Po ubiegłorocznych „Śpiewakach norymberskich” dyrektor muzyczny Metropolitan Opera James Levine przywraca nowojorskiej scenie inne wielkie dzieło Wagnera, zrealizowane wraz z reżyserem Ottonem Schenkiem w 1977 roku. Inscenizacje Schenka nie starzeją się, a artyści Metropolitan Opera wspinają się na wyżyny swych talentów, występując pod batutą maestro Levine’a. Transmisję opery Ryszarda Wagnera „Tannhäuser” zobaczymy w Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej już w najbliższą sobotę (31.10) o godz. 17.00.
Poeta Tannhäuser przez lata przebywający w zaczarowanej grocie bogini Wenus, gdzie zażywał rozkoszy, wraca do świata i swej pierwszej miłości - Elżbiety. Gdy występuje w konkursie śpiewaczym, głosi pochwałę żądz, czym sprowadza na siebie pogardę i wygnanie. Elżbieta będzie czekać, aż ukochany powróci z pielgrzymki do Rzymu po papieskie rozgrzeszenie. „Tannhäuser” był pierwszą operą Wagnera wystawioną za oceanem, właśnie w Nowym Jorku, nie może więc go zabraknąć w cyklu transmisji „The Met: Live in HD”.
W spektaklu wystąpią: Johan Botha - tenor (Tannhäuser), Eva-Maria Westbroek - sopran (Elżbieta), Michelle DeYoung- mezzosopran (Wenus), Peter Mattei - baryton (Wolfram), Günther Groissböck -bas (Landgraf Hermann), Ying Fang - sopran (Młody pasterz).
Reżyseria: Otto Schenk. Scenografia: Günther Schneider-Siemssen.
Kostiumy: Patricia Zipprodt.
Orkiestrą i chórem MET dyryguje James Levine.
Prapremiera: Teatr Królewski (Semperoper) w Dreźnie, 19 października 1845. W wersji zmienionej: Opera Paryska, 13 marca 1861. Premiera tej inscenizacji w Metropolitan Opera w Nowym Jorku odbyła się 8 października 1977.
******
Opera WagneraPomysł przedstawienia w operze postaci średniowiecznego rycerza-minnesingera, rozdartego między dwie skrajności - miłość cielesną i miłość idealną - nasunął się Wagnerowi prawdopodobnie w roku 1841, jeszcze w Paryżu. Kompozytor wraz z żoną Minną spędził w tym mieście dwa lata, bodaj najcięższe w swym życiu, od 1839 do 1841. Klepał biedę, wręcz głodował, pracując nad operą Holender Tułacz, za sprawą której miał nadzieję zaistnieć w stolicy muzycznego świata. Ale tam sprawy operowe toczyły się własnymi, utartymi koleinami i jakiś nikomu nieznany Niemiec bez protekcji i odpowiednich stosunków nikogo nie obchodził. Jako-taką stabilizację przyniósł Wagnerowi dopiero powrót do Niemiec i posada dyrygenta Teatru Królewskiego w Dreźnie, gdzie w roku 1843 wystawił wspomnianego Holendra, dwa lata później skomponowanego już w Dreźnie Tannhäusera, zaś w roku 1848 ukończył Lohengrina, od którego właściwie zaczęło się całe „wagnerowskie szaleństwo” publiczności, zwłaszcza odkąd protektorem kompozytora został wstępujący w roku 1864 na tron Bawarii młody król Ludwik II.
Ale to dalsze dzieje. A tutaj jesteśmy u początków fascynacji Wagnera tematyką średniowiecza. Literackich opracowań legendy o Tannhäuserze mógł poznać sporo. Z pisarzy romantycznych podejmowali ten temat m.in. Novalis, bracia Grimm, Ludwig Tieck, E.T.A. Hoffmann, czy wreszcie - z charakterystyczną ironią - poeta Heinrich Heine. Za oś centralną swojego libretta kompozytor obrał będące ważnym składnikiem średniowiecznych legend przeciwstawienie miłości zmysłowej - miłości dworskiej, wyidealizowanej. Ten motyw eksploatuje zresztą Wagner często, albowiem pojęcie miłości idealnej, duchowej było dla niego źródłem bogatej symboliki, zarówno w odniesieniu do życia, jak i do sztuki: sztuki wysublimowanej, zdolnej wynieść człowieka ponad ziemskie poziomy...
W operze nie brak również postaci historycznych. Elżbieta, córka landgrafa Turyngii, to historyczna święta Elżbieta Węgierska. Naprawdę istnieli też poeci Walter von der Vogelweide i działający na przełomie XII i XIII wieku Wolfram von Eschenbach, autor poematu o Parsifalu. A i sam zamek Wartburg był miejscem szczególnym w niemieckiej historii: tutaj m.in. ukrywał się Marcin Luter, tutaj dokonał on swojego przekładu Nowego Testamentu na język niemiecki.
******
Treść operyAkt IRycerz-minnesinger Tannhäuser, goszczący od długiego czasu w zaczarowanej grocie bogini miłości Wenus, czuje się już znużony nadmiarem wyrafinowanych rozkoszy i tęskni za powrotem do świata ludzi, do słońca i natury. Składając zatem bogini hołd w kolejnej ze swoich pieśni, kończy prośbą do niej, aby zwróciła mu wolność. Obiecuje, że w zamian będzie ją sławić wszędzie, dokąd pójdzie na ziemi. Wenus jednak nie chce puścić kochanka i najprzód kusi go obietnicą jeszcze większych rozkoszy, potem zaś, wobec jego usilnych nalegań wpada w gniew i rzuca nań przekleństwo. W rozpaczy Tannhäuser przyzywa imienia Dziewicy Marii - i gdy wymawia to imię, nagle czar pryska, a śpiewak budzi się w dolinie opodal zamku Wartburg. Widzi zielone, wiosenne łąki, pasące się na nich trzody, słyszy śpiew pastuszka, w dali przeciąga orszak pielgrzymów, zmierzających do Rzymu. Głęboko poruszony Tannhäuser chwali Boga za cud swego wyzwolenia. Rozlega się dźwięk rogu. To landgraf Hermann i jego rycerze wracają z polowania, a widząc Tannhäusera - rozpoznają w nim dawno niewidzianego przyjaciela, którego pieśni ongiś często rozbrzmiewały na Wartburgu. Chcą, aby i teraz udał się z nimi na zamek. Tannhäuser z początku waha się, jednak Wolfram przypomina mu, że przecież swoim śpiewem zyskał miłość Elżbiety, siostrzenicy landgrafa. I ona do dzisiaj go nie zapomniała - zapewnia przyjaciela. Słysząc to, Tannhäuser dołącza do rycerskiej kompanii.
Akt IIPo raz pierwszy od dawna Elżbieta przekracza próg sali, w której kiedyś odbywały się turnieje śpiewacze. Nie wchodziła tutaj od czasu odejścia Tannhäusera, nie chciała więcej oglądać żadnych turniejów. I oto sam Tannhäuser rzuca się jej do stóp! Ze smutkiem patrzy na tych dwoje Wolfram, od dawna skrycie kochający Elżbietę, lecz lojalny wobec przyjaciela. Natomiast landgraf, widząc, jak siostrzenicy wraca radość życia, ogłasza śpiewaczy turniej na cześć gości. Zwycięzcą będzie ten, kto najpiękniej i najtrafniej wyrazi istotę miłości. I oto, gdy wszyscy inni opiewają cnotę i miłość idealną, Tannhäuser - którego myśli wciąż jeszcze błądzą wokół Wenus - odpowiada im pieśnią sławiącą rozkosze cielesne, którym ta pogańska bogini patronuje. Wywołuje tym wielkie zgorszenie wśród rycerzy, którzy w gniewie sięgają po miecze. Elżbieta rzuca się między nich, rozdzielając zwaśnione strony i błaga, by wybaczyli Tannhäuserowi. Landgraf rozsądza: nie ma dla Tannhäusera miejsca w ich świecie, gdzie panują surowe obyczaje. Po odpuszczenie winy śpiewak ma udać się z pielgrzymką do Rzymu oraz odbyć nakazaną mu tam pokutę.
Akt IIIMijają długie miesiące. Elżbieta czeka, modląc się w dolinie, pod figurą Matki Boskiej. Czuwa nad nią wierny Wolfram. Wraca z Rzymu grupa pielgrzymów, lecz nie widać wśród nich Tannhäusera. Zapada wieczór, złamana bólem Elżbieta wraca na zamek.
I oto w mroku pojawia się sylwetka samotnego wędrowca, w którym Wolfram rozpoznaje Tannhäusera. Nieszczęśnik nie otrzymał w Rzymie rozgrzeszenia. Papież orzekł, że dla jego zepsutej duszy nie ma już nadziei na naprawę. Chyba, że jego laska pielgrzymia wypuści zielone liście...
Skoro zatem i tak wszystko na nic, Tannhäuser w akcie desperacji chce wrócić do Wenus. Wezwana - pojawia się natychmiast. Lecz wtedy oddany Wolfram wywołuje imię Elżbiety - i pogańska bogini znika.
A finał tej opowieści? Elżbieta umiera z żalu, zaś Tannhäuser oddaje ducha przy jej trumnie. I oto staje się cud: pielgrzymi kij pokrywa się świeżym kwieciem. Zbłąkany za życia rycerz-śpiewak znalazł w śmierci ostateczne zbawienie.
******
Głosy prasy o inscenizacji Tannhäusera w MET :Dyrektor James Levine wydobył z orkiestry wielkie bogactwo brzmienia. Na czele wyjątkowej obsady stanął tenor Johan Botha jako Tannhäuser (...), który śpiewa lekko, głosem jasnym i dźwięcznym jak brzmienie trąbki. Jest w tym głosie zarówno młodzieńcza tęsknota, jak też rozpacz i zagubienie w chwilach, gdy bohater przechodzi kryzys duchowy. Bas Günther Groissböck wnosi powagę i godność w partię Hermana, landgrafa Turyngii i wuja Elżbiety. W obecnym przedstawieniu uczestniczy też znakomity baryton szwedzki Peter Mattei, pamiętny z inscenizacji Parsifala z roku 2013, gdzie w przejmujący sposób wcielał się w rolę Amfortasa. Tutaj jest równie wspaniały w partii Wolframa, rycerza który - jak Tannhäuser - kocha Elżbietę. Głos tego śpiewaka ma niezwykłą siłę, a zarazem miękkość i delikatność. Nie mogę sobie wyobrazić „Pieśni do gwiazdy” wykonanej bardziej stylowo. - „The New York Times”
Boginią Wenus jest Michelle DeYoung. Można odnieść wrażenie, że rozsmakowuje się ona w tej roli, pełnej siły i blasku. W scenie w Grocie Wenus, w duecie z Johanem Bothą, dorównuje mu pod względem siły wyrazu i zaangażowania. A najpotężniejszym głosem w tym spektaklu jest sopran Ewy-Marii Westbroek, która śpiewa partię Elżbiety. We frazie rozpoczynającej arię „Dich, teure Halle” jej G wypełnia całą salę. Brzmi w jej głosie pełen blask sopranu, a zarazem bogactwo, jakie się zwykle słyszy w brzmieniu mezzosopranu, nic dziwnego więc, że taki instrument zwrócił na siebie uwagę w ciągu całego wieczoru więcej razy, niż jakikolwiek inny, nie wyłączając instrumentów orkiestry. - „New York Classical Review”
Ujmujący sopran Ying Fang można uznać za najlepszego pasterza od czasów, kiedy śpiewała tę partię Kathleen Battle, debiutująca na scenie Met. - „Musical America”
******
Na transmisję Met Live in HD opery Richarda Wagnera „Tannhäuser” zapraszamy w sobotę 31 października 2015 r., o godz.17.00.
Przedstawienie trwa około 4 godzin i 35 minut (w tym 2 przerwy).
Bilety w cenie: 50 zł sektor I, 35 zł sektor II
do nabycia w kasie Filharmonii pon.-pt. 10-18 oraz na dwie godziny przed spektaklem.
Bilety można także nabyć na stronie internetowej Filharmonii: http://bilety.filharmonia.olsztyn.pl/numerowane.html?id=223
Z D J Ę C I A