługwałdzie.
Całkowicie niezależny i samowystarczalny, tworzy dla przyjemności i rozwoju wewnętrznego. Poszukuje harmonii i równowagi. Nie ściga się ze światem, a przyjaźni się z nim. Jego zamiłowanie do rzeźbiarstwa trwa sześć lat. Stylistycznie cały czas jest to okres poszukiwań i pracy nad warsztatem. Niemniej widoczne są już pewne symptomy indywidualizmu, własnego stylu, przejawiające się w tematyce (przedmiotem zainteresowania autora jest głównie postać kobiety i jej różne wymiary), jak i sposobie postrzegania postaci, nadawania jej dynamiki.
Współczesna abstrakcyjna rzeźba jest tą formą, która obecnie zdominowała sposób wyrazu artystycznego autora, choć nie można nie zauważyć elementów technik klasycznej rzeźby.
Wiktoria Korzeniewska o wystawie:Mówią i widzą
Pochylone, splecione, bez rąk, ale skierowane ku sobie z opiekuńczymi ramionami - takie kobiety Tomasz Wawryczuk uwalnia z brązu. Są zmęczone i pełne refleksji, pochylone, lecz ich niewidzialne oczy nie zawsze patrzą pokornie w ziemię. Każda rzeźba to oddzielna historia - ta, którą znają tylko jej twórca oraz ta, którą każdy sam ujrzy w postaci wyłaniającej się spod patyny. Historią jest także sam rzeźbiarz, który sztukę nie zawsze nosił w sobie, ale pewnego dnia po prostu po nią sięgnął i tak już zostało. Albo to sztuka sięgnęła po niego. Przez dłonie Tomasza Wawryczuka brąz zaczął opowiadać o sobie. Rzeźbą „Rodzina” wyszeptał historię o opiekuńczych ramionach męża otulających żonę, o kochającym spojrzeniu rodziców wpatrzonych w dziecko. „Bliźniacy” zrobili ku sobie odważny, zdecydowany krok i zastygli tuż przed wniknięciem w siebie. „Masażystki z Taorminy” cicho zdradziły swoje zmęczenie ukryte w pochylonych ramionach i silnych dłoniach.Jak te historie powstają? Właściwie rodzą się same. Zdradzają to słowa Ursa Fischera, które towarzyszą twórczości Tomasza Wawryczuka: „Każda praca zaczyna się od szybkiego szkicu, ale gdy tylko przygotowuję materiały, coś idzie źle - na przykład obiekt nie chce stać. Moja irytacja sprawia, że wychodzi coś zupełnie innego. Gotowe dzieło nigdy nie wygląda tak, jak planowałem”.
Rzeźby Tomasza Wawryczuka zdają się same przejmować swój los, mówią i widzą, choć brak im oczu i ust. Raz zaczynają snuć opowieść swojego istnienia, a po chwili milknąEkspozycję będzie można oglądać do 10 grudnia.
Z D J Ę C I A