W moim rodzinnym domu w czasie świąt grało się Halmę, rozwiązywało krzyżówki, oglądało filmy w jedynce. Och, jak czasy się mocno zmieniły, skoro dla odpoczynku po świątecznym gwarze siadłam do komputera, by otworzyć pocztę; na szczęście ten „listonosz” pracuje na okrągło.
Ucieszył mnie list z Denver w Colorado. Andrzej Triebling wspomina swoje ostatnie święta Wielkanocne ze swoją mamą Janiną Triebling, w latach 60-70. dyrektorką Szkoły Specjalnej w Olsztynie.
Colorado, 3 kwietnia 1994 roku. „Słońce, błękitne niebo na miastem, nadal czekaliśmy na wiosnę. Przed domem krzewy bez widocznych jeszcze pączków, kępy typowej wysokiej trawy: resztki ubiegłego lata”. Ich wielkanocny stół był jak za dawnych lat w Olsztynie: kolorowe jajka, najpiękniejsze te gotowane w łupinkach cebuli. W koszyku wyłożonym wykrochmaloną serwetką - święcone; pojechali z pokarmami do kościoła Świętego Józefa na północ od centrum miasta. Ale pan Andrzej nic nie wiedział o palemkach; skąd one się wzięły?
„Wybiegłam przed dom, rozglądnęłam się: nikt nie patrzy. Wyłamałam kilka gałązek, urwałam garść trawy i szybciutko do domu - opowiadała pani Janina. - A tu pełno kolorowych nitek! Więc raz dwa trzy, namotałam, nakręciłam i palemki są”.
„Odtąd każdej Wielkanocy nasz dom w Denver ma najpiękniejsze palemki świąteczne”
- napisał Andrzej Triebling. Najpiękniejsze jest to, co bliskie sercu.