Anna Nasiłowska, profesor historii literatury Polskiej Akademii Nauk z Warszawy, poetka, pisarka, podróżujący fotograf, otworzyła w środę 3 czerwca wystawę swoich zdjęć pt. „Głód Wrażeń” w Centrum Polsko-Francuskim w Olsztynie.
Wystawa Anny Nasiłowskiej to prawie 30 zdjęć formatu 30 x 40 cm, będących impresjami z podróży po całym świecie: do Kolumbii, Normandii, Norwegii, Włoch, Japonii i Grecji. Nie są to przy tym zdjęcia turystyczne.
-
Na fotografiach Anny Nasiłowskiej widać miejsca, ludzi, krajobrazy, spotkania ujęte w sposób artystycznie doskonały - mówi dyrektor CPF Kazimierz Brakoniecki -
Po prostu trzeba mieć oko, oczywiście dobry aparat, ale przede wszystkim trzeba mieć serce do fotografii.Nasiłowska fotografuje bowiem bardzo spontanicznie, reagując na natchnienie chwili. Czasem urzeka ją swoją niezwykłością, obłokami niebo czasem źródłem natchnienia jest plaża w Normandii, kiedy morze odsunęło się podczas odpływu w dal i widać hektary mokrej, lśniącej powierzchni czasem z kolei przepiękny ogród w Dieppe.
-
Żeby wyszło dobre zdjęcie, trzeba jeszcze dobrego, wręcz szczególnego jakiegoś światła - wyjaśnia autorka. -
Bardzo ważny jest też cień. Tutaj, na zdjęciu pelikana, widzimy taki długi cień, który może być tylko o poranku. I takie miękkie, poranne światło. Poranek nie ma sobie równych. Kiedy widzę coś takiego, to staję jak wryta. O, to jest to. O, właśnie.Na wernisażu w CPF nie zabrakło Jerzego Walugi, nestora olsztyńskiej fotografii. Czy dobrze ocenia prace pani profesor?
-
Bardzo chętnie obejrzałem te zdjęcia wykonane w różnych miejscach świata i tak różne w swojej koncepcji. Są naprawdę ciekawe - mówi mistrz Jerzy, który także zjeździł kawał świata z aparatem fotograficznym w ręku.
Wśród gości imprezy spotkałem profesora Zbigniewa Chojnowskiego, poetę, krytyka literackiego i historyka literatury z UWM.
-
Wystawa fotografii pani profesor Anny Nasiłowskiej zdumiała mnie - mówi Chojnowski. -
Ponieważ obrazy tutaj przedstawione są przede wszystkim nieoczekiwane. Zaskakują. Na przykład ten szpak. Wydaje się, że on jest nienaturalnie siwy, przepraszam: szpakowaty J. Ale on jest taki naprawdę, a nie w efekcie jakiejś obróbki cyfrowej tej fotografii. To jest prawda oka, prawda obiektywu. Te zdjęcia mają walor reportażowości, to prawda. Ale powiedziałbym, że mają też pewne walory poetyckie. Ich autorka jest przecież poetką. Na niektórych zdjęciach widać na przykład wyjątkową grę świateł. Tu jest zdjęcie z wyspy Rodos i proszę zauważyć, że słońce na horyzoncie jest jeszcze dość wyraźne, ale od strony widza wdziera się już noc. I ta gra świateł powoduje, że mamy tutaj takie jakby „zwieranie się” dnia i „rozwieranie” nocy. Chętnie poprosiłbym panią Nasiłowską o tę właśnie fotografię, która byłaby dobrą ilustracją mojego wiersza „Zachód Słońca”. - Pani od tylu już lat jeździ po świecie - zagaduję na koniec autorkę zdjęć.
-
Czasem zastanawiam się, czy ta pasja podróżowania nie jest odreagowaniem tego „życia w zamknięciu”, jakie wszyscy prowadziliśmy w PRL-u - kraju o zamkniętych granicach. - odpowiada Nasiłowska. -
Pierwszy raz pojechałam za granicę dopiero mając trzydzieści lat, to były już lata 90-te. I kiedy nareszcie otwarto granice to ja poczułam wtedy taki zew przygody: „och, można już można nareszcie wyjechać”. No i do tej pory mi nie dość. Wciąż chcę jeszcze i jeszcze.
Z D J Ę C I A
G A L E R I A :