Mirosław Smerek
Marzec 1995 roku. Trzaskający mróz i słońce. Rodzina i przyjaciele, i pieśń pożegnalna w ojczystym języku towarzyszą w ostatniej drodze Mirosława Smerka, znanego artysty malarza.
Wraz z nim odchodzi Jego dobry humor i umiejętność bycia wśród ludzi. Zamyka się droga dla Jego wiadomości z historii sztuki oraz talentu. Nie ginie natomiast pamięć kolegów, z którymi współpracował i z którymi bywał na plenerach, nie zapominają studenci, którym wpajał wiedzę o Bramante czy kolorystyce Watteau. To On zaszczepił we mnie zainteresowanie historią sztuki, za co podziękowałam kładąc różę.
Ale najważniejsze, że zostaje - w zbiorach prywatnych i państwowych - Jego dzieło w postaci kilkuset obrazów olejnych, akwarel, grafik i rysunków. Mirosław Smerek był autorem wielu wystaw indywidualnych i zbiorowych w Polsce, jak również Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Belgii, Rosji.
Urodził się w 1935 roku w Manasterzu k. Jarosławia, skąd w ramach akcji „W” wraz z rodzicami i rodzeństwem został przesiedlony w okolice Giżycka. W Mikołajkach ukończył szkołę podstawową, a w Karolewie k. Kętrzyna szkołę rolniczą. Nie wykazując zamiłowań do roli, a miłość do sztuki, zdecydował się na wychowanie plastyczne SN w Łodzi. Kolejne lata spędził na Wydziale Sztuk Pięknych UMK w Toruniu.
Był członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków, a w czasie stanu wojennego Związku Polskich Artystów Malarzy Grafików. Mógł się poszczycić Złotą Odznaką ZPAP oraz nagrodą Ministra Kultury i Sztuki. W latach 1980-1989 pracował w SP „Plastyka”, a następnie Wielobranżowej Spółdzielni Pracy. Wygłaszał prelekcje w Studium Nauczycielskim, Wojewódzkim Ośrodku Metodycznym, Państwowym Zaocznym Studium Kultury i Oświaty Dorosłych, zasiadał w jury konkursów plastycznych i olimpiad. Smerek był autorem projektów i aranżacji wnętrz oraz wykonawcą oprawy plastycznej miasta, m.in. współautorem ołtarza głównego wzniesionego na przyjazd do Olsztyna w 1991 roku papieża Jana Pawła II. Jego projektu jest odlew sowy, która zachęca do zdobywania mądrości uczniów LO V w Olsztynie.
Pracownia przy ulicy Kołobrzeskiej, którą dzielił z Tadeuszem Wójcikiem, była miejscem nie tylko realizacji twórczych pomysłów, ale i towarzyskich spotkań, powstawania i wysłuchiwania anegdot. Tam poznałam Andrzeja Bałtroczyka, tam zostałam poczęstowana lampką wina, tam się zorientowałam, że w kręgu zamiłowań artystycznych pana Mirosława są tematy sakralne. Otóż artysta zadał mi zagadkę, kim jest ta postać na obrazie. „Chrystus”? - zdziwiłam się, kierując się kluczem, że śmiejący się rubasznie człowiek to radosne, może pikantne obrazy. Powyżej wisiały zamówione, jeszcze niedokończone ikony, które wymagają nie tylko umiejętności i wiedzy, ale duszy tworzącego. Mało tego, jeszcze na pośmiertnej wystawie zorganizowanej w BWA w Olsztynie spodziewałam się ciepłego koloru, a zaskoczyła mnie błękitno-zielona tonacja pejzaży i ucieczka w zacisze zakątków z dzieciństwa.
Będąc artystą cieszył się szacunkiem i uznaniem. Jako człowiek pozostaje w pamięci jako symbol spontaniczności i dowcipu. Był bezpośredni, a zarazem taktowny. Pełen afirmacji i radości życia. Szalenie lubiany w każdym towarzystwie, a te Jego charakterystyczne „r” wręcz rozbrajało. Paleta służyła Mu za życia, więc rodzina postarała się, by towarzyszyła Mu, jako pomnik, w miejscu spoczynku.