Ojciec chińskiej historiografii Sima Qian, już w czasach dynastii Han, a więc w II w. p.n.e. zauważył, że „Kłopoty dnia codziennego przeszkadzają wielkim sprawom świata”. Spędziwszy ostatnie 3 dni w Paryżu, na dyskusjach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy i obserwując sytuację wewnętrzną w tym kraju, doszedłem do wniosku, że powyższa, dość banalna, konstatacja może mieć jeszcze gorszą odmianę - gdy poważne problemy przenikają się w obu tych sferach.
Koniec okresu wakacyjnego nad Sekwaną, trochę podobnie jak nad Wisłą, obfituje w burzliwe wydarzenia. Syntetycznie ujmuje je tytuł z dzisiejszego „Le Monde” - „Wiatr paniki na szczytach państwa. Niestabilność rządowa, odsłanianie życia prywatnego, druzgocące sondaże: duet Hollande-Valls w rozsypce”. To chyba efekt niezbyt konsekwentnej polityki prowadzonej przez tasującą się ekipę prezydenta Francji Francois Hollande’a sprawującego urząd od maja 2012 r. Pokonał on swego „barwnego” (nie tylko ze względu na związek z Carlą Bruni) poprzednika Nicolasa Sarkozy’ego akcentując, że będzie „NORMALNĄ” głową państwa i doprowadzi do stabilizacji sytuacji społeczno-gospodarczej. Wydawało się to realne - tym bardziej, że Hollande przez wiele lat był I sekretarzem Partii Socjalistycznej, moim zdaniem tradycyjnie najciekawszej pod względem programowym europejskiej formacji lewicowej (np. to ona wprowadziła we Francji 35-godzinny tydzień pracy, mający doprowadzić do zmniejszenia bezrobocia).
Tymczasem najnowszy sondaż TNS-Sofres dla „Le Figaro-Magazine” pokazuje, iż obecny prezydent ma jedynie 13% zaufania (historyczny rekord niepopularności we Francji), zaś urodzony w Barcelonie premier (od marca br.) Manuel Valls - dobrze oceniany w ciągu 2 lat jako minister spraw wewnętrznych - już tylko 30%. To efekt wielu wydarzeń i procesów takich choćby jak afery rządowe (np. ministra budżetu Cahuzaca w ub.r., który ukrywał miliony euro w Szwajcarii; przed paru dniami zaś sekretarz stanu ds. handlu zagranicznego Thevenoud ustąpił ze stanowiska zaledwie po 9 dniach od nominacji z powodu niejasności podatkowych). Dalej - to niedotrzymanie obietnic wyborczych. Deficyt budżetowy miał spaść w br. do 3% PKB, a Michel Sapin - minister finansów - dopiero co ogłosił, iż nawet w 2015 r. będzie on wyższy niż 4%. Nie udało się wprowadzić gromko zapowiadanego podatku w wysokości 75% dla osób zarabiających ponad 1 mln euro w danym roku, itd. itp.
Prawdziwe wstrząsy na szczytach władzy nastąpiły jednak ostatnio w związku z nagłym zwrotem polityki rządu w kierunku zaciskania pasa, ograniczania wydatków publicznych, a zarazem wyraźnego wspierania przedsiębiorców. Nie mogły się podobać plany zmniejszania świadczeń dla bezrobotnych (jest ich we Francji 3,5 mln), czy wzmacniania kontroli na granicach strefy Schengen. Swoje zrobiło odejście ministrów zaliczanych do lewicy socjalistycznej - edukacji i kultury, a szczególnie szefa resortu przemysłu, popularnego Arnaud Montebourga. Co więcej, zastąpił go były bankier Emmanuel Macron, który zasłynął w trakcie kampanii wyborczej Holland’a z tego, iż gdy ten zaproponował wspomniany 75% podatek dochodowy rzekł: „To będzie Kuba, tylko bez słońca”. „Kuby” w istocie nie było i z pewnością teraz nad Sekwaną nie będzie, ale lewica PS uważa wprost takie zmiany za liberalne, a nawet prowokacyjne, zaś komuniści określają nową ekipę jednoznacznie jako „prawicową”. Nałożyły się na to spory co do niektórych kierunków polityki zagranicznej, m.in. celowości wstrzymania dostawy do Rosji dwóch specjalnych okrętów „Mistral”.
Premier Valls zapowiedział wystąpienie 16 września o votum zaufania w Zgromadzeniu Narodowym. Mimo głębokich podziałów wśród socjalistów zapewne je uzyska, gdyż wcześniejsze wybory byłyby dla nich katastrofalne. Umacnia się m.in. skrajnie prawicowy Front Narodowy (zwycięzca eurowyborów), którego liderka Marine Le Pen popiera politykę prezydenta Putina i uważa Unię Europejską za współodpowiedzialną za sytuację na Ukrainie. W zbliżających się wyborach do Senatu (odnawiana będzie połowa jego składu) widać zjawisko dostrzegalne także w Polsce, szczególnie w szeregach PO - niektórzy czołowi działacze socjalistyczni kandydują (np. Jean-Noel Guerini w Marsylii) przeciwko dotychczasowej formacji.
Na to wszystko nałożyło się ukazanie w księgarniach w miniony czwartek, przygotowywanej do druku w tajemnicy, książki Valerie Trierweiler - dziennikarki Paris „Match”, przez 7 lat przyjaciółki Hollande’a, a przez 2 lata nieformalnej „pierwszej damy” Francji - pt. „Merci pour ce moment” („Dziękuję za tę chwilę”). Miałem w ręku tę kosztującą 20 euro, 320-stronicową książkę, opublikowaną przez wydawnictwo „Les Arenes” na razie w nakładzie 200 tys. egzemplarzy. W punktach sprzedaży wielkiej grupy medialnej Fnac znajduje się już ona na czele listy bestsellerów, bijąc np. trzykrotnie na głowę głośny - i znany także w Polsce - utwór E.L. Jamesa „50 twarzy Grey’a”. Jak można się było spodziewać, to „słodki rewanż” ambitnej kobiety porzuconej przez prezydenta dla młodszej aktorki Julie Gayet. Trudno przecenić dewastujący dla samego Hollande’a (znając go od lat, serdecznie mu współczuję) i całej ekipy rządzącej efekt. Prezentowany jest m.in. jako osoba - wbrew oficjalnym poglądom - nie szanująca biednych (określanych jakoby przez siebie „bezzębnymi”). Obawiam się, że wzięcie w obronę prezydenta przez Segolene Royale (matkę czworga ich dzieci, wybitną socjalistkę, która przegrała z Sarkozym wybory prezydenckie w 2007 r., a od niedawna jest ministrem ekologii) może mu niewiele pomóc. Już pojawiły się specjalne, złośliwe strony internetowe, a nawet zaczątki ruchów społecznych typu „Hollande do dymisji”.
Nie jest łatwo przewidzieć, co się stanie we Francji do roku 2017, w którym powinny się odbyć następne wybory prezydenckie. Może np. dochodzić do kolejnych zmian rządów. Niejasna jest też sytuacja w innych obozach politycznych. Marie Le Pen (podobnie jak jej ojciec przed laty) nie ma szans na wybór w II turze. Nicolas Sarkozy, uwikłany w procesy sądowe, chyba także nie będzie kandydatem prawicowej UMP. Gdybym miał - z tak dużym wyprzedzeniem - wymienić jednego polityka mającego szanse, to wskazałbym na Alaina JUPPE. Ten gaullista - były dwukrotny premier i wielokrotny minister, w tym spraw zagranicznych - jest od dawna merem Bordeaux i uważany za polityka wagi ciężkiej. A samemu Francois Hollande’owi, na którego rzeczywiście spadła cała lawina kłopotów, zadedykowałbym myśl Miguela de Cervantesa: „Nieszczęścia nigdy jeszcze nie naprawiła bezczynność ani lenistwo”.
Tadeusz Iwiński