(fot. archiwum)
Wyobrażacie sobie sytuację, kiedy ofiara napadu dzwoni na policję, a w słuchawce odzywa się głos: „Niestety, nie ma kto przyjechać, bo jeden policjant chory, a drugi ma wybory”. I wcale nie jest to fantazja.
Oto w gminie Dywity zawiązał się komitet wyborczy, na czele którego stoi Henryk Pach. Jest to pracujący w policji „ekspert Zespołu Dyżurnych”, jak się przedstawia kandydat na radnego i wójta jednocześnie. Aby wzmocnić siłę swego komitetu, zgromadził w nim jeszcze dwóch innych policjantów, a trzeci jest policyjnym emerytem. W sumie czterech silnych ludzi, nie licząc byłego strażaka zawodowego.
Formalnie policjanci nie muszą pytać przełożonych o zgodę na kandydowanie w wyborach samorządowych. Takie jest stanowisko Komendy Głównej Policji. Ale jeśli kandydat zostanie wójtem (burmistrzem, prezydentem miasta), to musi zwolnić się ze służby w policji. Większe wątpliwości są w przypadku uzyskania przez policjanta mandatu radnego, ponieważ zachodzi tutaj konflikt interesów.
KGP podaje przykład sytuacji, gdy „udział radnego - policjanta w posiedzeniu organu samorządu jest nieodzowny, a w tym samym czasie policjantowi wypada służba. Wówczas jako policjant ma on obowiązek stawić się na służbę. Dawanie pierwszeństwa obowiązkom radnego może być uznane za naruszanie interesu służby...”
Z kolei doświadczenie życiowe podpowiada, że jeszcze ciekawiej może być podczas kampanii wyborczej. Czyż trudno sobie wyobrazić, jak to policjant zamiast ścigać pirata drogowego akurat na spotkaniu przekonuje wyborców, aby na niego głosowali, bo wtedy zajmie się bezpieczeństwem na drogach?
Ciekawe jest również i to, że w Dywitach w ogóle nie ma posterunku policji. Ale mieszkańcy powinni być dobrej myśli. Jak dobrze pójdzie, odpowiedzialni za bezpieczeństwo mundurowi znajdą się pod ręką - w Urzędzie Gminy!