- Według niektórych sondaży, także robionych przez różne ugrupowania, należy Pan do grona faworytów w tych wyborach. Skąd taka popularność?- Nie znam tych sondaży i sam żadnych nie zamawiałem. Ale przyznaję, że jeżdżąc na co dzień autobusami i spotykając się z mieszkańcami w innych miejscach odnoszę wrażenie, że jestem odbierany bardzo sympatycznie. Często olsztynianie zwyczajnie mnie zaczepiają na ulicy, mile wspominając czasy, gdy byłem prezydentem miasta. W tych rozmowach, oprócz kurtuazji dominuje przypominanie faktów, z którymi nie można polemizować.
- Faktów z czasów Pańskiego urzędowania?
- Tak, ponieważ czas mojej prezydentury wspominany jest jako „siedem pięknych lat dla Olsztyna”. Był to czas przełomowy, bo tuż przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej, kiedy spływały pierwsze fundusze przedakcesyjne na pierwsze projekty. Pierwszą w Polsce inwestycją z tych funduszy była oczyszczalnia ścieków w Olsztynie! To ona, a także inne programy przyniosły nam zwycięstwo w konkursie na ochronę środowiska. A już w 2004 roku zajęliśmy pierwsze miejsce w kraju w ilości pozyskanych środków unijnych na jednego mieszkańca. Rok później zdobyliśmy „wicemistrzostwo”, zaraz po Gdańsku, ale w kategorii najbezpieczniejsze miasto w Polsce. To do nas przyjeżdżali z innych miast, by zobaczyć jak działa jeden z pierwszych w kraju monitoringów. Wtedy w wielu dziedzinach byliśmy liderem. Najbardziej jednak jestem dumny z tego, że podczas mojej prezydentury bezrobocie w mieście zmniejszyło się z 12,5 do 5 procent! Tak niską stopę bezrobocia miało zaledwie pięć ponad stutysięcznych miast w Polsce!
- Bo przybyło nowych miejsc pracy?- Nie był to skutek koniunktury, ale dogadywania się miasta z takimi firmami jak Michelin czy Mebel Plast, gdzie powstały tysiące miejsc pracy. A pierwsze wielopowierzchniowe Centrum Handlowe „Alfa” spowodowało duży ruch na rynku handlowym. I tak dalej...
- Ale od tego czasu minęło siedem kolejnych lat, bogatych w inwestycje i nowe obiekty, że wspomnę o nowych drogach, filharmonii czy Aquasferze.- Zgadza się, ale już w 2004 roku przedstawiłem wizualizację ulicy Artyleryjskiej, to ja zdobyłem środki unijne na jej budowę i załatwiałem przygotowanie inwestycji. To samo było z Wodnym Centrum Rekreacyjno-Sportowym czy Parkiem Centralnym, który planowaliśmy razem z naszym architektem Markiem Skurpskim, tylko że miał tam być jeszcze amfiteatr. Tu nasuwa się kolejny przykład - rozbudowę amfiteatru pod zamkiem też zacząłem. Niestety, została zakończona fatalnie, bo aż rażą w oczy ogrodzenia bardziej pasujące do obory. Co do filharmonii, to zakopywałem kamień węgielny pod jej budowę, wspólnie zresztą z dyrektorem Januszem Lewandowskim i ówczesnym marszałkiem województwa.
- Czyli obecny prezydent skonsumował Pańskie pomysły?- Dokładnie! Bo tramwaje to również mój pomysł. Proszę sobie przypomnieć, że już w 2003 roku pod Wysoką Bramą stanął tramwaj na oryginalnym torowisku, co symbolizowało ideę przywrócenia takiej komunikacji w Olsztynie. Tylko że dzisiaj to wielkie nieporozumienie! Inwestycja tramwajowa nie powinna być prowadzona teraz i nie w taki sposób. Jeśli widzę, jak budowana za moich czasów ulica Tuwima jest ordynarnie rozwalana i całe wielkie bloki znakomitej nawierzchni wywożone są na śmietnisko, to jest to po prosu skandal!
- Ratusz powinien się z nią wstrzymać?- Jeszcze poczekać, bo komunikację autobusową mamy bardzo dobrą, a najpierw trzeba było zbudować halę widowiskowo-sportową z prawdziwego zdarzenia. Potrzebny jest również stadion sportowy... Nie mówiąc o rewitalizacji Stadionu Leśnego, który na moje polecenie wyłączono z Lasu Miejskiego, bo miał być zagospodarowany zgodnie z wolą mieszkańców. Potrzeba nam więcej zieleni, gdyż teraz widzimy zabetonowane miasto!
- Czy dlatego kandyduje Pan na prezydenta?- Poza wymienionymi przykładami nie podoba mi się degradacja Olsztyna w szeroko pojętym obszarze kultury, ale również opieki społecznej. Jeśli dzisiaj na spotkaniach ludzie pokazują mi, że opłaty za mieszkania komunalne wzrosły o 100 procent, to musi przerażać! Niedawno przyszła do mnie matka ośmiorga dzieci, której nie stać na taki czynsz i dlatego będą ich eksmitować. Co istotne - wcale więcej pieniędzy z tytułu tych opłat nie wpływa do kasy ratusza, a jednocześnie dług miasta wzrósł kilkakrotnie! Odbija się to na oświacie. Co mam odpowiadać, jeśli słyszę od nauczycieli, że ich szkół nie stać na zajęcia pozalekcyjne, w tym sportowe? Za mojej prezydentury było nie do pomyślenia, żeby zlikwidować SKS-y, czyli Szkolne Koła Sportowe. Przecież nie możemy sobie pozwolić, żeby dzieci opuszczały szkolne mury i wałęsały się po ulicach lub siedziały przed komputerem.
- Ale skoro nie ma w budżecie miasta pieniędzy na ten cel, to co może prezydent?- To od gospodarza miasta zależy, żeby prowadzić politykę jego zrównoważonego rozwoju. Musi więc wystarczyć na inwestycję, kulturę i opiekę społeczną. Nie można jednostronnie redagować budżetu tylko na inwestycje i betonowania miasta... Przepraszam, ale dziś słyszę od mieszkańców taki slogan: „Obecny Olsztyn to beton, rury i zero kultury!”, co o czymś świadczy. A miasto jest przecież żywym organizmem, gdzie mamy wspaniałych ludzi, wielu zdolnych twórców i młodzież chłonącą otaczający ją świat, tylko trzeba wszystkim stworzyć odpowiednie warunki. I nie chodzi tu o wielkie pieniądze, ale żeby poczuli, że mają wsparcie.
- Co zatem Pan jako prezydent chciałbym im zaoferować? - To co mówiłem: zrównoważony rozwój, żeby wystarczyło na inwestycje, kulturę, oświatę i opiekę społeczną. Czyli co powinien zapewnić mieszkańcom prawdziwy gospodarz miasta.
- A co na przykład sportowcom i kibicom, szczególnie piłki nożnej?- Przeraża mnie, gdy słyszę, że nasi piłkarze jeżdżą do Ostródy trenować, bo na stadionie Stomilu nie ma nawet oświetlenia! Najpierw trzeba więc stworzyć warunki do uprawiania futbolu na obecnym stadionie i zabrać się za nowy. Moja koncepcja sprowadzała się do tego, żeby wymienić grunty z PKP i zbudować stadion w miejscu Warmii, który byłby połączony ze Stadionem Leśnym, „uzbrojonym” w funkcję rekreacyjno-rehabilitacyjną. Nie ma co dywagować nad potrzebą budowy hali widowisko-sportowej, bo „Urania” nie jest już obiektem na XXI wiek.
- Jednak cztery lata temu, mimo znacznego poparcie, wyborcy odrzucili Pańską ofertę?- Nie, nie, nie... W pierwszej turze zdecydowanie opowiedzieli się za moją kandydaturą. Druga tura przybrała nową formułę, która nie miała nic wspólnego z demokracją, a raczej totalitaryzmem wyborczym, kiedy nie szanowano ani ciszy wyborczej, ani uczciwej walki. Do tego stopnia, że całe miasto zasłano ulotkami, jakoby za mną stali właściciele dopalaczy! Jeżeli znany celebryta olsztyński rozesłał tysiące SMS-ów, a w radiu „na okrągło” szła jego wypowiedź, w której niesłusznie mnie oczerniał, zaś organa ścigania nie reagowały na naruszenie moich praw wyborczych, to o czym tu mówimy?
- Ale cieniem na tamte wybory położyła się Pańska sprawa sądowa, zwana potocznie „seksaferą ratuszową”... - Akurat ta sprawa miała pewien wpływ, choć ciągnie się do dzisiaj i tamte zarzuty uległy poważnej dewaluacji, że tak powiem oględnie. Nie mogę ujawniać szczegółów ze względu na wyłączenie procesu z jawności. Ciągle powtarzam, że nie jestem zbrodniarzem i nie popełniłem czynu, za który ponosiłbym odpowiedzialność karną. Raczej ponoszę karę za swoją uczciwość, gospodarność i nieprzemakalność na układy, czego dowodem są uniewinniające mnie wyroki w sprawach gospodarczych. Proszę sobie przypomnieć, ile zarzutów gospodarczych wytoczyli wobec mnie polityczni przeciwnicy, w tym poseł PiS Jerzy Szmit. I wszystkie zarzuty z łoskotem upadły! W bieżącej sprawie mogę powiedzieć jedno: owszem, popełniłem błąd, który został perfidnie wykorzystany, dotknął mnie tzw. syndrom Clintona, ale nie było przestępstwa, jakie medialnie wykreowano. W życiu nikogo nie skrzywdziłem! Proszę spytać w ratuszu, czy jakakolwiek pracownica została przeze mnie skrzywdzona? Zresztą mieszkańcy Olsztyna potrafią oddzielić ziarno od plew. Dziś na ulicy zaczepiają mnie ludzie, w tym wiele kobiet, deklarując zaufanie do mnie, do mojego postępowania. Na mojej liście wyborczej znalazło się aż 14 kobiet wobec 12 mężczyzn, przy czym aż w trzech okręgach - na cztery - pierwsze miejsca zajmują kobiety.
- Dlaczego więc ten proces trwa tak długo?- Ze względu na jego utajnienie nie mogę na to pytanie odpowiedzieć, ale każdy rozsądnie myślący zrozumie, że trzeba mocno się gimnastykować, aby udowodnić absurdalne zarzuty, jakie mi na początku postawiono. Ale żeby je obalić - trzeba dużo czasu. Jednak o końcowy wynik procesu jestem dziś absolutnie spokojny! W przeciwieństwie do pewnych osób, którym ten proces - zgodnie z prawem - odbije się rykoszetem...
- Jednak przeciwnicy mogą odwołać się do „strony moralnej” kandydata, jak to było w poprzednich wyborach, gdy wspomniany celebryta mówił o Pańskiej pracy cenzora...- Wyznaję zasadę, że nieważne kto gdzie był, ale co robił. Nigdy nie ukrywałem, że w końcowej fazie PRL-u byłem dyrektorem Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Olsztynie. Ale proszę znaleźć jednego dziennikarza, który powie, że zepsułem mu karierę albo wstrzymałem choćby jeden tekst... A mało kto wie, że pierwsza lista katyńska w „prasie reżimowej” ukazała się w „Dzienniku Pojezierza”, którego redaktorem naczelnym był Andrzej Bałtroczyk, ojciec celebryty Piotra Bałtroczyka. Większość materiałów zapewnił wtedy prof. Włodzimierz T. Kowalski, a ja nie pozwoliłem na żadną ingerencję, choć przecież byłem narażony na konsekwencje służbowe. Nikt nie może mi zarzucić, że tępiłem wolność słowa i byłem niewrażliwy na prawdę. Nie mówiąc o kulturze...
- Olsztyńscy twórcy z sentymentem wspominają tamte czasy...- Proszę zobaczyć, ile wtedy ukazało się wydawnictw olsztyńskich i porównać z obecnymi...
- Z czego to wynikało?- Uważałem, że środowisko twórcze Olsztyna jest niedowartościowane i starałem się te braki nadrobić, nie tylko finansowo. Doceniałem artystów biorąc udział w różnych spotkaniach, promocjach, wernisażach i do dzisiaj jestem z nimi w znakomitych relacjach. Ale nie chodzi tylko o grono twórców, bo przypomnę, że to za moich czasów OLA, czyli Olsztyńskie Lato Artystyczne zaczęło przemieszczać się na olsztyńskie osiedla. Dzisiaj tylko ubolewam, że Olsztyn zalewa komercyjna „sieczka”, a bardziej wartościowe koncerty są biletowane. A to dla przeciętnej rodziny naprawdę znaczący wydatek.
- Jeśli mowa o wsparciu, to w Pana przypadku mamy do czynienia z pewnym zjawiskiem socjologicznym, gdy poparcia udzielają wyborcy lewicowi, jak i katolicy.- Odpowiem sloganem, że ludzi trzeba łączyć, nie dzielić. Taka idea towarzyszyła mi od pierwszych dni mojej pracy w samorządzie. Nie znoszę, jak ktoś dzieli ludzi na lepszych i gorszych, bogatych i biednych, mądrych i głupich, lewicowych i prawicowych. Szanuję wszystkich jednakowo. Zawsze dążyłem do tego, by ważne dla mieszkańców decyzje były z nimi uzgadniane. Przypomnę taki szczegół: przed budową „Alfy” delegacje rad osiedlowych jeździły do Gdańska, by poznać inwestora i sprawdzić jego dokonania, zanim zacznie u nas budować. Z kolei przed jubileuszem 650-lecia Olsztyna toczyła się dyskusja, co ma być w blendzie Wysokiej Bramy? Wtedy dzięki opiniom uczonych, w tym prof. Janusza Jasińskiego, wszyscy orzekli, że ma tam znaleźć się taki sam wizerunek Matki Boskiej jak przed wojną. Medalion ten został wykonany w najlepszej europejskiej pracowni w Rzymie, świadczącej usługi dla Watykanu.
- Pan wtedy był z pielgrzymką u papieża Jana Pawła II, żeby - jak niektórzy mówili - podbudować swój wizerunek medialny?- Już wówczas mieliśmy kontakty z Umbrią, a jeszcze bliższe z Perugią, leżącą niedaleko Rzymu. Ale przyznaje, że na prośbę pewnego grona ludzi związanych z Kościołem miałem odwiedzić Watykan, żeby - wzorem innych miasta - nadać naszemu papieżowi honorowe obywatelstwo Olsztyna. Przecież w 1991 roku Jan Paweł II odwiedził Olsztyn i obdarzył nas wspomnianą mozaiką na Wysoką Bramę. Wypadało jednak spytać samego zainteresowanego, czy przyjmie honorowe obywatelstwo naszego miasta. Papież się zgodził wyrażając nam dużą wdzięczność. Nie była to promocja mojego nazwiska, które w piśmie do Ojca Święto nie zostało nawet wymienione. To była promocja Olsztyna!
- Czy pracownicy ratusza mogą się obawiać Pańskiego powrotu jako prezydenta?- Broń Boże! Najgorszą metodą stosowaną przez nowych szefów jest wymiana ludzi na „swoich”. A ja wiem, że w ratuszu są znakomici pracownicy, tylko trzeba im stworzyć dobre warunki, aby mogli dobrze i kreatywnie wypełniać swoje zadania. Nie ma mowy o żadnych czystkach i rewanżach, niezależnie od tego, czy to dyrektor wydziału, czy sprzątaczka
- Ale po takich przeżyciach, jak choćby wyprowadzenie w kajdankach z ratusza, chyba pozostał w Panu jakiś osad goryczy?- Przeżycia były traumatyczne, szczególnie dla mojej rodziny, a już wybitnie dla mojej żony Jadwigi, która to najbardziej przeżyła. Nad nią się litowałem, nigdy nad sobą. Zawsze byłem człowiekiem, który patrzy do przodu, nie do tyłu. Owszem, wcale nie mówię, że nie mam żalu do ludzi, którzy zgotowali mi ten los. Natomiast nie ma we mnie żądzy zemsty czy innych uczuć w tym stylu. Porzucam myśli złe, nie rozpamiętuję prywatnych zaszłości, a hoduję w sobie pragnienie budowania lepszej przyszłości dla mieszkańców Olsztyna.
- Czy ta tolerancyjna postawa ma wpływ na Pana świetny wygląd fizyczny?- Po tym, co przeszedłem, miałbym prawo czuć się podle i tak wyglądać, bo niejeden by tego nie przetrzymał. Ale przede wszystkim trzeba dbać o siebie... Wstaję o piątej rano i trochę ćwiczę fizycznie, by mieć kondycję na cały dzień. Poza tym prowadzę higieniczny tryb życia, nie pije, nie palę, poruszam się pieszo albo autobusami, więc tkanka tłuszczowa nie przyrasta. Zawsze żyłem w kulcie pracy, ale pracy rozsądnej, by dawała dobre samopoczucie. Zresztą zawsze taki byłem i takim pozostałem. Żyję spokojnie, bo - jak mówiłem - nie pielęgnuję w sobie urazów i zapiekłości.
- W takim razie co dla Pana jest największym bogactwem Olsztyna?- Oczywiście na pierwszym miejscu mieszkańcy! Zachwyca mnie ich patriotyzm lokalny. Pamiętam klimat spotkań w 2003 roku, gdy świętowaliśmy jubileusz miasta i olsztynianie tłumnie przychodzi na imprezy, bawili się, cieszyli...
- Jako prezydent chciałby Pan ten klimat podtrzymać?- Chciałbym to kultywować, ale najważniejsze, co trzeba zrobić to tworzyć nowe miejsca pracy, by obniżyć niebezpieczny pułap bezrobocia. I jeszcze jedno - od czterech lat jesteśmy alarmowani, że grozi nam brak ciepła w mieście. Chcę wyraźnie powiedzieć: nie trzeba nowej elektrociepłowni, a jedyni zadbać o to, co posiadamy. Dobry gospodarza wykorzystuje najpierw własne zasoby, a jak się skończą, robi zakupy na zewnątrz. Bo inaczej czekają nas nowe, potężne wydatki. I to z naszych kieszeni!
- Liczy się Pan z wygraną w pierwszej turze?- Jeden z kandydatów powiedział mi niedawno, że to ze mną spotka się w drugiej turze. Odpowiedziałem mu z całą pokorą: „Nie wiem, czy dojdę do drugiej tury”. Zawsze byłem realistą i unikałem zarozumialstwa. Jeśli ktoś mówi, że wygrywa w pierwszej turze, to gratuluję mu „ryzykownej odwagi”. Mnie najbardziej cieszy to, że jestem życzliwie odbierany na ulicy, w autobusach czy sklepach. To jest moja prawdziwa satysfakcja!
******
Materiał zlecony i opłacony przez KKW Czesława Jerzego Małkowskiego